Autor: K. (---.idea.pl)
Data: 2005-05-25 02:03
Hmm...
Ja swoja przeszlosc opowiadam od razu mezczyznie, ktoremu sie podobam (bylo takich kilku).
No coz, mysle ze byli w szoku, ale... zaden niegdy nie rezygnowal z poglebiania znajomosci. Te znajomosci z reguly zreszta trwaja, na stopie przyjacielskiej oczywiscie. Czuje, ze oni mnie szanuja, ze akceptuja mnie w calosci. A przeciez to tylko przyjaznie - nie wyobrazam sobie, zeby mnie z moja przeszloscia nie zaakceptowal chlopak, narzeczony, maz!
To tak jakby sie chcialo miec kwiat, ale bez korzeni i lodygi - tylko same platki i rdzen, to, co tak slodko pachnie.
Nikt nie jest bez winy, grzechu. Niektorym dane jest dokonywac bardzo trudnych wyborow i nie zawsze zdaja ten egzamin, podczas gdy zycie innych jest po prostu latwiejsze, a oni tez bladza, tylko konsekwencje tego sa, ze tak powiem, standardowe, malo widoczne.
Czym innym jest sytuacja, jesli ten ktos "z przeszloscia" jeszcze z nia nie zerwal - z roznych powodow - albo jest jeszcze na odwyku, bo jest alkoholikiem, albo ma jeszcze paniczne reakcje po jakiejs strasznej traumie, albo ciagle jeszcze dziala w grupie przestepczej, bo byl bandyta, albo ma HIVa i to sie raczej nie zmieni.
Wtedy trzeba sobie powiedziec - kocham ta osobe i jestem z nia mimo wszystko albo wlasnie odchodze, mimo ze kocham, bo z pewnymi obciazeniami sobie nie poradze, z tego nie moze byc malzenstwa, bo malzenstwo to przeciez konstrukcja, ktora musi spelniac pewne funkcje.
Albo powiedziec sobie - nie, teraz dopiero widze, ze ja tej osoby nie kocham.
Ale najgorsze to byc z kims i gardzic nim z powodu jego przeszlosci. ALbo zatykac mu usta, zeby nie mowil...
Prawda was wyzwoli, tak mowi Chrystus. I ja Mu wierze. Zawsze wyzwala.
|
|