Autor: Nell (---.ip.netia.com.pl)
Data: 2012-10-26 13:57
"Wielu ludziom taka forma nie odpowiada" - absolutnie się zgadzam. Dlatego w Kościele jest takie bogactwo form, żeby każdy znalazł coś, co mu odpowiada. Nie ma przy tym potrzeby, jak już zresztą pisałam wyżej, źle wypowiadać się na temat innych ruchów w Kościele (oskarżenie o spirytyzm to ciężkie oskarżenie).
Raz jeszcze wszystkich zaniepokojonych "tajnością" kursów SNE, zwłaszcza tych, których udzielone do tej pory odpowiedzi nie zadowalają, zachęcam do kontaktu z najbliższą im geograficznie Szkołą. Porozmawiajcie z dyrektorem szkoły lub jej duszpasterzem. Najlepiej dowiedzieć się o co chodzi u źródła i, ewentualnie, u źródła podyskutować, a nie sugerować niestworzone rzeczy ("To tajne? Dlaczego? Czy aby coś złego się za tym nie kryje") na forach internetowych.
Jeżeli ktoś był trzy razy na "Nowym Życiu" (kurs weekendowy), który jest kursem ewangelizacyjnym, a nigdy nie był w SNE na kursie formacyjnym (np. kursie "Jan"), to rzeczywiście może odnieść wrażenie, że SNE nie oferuje formacji. Tyle że ten pogląd nie jest zgodny z rzeczywistością.
Istotnym źródłem nieporozumień w tej dyskusji jest, moim zdaniem, także mylenie ewangelizacji z formacją, a kerygmatu z katechezą (w internecie można bez trudu znaleźć wyjaśnienie tych różnic). Ewangelizacja jest pierwsza w stosunku do formacji (a kerygmat w stosunku do katechezy). Jak ktoś spotka Boga na jakichś tam rekolekcjach ewangelizacyjnych (np. Nowe Życie, ale nie tylko), usłyszy kerygmat i zapragnie relacji z Jezusem, to zacznie formację. Będzie wtedy ogromnie tej formacji pragnął. W trakcie formacji będzie się uczył modlitwy, rozeznawania i w ogóle wszystkiego (to się nazywa katecheza). Oczywiście trzeba mu w tym pomóc. Od tego jest wspólnota i dlatego wszelkie akcje ewangelizacyjne mają sens, gdy człowiek może od razu trafić do wspólnoty, gdzie będzie dalej uczył się życia chrześcijańskiego. Wszelkie rekolekcje typu "Nowe Życie" mają w człowieku coś zapoczątkować, a nie dać mu pełnię wiedzy o życiu chrześcijańskim. Tą pełnię zdobywa się stopniowo uczestnicząc w życiu wspólnoty, uczestnicząc w rekolekcjach (ignacjańskich, SNE-owych, karmelitańskich, czy jakie tam kto lubi). Jednak jak komuś na początek zamiast kerygmatu dasz formację, to będzie klops. Np. jak zaczniesz mu tłumaczyć jak się modlić i czym się charakteryzuje strapienie duchowe, a ten człowiek nigdy nie podjął nawet wstępnej decyzji, aby wierzyć w Jezusa, nie ma i nawet nie wie, że może mieć z Nim osobistą relację, to najpiękniejszy wykład o modlitwie nic mu nie da. Ten człowiek popuka się w czoło i powie "to nie dla mnie" i będzie miał rację. To tak, jakby karmić zmarłego najlepszym jedzeniem. Nie skorzysta, nie jest w stanie.
Tak więc ani ewangelizacja bez dalszej formacji niewiele da, ani formacja bez wcześniejszej ewangelizacji do niczego nie doprowadzi (ufam, że w tym punkcie mój pogląd godzi się z poglądem Janusza). Ponad trzydzieści lat żyję na tym świecie (nie wiem czy to dużo, czy mało, ale troszkę już jest), poznałam wiele osób, które - w różnych ruchach i wspólnotach - przeszły tę drogę: na rekolekcjach ewangelizacyjnych (przeróżnych, SNE nie ma monopolu) spotkały osobiście Jezusa i zapragnęły za Nim iść, a potem korzystały z formacji we wspólnocie (czasem te wspólnoty zmieniając, szukając właściwszej dla siebie). Osoby te dążą do świętości, wzrastają, kochają Boga i ludzi, głoszą swoim życiem i słowem Ewangelię Ten model działa - tak było w pierwotnym Kościele, tak jest i dziś. Poznaje się po owocach.
|
|