Pojawieniu się pierwszej encykliki Benedykta XVI towarzyszyło spore medialne zainteresowanie. Można było odnieść wrażenie, że autor, przesuwając termin jej opublikowania, starał się wywołać marketingowy efekt. I choć nie reklama była powodem terminowych perturbacji, to bez wątpienia dało się wyczuć swego rodzaju wyczekiwanie. Pierwszym terminem miał być 8 grudnia, potem Boże Narodzenie, następnie Trzech Króli, a w końcu dokument ujrzał światło dzienne 25 stycznia, choć nosi datę 25 grudnia 2005 roku. Pierwsze gorące komentarze były zdecydowanie ciepłe i pozytywne, tak w ojczyźnie Papieża, jak w Europie i świecie, nie wyłączając Polski. Wszędzie, choć różnie rozkładając akcenty, podkreślano miłą niespodziankę, jaką sprawił urzędujący następca Piotra.
Mówić o miłości w XXI wieku
Tak jak zdecydowana większość współczesnych, Papież nie ma wątpliwości, że wśród ludzkich słów „miłość” jest słowem najważniejszym. Z takiego przekonania zrodził się jego wysiłek, by przywrócić „miłości” sens i wagę, nie tyle przez tworzenie nowych pojęć, ile raczej przez sięgnięcie do najbardziej pierwotnych określeń i fundamentalnych odniesień. Wśród wielu znaczeń słowa „miłość” na pierwsze miejsce Papież wysuwa „miłość między mężczyzną i kobietą, w której ciało i dusza uczestniczą w sposób nierozerwalny”, wobec czego blednie „każdy inny rodzaj miłości”1. W tej wzorcowej relacji miłości można wyróżnić trzy elementy: eros, miłość przyjaźni i agapé. Wiara w Boga w Starym i Nowym Testamencie – o czym przypomina Benedykt XVI – walczyła nie z eros, lecz jedynie z jego fałszywym ubóstwieniem, gdyż taka postawa prowadziła (i nadal prowadzi) do upadku i degradacji człowieka. Ludzki „eros potrzebuje dyscypliny, oczyszczenia, aby dać człowiekowi nie chwilową przyjemność, ale pewien przedsmak szczytu istnienia, tej szczęśliwości, do której dąży całe nasze istnienie” (4).
Te papieskie słowa z pewnością nie raz będą przytaczane w nauczaniu o prawdziwej miłości mężczyzny i kobiety, i jej eschatologicznym ukierunkowaniu. Eros postawiony wobec nieskończoności doznaje oczyszczenia, a człowiek, który walczy w sobie o jedność ciała i ducha, osiąga pełnię człowieczeństwa. „Jeżeli człowiek dąży do tego, by być jedynie duchem, i chce odrzucić ciało jako dziedzictwo tylko zwierzęce, wówczas duch i ciało tracą swoją godność. I jeśli, z drugiej strony, odżegnuje się od ducha i wobec tego uważa materię, ciało, za jedyną rzeczywistość, tak samo traci swoją wielkość” (5). W ten sposób Benedykt stara się przywrócić należne miejsce ducha w rozerotyzowanym świecie, choć nie czyni tego w opozycji do samego eros; ten fakt wielu przyjmie ze zrozumieniem. Jednak trzeba bardzo mocno podkreślić, że w tym miejscu Papież przypomina Kościołowi, iż eros jest integralną częścią prawdziwej ludzkiej miłości i ma dojrzewać do swojej rzeczywistej wielkości, a tę osiągnąć można jedynie na drodze „ascezy, wyrzeczeń, oczyszczeń i uzdrowień” (5). Odważny jest papieski komentarz do tekstów proroków, którzy – jego zdaniem – posłużyli się „śmiałymi obrazami erotycznymi” (9). Dzięki temu erotyzm na nowo zostaje wpisany w integralnie pojmowaną antropologię chrześcijańską.
Warty zauważenia jest wątek papieskich rozważań na temat dwóch rodzajów miłosnej ekstazy. Pierwsza ma charakter wyłącznie cielesny, erotyczny, i jest rodzajem „boskiego szaleństwa”, które „wyrywa człowieka z ograniczoności jego istnienia i w tym stanie opanowania przez boską moc pozwala mu doświadczyć najwyższej błogości” (4). Ubóstwiany eros starożytnych religii, paradoksalnie, nie prowadził w kierunku Boga, nie był prawdziwą „eksstazą”, lecz prowadził do upadku i degradacji człowieka. „Pozorne wywyższanie ciała może bardzo szybko przekształcić się w nienawiść do cielesności” (5). Prawdziwa ekstaza, która oznacza nie tylko wyjście poza siebie, ale także wyjście skierowane ku Boskości, zyskuje w eros sprzymierzeńca. Ma to miejsce w rzeczywistej miłości, która ukierunkowana jest na drugiego człowieka, pokonuje egoizm, nie szukając siebie, lecz dobra kochanej osoby. Niedościgłym wzorem miłości jest Jezus, który dając swoje życie, wypowiedział „istotę miłości i istnienia ludzkiego w ogóle” (6).