Autor: Piotr (---.net.pl)
Data: 2008-06-18 13:58
Coz powiedziec.
Na swoj sposob wspolczuje i bede Cie namawial do trzymania sie.
1. Ty zyjesz. I musisz zyc dalej. Bo tak chce Bog. Gdyby chcial inaczej, nie zylabys ani sekundy dluzej.
2. Bog wie, co robi. Skoro do tego dopuscil, to znaczy, ze tak ma byc.
3. Jestes w klasycznym stanie depresji. Na szczescie, jest to depresja egzogenna (spowodowana warunkami zewnetrznymi), z ktora czas sobie poradzi. Trzeba to przeczekac. Postaraj sie zapewnic sobie spokoj, nie podejmuj w najblizszym czasie zadnych niekoniecznych decyzji, po prostu jestes chora. Jedni lapia grype, inni HIV-a, Ty zlapalas depresje. Dasz sobie rade. Tylko musisz zdac sie na rozum - czysty rozum, zignorowac emocje, ktore w Tobie teraz szaleja i podsuwaja Ci sprzeczne sygnaly. Wlacz 100% rozumu i mysl 10 razy zanim cos zrobisz. I rob tylko to, co Ci rozum (oswiecony wiara) nakazuje.
4. Tez bylem w podobnym stanie (choc nie chodzilo az o smierc bliskiej osoby) i przezylem, choc myslalem, ze oszaleje i ze to nigdy sie nie skonczy a moje zycie sie zawalilo. Jazda bez trzymanki. Po 2-ch latach sie skonczylo, wrocilem, bez pomocy psychiatry ani psychologa. Oni nie pomoga, moze otumania prochami, ponawijaja makaron na uszy i skasuja chorego za wizyte. Ile to by nie trwalo - Ty musisz trwac. Bo stan w ktorym jestes to zwyczajna choroba. Najnormalniejsza w swiecie, bedaca efektem odstawienia naturalnych endorfin i fenyloetyloaminy od mozgu. Wyzwolila depresje. Mozg to taki sam flak, jak watroba, czy miesien - tez moze nawalic. Nic wstydliwego. To nawet normalne, ze nawalil. Kazdemu by siadl. Trzeba to tylko w spokoju przetrwac. Wroci, na pewno wroci do siebie, ja Ci za to recze. Moze to trwac dlugo, albo krotko, ale jak to przetrwasz - spojrzysz na swiat i zycie innymi oczyma. I chodz do kosciola, staraj sie zyc w lasce uswiecajacej, modl sie na ile potrafisz. Nawet na sile, nawet, kiedy nie masz ochoty i chcesz Bogu nawymyslac. To Mu nawymyslaj, powiedz, co czujesz, On sie nie obrazi, wie, ze jestes chora. Ale nie odchodz od Niego. Nigdy i pod zadnym pozorem.
5. Ja w tej chwili pisze to, co pisze tylko dzieki zelaznemu stosowaniu powyzszych regul. Gdyby nie one - juz dawno spoczywalbym w mogile w kacie cmentarza. Bo przestalem widziec kolory swiata. Wszystko bylo szare i bez sensu. Moje zycie jest takie, jak przedtem. Formalnie nic sie nie zmienilo. Moze "tylko" troche sie dowiedzialem, moze "tylko" zrozumialem o co chodzi na tym swiecie. I z perspektywy czasu nie zaluje. Bo teraz wiem, ze gdyby sprawy potoczylyby sie inaczej, tak, jak chcialem i tego pragnalem, to teraz by moje powyzsze zasady nie wystarczyly. Zlamalbym sie najprawdopodobniej. Teraz na wszystko patrze rozumem, nie emocjami. I wiele wersetow z Ewangelii zrozumialem, o nabywaniu tak, jakby sie nie nabywalo, o byciu kawalerem tak, jakby sie bylo zonatym i o zonatym tak, jakby sie bylo kawalerem.
Przywiazanie sie do jakiejkolwiek ziemskiej rzeczy zawsze skutkuje cierpieniem. Zawsze. Nawet, jesli to jest ludzka milosc miedzy kobieta a mezczyzna (greckie eros). Nie boli tylko agape - milosc milosierna. Bo ona nie wchodzi w czlowieka, ona z niego wychodzi i nie oczekuje nic w zamian. Dajesz i nic Cie wiecej nie obchodzi. Przywiazanie sie oznacza przyzwolenie na to, zeby cos wniknelo w nas i uzaleznilo nas od siebie. To jest jak nalog. I jego skutki odstawieniowe wlasnie czujesz. Ale to nic wstydliwego, nic zlego. To jest normalne. Musisz to przezyc, w ten sposob, kiedy przetrwasz - zobaczysz swiat z zupelnie innej strony. Przywiazanie sie jako zdolnosc ludzka jest potrzebne tylko po to, zeby przywiazac sie do Boga, mozesz to spokojnie zrobic. On w Ciebie wejdzie, zapusci korzenie w Twoim sercu i nie zrobi Ci krzywdy. Nie zlamie serca, nie zawiedzie nadziei (ktora w przypadku czlowieka wierzacego powinna byc nazwana "pewnoscia"). Bo jest idealem, bo On nie przemija. Niewazne, co w tej chwili czujesz - zaufaj moim slowom, sam to przeszedlem. Mowie z doswiadczenia. Teraz jestem szczesliwy, ale to jest szczescie bardziej podobne do spokojnego szczescia przy cieplym kominku i filizance herbaty, niz do szczescia wsrod fajerwerkow i hucznej zabawy. I moze troche bardziej zdalem sie na Boga. Moze bardziej sie troszke na Niego otwarlem? Nie wiem, ale moja modlitwa juz jest inna, niz przedtem.
|
|