Niewiele o niej wiemy. Nie znamy nawet jej imienia. I są takie chwile, gdy nie imię się liczy, ale wina: grzech i zło, które człowiek popełnia. Jej imię wypowiedzieli ci, którzy ją przyprowadzili – „kobieta pochwycona na cudzołóstwie”. Zamiast imienia, które wyraża całe bogactwo osobowości człowieka, jest zawężenie osoby do jednego wydarzenia, do jednego błędu, do jednego grzechu: „złapana na cudzołóstwie”. Uczeni w Piśmie nic więcej o niej nie powiedzieli. Im wystarczyło to, że popełniła grzech.
Coś „nie tak” działo się w sercu tego rybaka. I to nie dlatego, że całą noc nic nie złowił. Wręcz przeciwnie – na słowa nieznajomego, który stał na brzegu, zarzuca sieci. Wreszcie ma to, czego pragnął – sieć pełną ryb. Ale ona go nie cieszy, nie zwraca na nią uwagi. Co się dzieje w sercu rybaka, gdy nie cieszy go udany połów? Co się dzieje, gdy nie cieszy go zasłużony owoc jego pracy? Co skrywa serce, które doradza, aby zostawić łódź i rzucić się w morze? Czy takie serce nadal można nazywać „sercem rybaka”?
Poprzez przyjście Chrystusa na świat i ziemską wędrówkę Boga-Człowieka, ludzkość otrzymała najwyższy i doskonały wzór, którego naśladowanie prowadzi nas ku zbawieniu. Rzecz w tym, abyśmy w atmosferze przedświątecznych przygotowań nie zagubili istoty świąt, która jest niezmienna i nie zależy ostatecznie od żadnej, najpiękniejszej nawet ludowej tradycji...
W samej Biblii słowo „serce” użyte jest niemal tysiąc razy, w tym około 130 razy w samych psalmach! Nie dziwi to, jeśli wziąć pod uwagę osobisty, wyznaniowy charakter wielu psalmów. Poza częstym odwołaniem do serca w Piśmie Świętym, dla katolików najważniejsze jest Serce Jezusa. Przyjął On serce z ciała i krwi...
Serce ma wyjątkową pozycję w dziejach ludzkości. Każda cywilizacja przypisywała sercu szczególną moc i wyjątkowe znaczenie. Dla chrześcijan powinno stać się prawdziwym „herbem życia”, ponieważ Chrystus zapewnia nas: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt, 5,8).
W Wielką Sobotę, nastała wielka cisza. Po wielkich wydarzeniach, po końcu świata nastała wreszcie błogosławiona cisza. Wszystko się skończyło i świat pogrążył się w nieogarnionej, świętej ciszy. Pozwól, żeby trwała. Przyjdź i usiądź, a zobaczysz, że Król zasnął. Zobaczysz Boga, który odpoczywa po dziele, którego dokonał...
Jedną z niezwykłych cech Boga, jest to, że nie nuży się tym, co piękne i co sprawia radość. W tym wypadku – jak pisał niegdyś w swojej Ortodoksji Chesterton – można śmiało stwierdzić, że Bóg jest młodszy od nas. My się w pewien sposób zestarzeliśmy i nie wzbudza już w nas zachwytu to, co jest nam znane. Nie potrafimy myśleć z entuzjazmem o Tej, której wielkie rzeczy uczynił Wszechmocny (por. Łk 1, 49).
Zacznijmy od prostego pytania: czym zajmował się Jezus podczas trzech lat swojej publicznej działalności? Pierwsza odpowiedź jest oczywista: Jezus głosił Ewangelię o Królestwie, wzywał do nawrócenia, uzdrawiał chorych i opętanych. Jednak był jeszcze drugi nurt działalności Jezusa - Jezus przygotowywał swoich uczniów do posługiwania...
W 1960 r. św. Jan XXIII zatwierdził litanię do Najdroższej Krwi Chrystusa i gorąco zachęcał wiernych do jej odmawiania. W kościele powszechnym lipiec jest miesiącem poświęconym Krwi Chrystusa. Co w niej takiego szczególnego?
Są kryzysy gospodarcze, polityczne, społeczne. Słyszymy o nich w mediach, gdzie sieją grozę biedy i zniewolenia, nienawiści i chaosu. Kładą się złowieszczym cieniem na przyszłości świata. Są kryzysy w relacjach: małżeńskie, wspólnotowe, przyjacielskie, wychowawcze. Wymagają negocjacji, mediacji, umów, kompromisów. Są wreszcie te najgłębsze, wewnętrzne, egzystencjalne.
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
Zaduma nad ludzką śmiertelnością z natury wydaje się zajęciem mało atrakcyjnym i kojarzy się raczej z chłodną prozą zakładów pogrzebowych, krwawymi sensacjami tabloidów albo mroczną wyobraźnią twórców horrorów. Nawet jako przedmiot kazań śmierć jest sporym wyzwaniem i nie zawsze doczekuje się refleksji duszpasterskiej, która uniknęłaby banału. Wolimy mówić i słuchać o Bogu, który leczy zranienia, przebacza, klepie po ramieniu i mówi: „Wszystko będzie dobrze, Ja to jakoś załatwię”.