Autor: che_burashka (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data: 2020-06-06 20:30
Niedawno pisałam o tym, że wybierałam się na Mszę św. i do spowiedzi, ale moje plany pokrzyżowała niedyspozycja żołądkowo-jelitowa. Wczoraj przed pójściem do pracy poszłam na Mszę św. na godzinę 7. Chciałam też wyspowiadać się. Byłam dziewiąta w kolejce do konfesjonału. Spowiadał tylko jeden ksiądz. O godzinie 7.25 byłam czwarta, ale musiałam już wyjść, ponieważ spóźniłabym się do pracy. Było mi ogromnie przykro. Przez cały dzień pytałam Jezusa, dlaczego tak się stało. Dzisiaj poszłam na Mszę św. (po raz pierwszy od początku pandemii) z nadzieją na spowiedź. Przyszłam odpowiednio wcześnie, niestety, nikt się w konfesjonale nie pojawił (a przecież w naszym kościele spowiedź jest codziennie, również podczas Mszy św. w Święta Wielkanocne i Boże Narodzenie, co nie we wszystkich parafiach jest praktykowane). Serce mi pękło. Gdy była Komunia, chyba jako jedyna zostałam w ławce. Szczypałam się w rękę, żeby nie wybuchnąć płaczem. Od samego rana prosiłam Matkę Najświętszą, żebym mogła przystąpić dzisiaj do sakramentu pojednania. To chyba były dzisiaj moje pierwsze słowa do Niej po obudzeniu się i przywitaniu. Jeszcze raz rano zrobiłam rachunek sumienia, odmówiłam modlitwę przed rachunkiem sumienia i przed spowiedzią. Tak, wiem, że jest żal doskonały. Korzystałam z niego, gdy były ograniczenia w uczestnictwie we Mszach św. Dlaczego Jezus nie chce odpuścić mi grzechów i przyjść do mojego serca? Czuję się przez Niego odrzucona, a tak bardzo za Nim tęsknię. Nie wiem, czy będę miała jeszcze odwagę przystąpić do spowiedzi. Mówią "do trzech razy sztuka". U mnie były trzy porażki.
|
|