logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Osuch SJ
Posłani między wilki
Mateusz.pl
 
fot. Antonello Falcone | Unsplash (cc)


„Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki” – z kilku kolejnych zdań apostołowie dowiedzieli się, dlaczego Jezus użył tak drastycznego porównania: „jak owce między wilki”! W prorockiej wypowiedzi Jezusa znalazły się także dodające im odwagi pouczenia, a także co najmniej dwa motywy niezachwianej nadziei na ostateczne zwycięstwo. Mimo wszystko można być pewnym, że apostołowie – jeszcze nie dość uformowani w szkole Jezusa – przeżyli potworny szok, dowiadując się, co ich czeka. Wczujmy się nieco w ich sytuację. Tym bardziej, że chodzi tu także o nas.
 
Oczarowanie i szok

Apostołowie i uczniowie przeżyli przy Jezusie wiele cudownych i cudnych wydarzeń. W ich serdecznej pamięci kumulowały się nauki Kogoś najwyraźniej nie z tej ziemi. Choć nieraz okazywali się dość „tępi”, to jednak Jezus robił na nich wielkie wrażenie. Poruszały ich czyny Jezusa pełne miłości i mocy. Stopniowo nabierali dobrej pewności siebie. Może czasem gratulowali sobie, że idąc za Jezusem, postawili na „dobrą kartę”. Każdego dnia olśniewało ich genialne i pełne prostoty nauczanie Jezusa. Odczuwali moc Jego słów. Podziwiali Go także za to, że nikomu nie dał się przechytrzyć. Zastawiane pułapki rozpoznawał natychmiast i udaremniał jednym celnym zdaniem. Także manifestująca się potęga demonów przestała ich przerażać, widzieli bowiem, że Mistrz uwalnia opętanych jednym słowem, jednym gestem. W uczniach Jezusa rosło więc poczucie pewności i bezpieczeństwa.
 
Ogromne znaczenie miały również niezliczone cudy Jezusa. Patrzyli na nie codziennie i nabierali przekonania, że oto są świadkami zapowiadanej ery mesjańskiej. Królestwo Boże stawało się czymś dotykalnym i oglądanym. A u podstaw i ponad tym wszystkim był Bóg Ojciec – coraz bardziej poznany, bliski i miłujący najserdeczniej.
 
Nie jest to wszystko, co kształtowało nową świadomość uczniów i apostołów Jezusa. Ale i wszystko inne też tchnęło wyjątkowością, absolutną nowością i gruntowało poczucie bezpieczeństwa. Może czasem wydawało się uczniom Jezusa, że jeszcze trochę a oderwą się i wzlecą ponad to wszystko, co jeszcze pozostawało zwyczajne i naznaczone trudem…
 
I oto pewnego dnia Mistrz skonfrontował apostołów z najbliższą przyszłością, która zdawała się nie mieć już racji bytu. Jaki to musiał być szok, gdy słowa Jezusa spadły na nich jak ciężkie kamienie:
 
„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10,16-23)
 
Po wszystkich cudownych czynach i pouczeniach usłyszeli apostołowie rzeczy niemieszczące się w głowie i wyobraźni. Różne myśli zaczęły kotłować się w ich głowach. Może na pierwszy plan wybijało się pytanie pełne niedowierzania i żalu: «To jak to jest, Panie? Po tym wszystkim, cośmy przy Tobie i z Tobą przeżyli, mamy być w końcu owcami rzuconymi na pożarcie wilkom? Pozwolisz na to? Nie, to niemożliwe! Przecież dotąd uczestniczyliśmy niemal wyłącznie w Twoich oszałamiających sukcesach. Patrzyliśmy na tłumy Tobą zachwycone, wiwatujące i gotowe obwołać Cię królem Izraela. Dotąd rozpierała nas wielka duma. Cieszyliśmy się, że właśnie nam przydarzyło się coś tak wielkiego i jedynego w historii Izraela (a i ludzkości)… A teraz, co słyszymy, co nam przepowiadasz!»
 
Dziś już ogarniamy całą paschalną drogę Jezusa. I lepiej wiemy, jaką drogą będą podążać pokolenia wierzących w Jezusa Chrystusa. Nasz Zbawiciel, jako pierwszy złożył Bogu Ojcu Ofiarę, pełną miłości i niewyobrażalnej udręki. Tylko tak mogło, a przynajmniej tak dokonało się dzieło zbawienia wszystkich ludzi. – Kto naprawdę idzie za Jezusem i chce mieć udział w Jego Misji zbawiania człowieka, niech nie spodziewa się drogi łatwej, miłej i komfortowej. Raczej należy spodziewać się, choć niekoniecznie w tak drastycznej postaci, tego, o czym mówi Jezus w rozważanej perykopie.
 
Nie miejmy złudzeń

Dożyliśmy takich czasów – niby to pełnych tolerancji, oświeceń i wszelkiego możliwego postępu – kiedy to jednocześnie, rok w rok, zabijanych jest sto kilkadziesiąt tysięcy chrześcijan. – Dlaczego? Bo są Chrystusowi. Bo uwierzyli Zbawicielowi łagodnemu jak baranek. Bo sami nie chcą zabijać i stosować przemocy. Bo na swych sztandarach wypisują Jedno Imię: Boga Żywego i Prawdziwego, który objawił Siebie światu i udzielił ludziom we Wcielonym Synu Bożym, Jezusie Chrystusie.
 
Są, i z dziwnym przyśpieszeniem dopełniają się takie czasy („złe dni”, por. Ef 5, 16), które najprawdopodobniej i nas żyjących, zdawać by się mogło, w polskim zaciszu wiary, będą coraz bardziej zdumiewać, szokować i boleć. Za wiarę w Jezusa Chrystusa trzeba być gotowym płacić coraz większą cenę. Wielu z nas wierzących już wie, jaką cenę płacić trzeba choćby w (niektórych, coraz liczniejszych) miejscach pracy, w dyskusjach pełnych wrogości i ataków na religię, na wiarę, na chrześcijaństwo, na Kościół, na kapłanów, na tradycję i kulturę zbudowaną na gruncie Ewangelii.
 
– Co rusz pojawia się jakiś nowy atak wychodzący a to Rady Europy, a to z Parlamentu Europejskiego, a to z takiego czy innego lobby, a to od jednej czy paru naszych partii i rodzimych polityków (albo tak przekonanych, albo usłużnie i opłacalnie poprawnych politycznie, po europejsku, oczywiście, jakżeby inaczej).
 
Jezus mówił wtedy i dziś mówi do nas: Nie miejcie złudzeń. Nie jesteście na pięknej wyprawie krajoznawczej. Odbywacie jedyną w swoim rodzaju i niepowtarzalną podróż przez czas i ziemię do wiecznego i w innym wymiarze zbudowanego Domu Ojca. W tej podróży macie obok siebie serdecznych przyjaciół…, ale jednocześnie zagrażają wam i atakują duchy z gruntu złe; takie, którym Boska Miłość jest najzupełniej obca. Ich żywiołem stało się to, by uwodzić, kłamać, nienawidzić, zabijać, a przynajmniej poniżać to, co Bóg uczynił jako dobre (por. Rdz 1, 18. 25), a nawet „bardzo dobre” (Rdz 1, 31). Bóg, jako „miłośnik życia” (por. Mdr 11, 26) ochrania, nasyca dobrami i podnosi na wyższy poziom to, co z miłości stworzył. Szatan zaś (ze swymi ziemskimi, jak ktoś ironicznie stwierdził, „akolitami”, stoi pod każdym względem na antypodach Boskiej Miłości. Chciałoby się dopowiedzieć: Nic na to nie poradzimy, ale rozum swój, a zwłaszcza wiarę w zbawczą Wszechmoc Boga mieć możemy i powinniśmy!
 
„Kościół wojujący” – „polski w szczególności”

Jesteśmy dalecy od wyczerpania treści dzisiejszej ewangelii (nie mówiąc już o czytaniu z proroka Ozeasza 14,2-10. Pozostając zasadniczo przy jednym (także dziś szokującym i ”gorszącym”) wątku Jezusowego pouczenia, przytoczę jeszcze słowa, które Jan Paweł II, jeszcze jako Kardynał, wypowiedział w roku 1976 w czasie wizyty duszpasterskiej w USA.
 
Z perspektywy minionego czasu można widzieć w poniższych jego słowach rodzaj spełniającego się proroctwa: „Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów” (za: Encyklopedia nauczania społecznego Jana Pawła II pod red. ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego, hasło: Masoneria; link.
 
Niedawno Benedykt XVI, coraz częściej i podstępniej atakowany, nie bez powodu przypomniał jeden z coraz rzadziej używanych przymiotów Kościoła: „Pojęcie Ecclesia militans – Kościoła wojującego – nie jest dziś modne. – W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe, oddaje coś z prawdy. Widzimy, że zło chce opanować świat i konieczne jest podjęcie walki ze złem. Widzimy, że zło posługuje się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do różnych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza moralne fundamenty społeczeństwa. Św. Augustyn powiedział, że cała historia jest walką dwóch miłości: miłości własnej, aż do pogardzania Bogiem, i miłości Boga, aż do pogardzania sobą w męczeństwie. My uczestniczymy w tej walce, a w walce ważne jest mieć przyjaciół”.
 
Ostatnia próba Kościoła

Pozostaniemy w temacie, przywołując na zakończenie (raczej mało znany i ”nagłaśniany”) temat z Katechizmu (nr 675-677), noszący intrygujący tytuł „Ostatnia próba Kościoła”. Tekst nie jest ani „miły”, ani łatwy, ale warto skojarzyć go z Jezusowym posłaniem chrześcijan (apostołów i nas) jak owce między wilki.
 
„Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących (por. Łk 18, 8; Mt 24, 12). Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię (por. Łk 21,12; J 15,19-20), odsłoni „tajemnicę bezbożności” pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy. Największym oszustwem religijnym jest oszustwo Antychrysta, czyli oszustwo pseudomesjanizmu, w którym człowiek uwielbia samego siebie zamiast Boga i Jego Mesjasza, który przyszedł w ciele (por. 2 Tes 2, 4-12; 1 Tes 5, 2-3; 2 J 7; 1 J 2, 18. 22).
 
To oszustwo Antychrysta ukazuje się w świecie za każdym razem, gdy dąży się do wypełnienia w historii nadziei mesjańskiej, która może zrealizować się wyłącznie poza historią przez sąd eschatologiczny. Kościół odrzucił to zafałszowanie Królestwa, nawet w formie złagodzonej, które pojawiło się pod nazwą millenaryzmu (Por. Kongregacja Św. Oficjum, dekret De Millenarismo (19 lipca 1944): DS 3839), przede wszystkim zaś w formie politycznej świeckiego mesjanizmu, „wewnętrznie perwersyjnego” (Por. Pius XI, enc. Divini Redemptoris; potępia w tej encyklice „fałszywy mistycyzm” tej „karykatury odkupienia pokornych”; Sobór Watykański II, konst. Gaudium et spes, 20-21).
 
Kościół wejdzie do Królestwa jedynie przez tę ostateczną Paschę, w której podąży za swoim Panem w Jego Śmierci i Jego Zmartwychwstaniu (por. Ap 19, 1-9). Królestwo wypełni się więc nie przez historyczny triumf Kościoła (por. Ap 13, 8) zgodnie ze stopniowym rozwojem, lecz przez zwycięstwo Boga nad końcowym rozpętaniem się zła (por. Ap 20, 7-10), które sprawi, że z nieba zstąpi Jego Oblubienica (por. Ap 21, 2-4). Triumf Boga nad buntem zła przyjmie formę Sądu Ostatecznego (por. Ap 20, 12) po ostatnim wstrząsie kosmicznym tego świata, który przemija (por. 2 P 3, 12-13)”.
 
Krzysztof Osuch SJ
mateusz.pl
 
Zobacz także
ks. Tadeusz Miłek
Paradoks polega na tym, że okres świąt – jak żaden inny – wnosi do publicznych miejsc wiele religijnych symboli. Pojawiają się w sklepach, na ulicy. Widok wszechobecnych elementów świątecznej scenerii może sprawiać wrażenie, że żyjemy w świecie chrześcijańskim. Jest chyba jednak inaczej. To nie znak szacunku dla Boga, ale raczej próba wykorzystania Pana Boga na usługi świata...
 
Elżbieta Konderak

W celebrowaniu liturgii, jak w każdej modlitwie, zawsze jest możliwy kryzys. Ale kryzys jest szansą. Uważam, że on jest często „spowodowany” przez tę drugą stronę, czyli przez Pana Boga, który nie chce się zgodzić na to, żebym Go przyjmował ciągle w taki sam sposób. Domaga się przewartościowania, chowa się w znakach i chce, żebym Go szukał na nowo, jeszcze bardziej intensywnie. Nie wiem, jak będzie się dalej rozwijać ta liturgia.

 

Z o. Mirosławem Pilśniakiem, dominikaninem, rozmawia Elżbieta Konderak

 
Iwona Józefiak
W ostatnich dniach starego roku otrzymałam list od znajomej, z drugiego końca Polski. Wspomniana pani zakończyła swój list w ten sposób: "Przestałam wierzyć księżom... Wpojono mi ideały, których nie ma. Idealny ksiądz to ten, który posiada lepsze auto i jest nadziany kasą"...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS