logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jan Halbersztat
Język ewangelizacji
Wieczernik
 


Nie wystarczy "mówić prawdę" - nawet jeśli jest to "święta prawda". Trzeba jeszcze mówić tę prawdę tak, aby osoba do której mówimy mogła ją zrozumieć i przyjąć. Na początek pozwolę sobie przypomnieć krótką opowiastkę o. Anthony'ego de Mello:

Pewien chrześcijanin zapytał buddyjskiego mistrza, czy może przeczytać mu kilka zdań z Kazania na Górze.
- Posłucham z największą przyjemnością - odparł buddysta. Chrześcijanin przeczytał kilka zdań. Mistrz uśmiechnął się i rzekł:
- Kimkolwiek był ten, kto powiedział te słowa, na pewno był Człowiekiem Oświeconym.
Ucieszyło to chrześcijanina, czytał więc dalej. Mistrz przerwał mu i powiedział:
- Człowieka, który wygłaszał te słowa, naprawdę można by nazwać Zbawicielem ludzkości!
Chrześcijanin wzruszył się. Doczytał do końca, mistrz powiedział wtedy:
- To kazanie zostało wygłoszone przez Człowieka, który promieniował boskością!
Radość chrześcijanina nie miała granic. Wracając do domu spotkał siedzącego przy ścieżce Chrystusa.
- Panie! - powiedział rozentuzjazmowany. - Doprowadziłem tego człowieka do wyznania, że jesteś Bogiem!
A Jezus uśmiechnął się i powiedział:
- I cóż osiągnąłeś poza tym, że nadęło się twoje chrześcijańskie ego?


Ano, niewiele. Bo dla buddysty boskość oznacza zupełnie co innego, niż dla chrześcijanina, co innego oznacza także zbawienie. Bo wyznanie buddyjskiego mistrza, które tak ucieszyło bohatera tej opowieści, co najwyżej potwierdziło jego wiarę w niepowtarzalność chrześcijaństwa - ale w żaden sposób nie zbliżyło jego słuchacza do poznania Chrystusa… Oto przykład ewangelizacji żarliwej, szczerej, chętnej… i kompletnie "nieskutecznej", bo operującej językiem zupełnie innym niż język osoby ewangelizowanej.

To nie tylko słownik

Zanim misjonarz wyruszy na misje do dalekich krajów, spędza sporo czasu ucząc się języka którym posługują się ci, do których jest posłany. Bywa to trudne zadanie - bardzo często nie wystarczy znajomość urzędowego języka danego kraju, konieczne jest nauczenie się lokalnego dialektu albo - tak jak w Afryce czy Ameryce Południowej - języków konkretnych plemion. Znajomość języka ludzi, do których się mówi, jest podstawą nawiązywania jakichkolwiek kontaktów - to pozornie oczywista prawda. Czy jednak zastanawialiśmy się kiedyś, co to jest "język"?

Łatwo zapominamy o tym, że "język" za pomocą którego głosimy Ewangelię - czy w ogóle wchodzimy w jakąkolwiek głębszą relację z drugim człowiekiem - to nie tylko słownik i regulujące jego użycie reguły gramatyczne. Znajomość języka to także znajomość szeroko pojętej kultury, literatury i sztuki, filozofii, sposobu myślenia i mentalności określonej grupy ludzi. Nie przypadkiem na każdych studiach filologicznych poza słownictwem i gramatyką poznaje się właśnie kulturę danego kręgu językowego - bez tego nie tylko nie da się być dobrym tłumaczem, ale w ogóle nie da się naprawdę dobrze mówić w danym języku.

Jakim językiem należy głosić Ewangelię?

Odpowiedź jest taka sama, jak w przypadku misjonarzy: takim, jaki zrozumieją ludzie, do których jesteśmy posłani. Takim, jaki będą w stanie przyjąć i zaakceptować. Inaczej nasze głoszenie Ewangelii nie przyniesie owoców i nie będzie miało głębszego sensu.
Jeśli zatem zastanawiamy się jakim językiem głosić Ewangelię, zadajmy sobie najpierw zasadnicze pytanie: komu ją głosimy. Każdy kaznodzieja, nauczyciel czy wykładowca wie, że inaczej mówi się do małych dzieci, a inaczej do osób starszych. Inne problemy mają nastolatkowie, inne - młodzi rodzice albo pensjonariusze zakładu karnego. Mówienie do dorosłych językiem dzieci spowoduje co najwyżej zażenowanie. Mówienie do dzieci językiem akademickim wywoła u odbiorców - w najlepszym razie - atak ziewania…

Zapamiętane rekolekcje

Do dziś pamiętam pewne rekolekcje w mojej ówczesnej parafii. Miałem wtedy bodaj szesnaście czy siedemnaście lat, byłem na początku formacji oazowej i przeżywałem etap autentycznego zafascynowania Kościołem i w ogóle "sprawami Pana Jezusa". Rekolekcje wielkopostne w naszej parafii - wspólne dla wszystkich "grup wiekowych" - dotyczyły Miłosierdzia Bożego i oparte były na Dzienniczku siostry Faustyny (trwał wówczas jej proces beatyfikacyjny). Mam nadzieję, że nikogo nie zgorszę tym, co tu napiszę, ale pamiętam ten czas przede wszystkim z jednego powodu: nigdy wcześniej (ani chyba nigdy potem) nie byłem na równie nudnych rekolekcjach! Oczywiście - obiektywnie zapewne wcale takie nie były. Pamiętam, że - ku mojemu zdziwieniu - spora grupa parafian była bardzo zadowolona i chętnie tych nauk słuchała. Ale dla mnie, nastolatka, problemy poruszane przez rekolekcjonistę były jakby z innego świata, kompletnie nie dotyczyły (tak w każdym razie wtedy to odczuwałem) mojego życia i moich młodzieńczych relacji z Chrystusem. Język, którym mówił rekolekcjonista nie był moim językiem. Tak, dotrwałem (to dobre słowo…) do końca, bo byłem "porządnym oazowiczem" i nie chciałem rezygnować z rekolekcji, ale gdybym był człowiekiem poszukującym, gdyby te rekolekcje miały decydować o moim spotkaniu z Chrystusem, to chyba nie spełniłyby swojej roli.
 

 
1 2  następna
Zobacz także
Jacek Poznański SJ
Poczęcie się i narodzenie Jezusa Chrystusa, Jego wcielenie, jest wydarzeniem, którego nie można pominąć w refleksji nad sensem i celem własnego życia. Ten fakt zmienia bieg historii całej ludzkości i każdego człowieka. Jest on istotny szczególnie wtedy, gdy momentami nasilają się dręczące pytania o to, kim jestem i po co żyję. Niekiedy sytuacje życiowe domagają się tego, byśmy nie zwlekając podjęli te pytania i dali sobie odpowiedź. 
 
Jacek Poznański SJ
„Ojcze nasz” to nie tylko krótka formuła modlitewna, której może się łatwo nauczyć dziecko. Treść tej modlitwy jest tak bogata i gęsta, że odmawiając ją z namysłem, możemy sporo dopowiedzieć i ją poszerzyć. Nie trzeba tu nawet niczego dodawać, swojego zrozumienia i skojarzeń. Wystarczy dostrzec, że krótkie wezwania prowadzą do wielu pokrewnych treści. Są listą tematów do modlitwy. 
 
Agnieszka Jalowska

Podczas modlitwy w ciszy trzeba uspokoić zmysły, odłożyć troski dnia codziennego, intencje, modlitwy słowne, nawet dziękczynne. Trzeba stanąć w Bożej obecności, odkryć Boga mieszkającego w nas. Można przeczytać fragment Ewangelii, a następnie z miłością wpatrywać się w Jezusa, przebywać z Nim, wyrazić Mu swoją wiarę. Oddać Mu siebie, aby mógł w nas działać. Trzeba uśpić zmysły, zamknąć oczy, być trochę jak człowiek pod narkozą na stole operacyjnym, aby Bóg, niczym wprawny chirurg, mógł przeprowadzać operację na sercu.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS