logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Osobiste tragedie, utrata nadziei a relacja z Bogiem.
Autor: piesikot (---.internet.jettel.pl)
Data:   2018-04-29 12:56

Chciałam opowiedzieć swoją historię a zarazem poprosić o Wasze przemyślenia i doświadczenia. Od wczesnego dzieciństwa towarzyszyło mi dużo miłości, zostałam wychowana w wierze, otoczona przez niedoskonałych, ale kochających mnie ludzi. Do 30 roku życia wszystko układało się w moim życiu w sposób skomplikowany, ale w miarę stabilny. Skończyłam szkoły i studia z bardzo dobrymi wynikami, miałam pracę, partnera, urodę, zdrowie. Czułam, że Bóg mnie kocha i czuwa nade mną. Ok. 30 roku życia nastąpił nieprzyjemny zwrot w moim życiu - mój związek z chłopakiem się rozpadł, a krótko po tym zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy. Chorobę nowotworową przetrwałam w towarzystwie Boga, bez pretensji, żalu, żadnych oczekiwań, chodząc do Kościoła, modliłam się jedynie o realizację jego woli. Wygrałam walkę z rakiem, ale od tej pory moje życie stało się pasmem nieustających mniejszych lub większych tragedii. Z powodu choroby straciłam oszczędności życiowe, odsunęło się ode mnie wielu ludzi, przestraszyła ich moja tragedia, a może po prostu nie chcieli mieć chorej przyjaciółki, w dzisiejszych czasach to mało popularne. Słyszałam wiele nieprzyjemnych głosów na temat mojego wyglądu po chorobie, osoby, które uważałam za swoich przyjaciół, nagle zaczęły się ode mnie odwracać, naśmiewać za plecami. Zakończyłam wiele toksycznych relacji, aby uzdrowić moje otoczenie. Potem nadeszły kolejne problemy zdrowotne, zawodowe, osobiste. Spadła moja odporność, zaczęłam chorować, moje życie osobiste podupadło, mężczyźni zaczęli traktować mnie, jak powietrze. Pojawiały się problemy finansowe, zmęczenie, rezygnacja, trudności w pracy, w skupieniu się, w prowadzeniu projektów. Następowały kolejne problemy zdrowotne, już nie nowotworowe, ale równie uciążliwe drobne tragedie, które zabierały mi nadzieję. Taki stan utrzymywał się kilka lat, więc w końcu postanowiłam skorzystać z pomocy psychoterapeuty, obecnie u trzeciego z kolei, u którego bezskutecznie leczę się od ponad 2 lat. Od czasu choroby nowotworowej nie udało mi się również stworzyć żadnego związku z mężczyzną, przestali się mną interesować, zaczęli unikać, mimo, że zawsze byłam atrakcyjną fizycznie kobietą. Wszystkie działania, które podejmuję dla poprawy swojego stanu, nie przynoszą żadnego lub wręcz odwrotny efekt. W pewnym momencie zaczęłam zastanawiać się, czy nie jest to związane z jakąś formą kary za odwrócenie się od Boga i zerwaniem z Nim więzi, choć nie jestem w stanie wskazać konkretnych przewinień, które mogłyby predysponować do takiej kaskady tragedii, grzeszę, jak każdy człowiek. Mimo, że nadal trwam w wierze, modlę się i uczęszczam na msze, jest we mnie coraz mniej nadziei, a coraz więcej gniewu, pretensji, wątpliwości, pytań. Z małej dziewczynki, wychowanej w miłości, która kochała świat, ludzi, zwierzęta, przez tragedie, które mnie spotkały, czuję, że powoli staję się zgorzkniała, przepełniona nienawiścią, pretensją. Jeżeli te tragedie mają/miały mnie czegoś nauczyć, czuję, że nie wynoszę odpowiedniej lekcji albo po prostu rzeczywistość mnie przerosła, a przez przepełniający mnie żal, toruję sobie drogę do piekła. Nie chcę odwracać się od Boga, wiara to jedyne, co mi w życiu zostało, bo wszystko inne zostało mi odebrane, ale czuję, że narasta we mnie pustka. Przestaję kochać siebie, świat i przestaję czuć relację z Bogiem, tak, jakby wszystko ogarnęła czerń i nicość. Nawet, gdy jestem w Kościele, czuję, jakbym już nie umiała modlić się szczerze, jakbym modliła się w pustkę, jakby moje słowa w ogóle do Niego nie trafiały, jakby dzieliła nas ściana. Bardzo proszę o Wasze słowa, sugestie, być może podobne doświadczenia.

 Re: Osobiste tragedie, utrata nadziei a relacja z Bogiem.
Autor: Aneta (77.87.0.---)
Data:   2018-05-14 18:20

Daj spokój z terapeutami. Terapeutą może być każdy, zawód ten w polskim systemie jest bardzo słabo unormowany. Idź do psychiatry, bo obawiam się, że możesz mieć depresję albo PTSD (zresztą, jedno drugiego nie wyklucza).
Co do relacji z Bogiem - poczytaj o doświadczeniach ciemności choćby Matki Teresy z Kalkuty. Może będzie Ci lżej, że nie tylko Ty tego doświadczasz. Może warto porozmawiać z kapłanem na ten temat i bezwzględnie zastosować się do jego wskazówek, choćby wydawały się absurdalne.
Czy nie masz wokół siebie nikogo, na kogo mogłabyś liczyć? Mnie znad krawędzi otchłani zawrócił mąż. Rozejrzyj się, może znajdzie się ktoś, kogo mogłabyś się chwilowo uchwycić, zanim na nowo uchwycisz się Boga.

 Re: Osobiste tragedie, utrata nadziei a relacja z Bogiem.
Autor: Ј (---.austin.res.rr.com)
Data:   2018-05-16 16:30

Wspomniałaś o zerwaniu więzi z Bogiem. Co przez to rozumiesz? Czy trwanie w grzechu ciężkim? Obecnie? Czy może miałaś na myśli jakiś epizod, krótszy lub dłuższy, z przeszłości. Nie napisałaś wprost, że korzystasz regularnie z sakramentów (spowiedź, Komunia św.). Jak to u Ciebie wygląda?

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: