logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Kazimierz Szałata
Przemienione na ofiarę
Posłaniec
 


Czymś, co najbardziej utrudnia akceptację cierpienia, jest bowiem nasza pycha. W każdej sytuacji chcielibyśmy decydować, wybierać. Jeśli tak, to chcielibyśmy na mocy naszej decyzji uwolnić się także od cierpienia, a to przekracza nasze możliwości. Dlatego buntujemy się i jeszcze bardziej cierpimy. W relacjach z innymi stajemy się nie do zniesienia – i cierpią nasi najbliżsi. Tak ta przeklęta spirala rozkręca się i nas przerasta. 

Dzięki wspaniałemu rozwojowi nauk medycznych możemy skutecznie walczyć z bólem fizycznym, możemy uwalniać od trudnych dolegliwości z powodu chorób psychicznych, ale od cierpienia jako takiego uwolnić nikogo nie potrafimy. Cierpienie przekracza poziom życia biologicznego, przekracza nawet poziom ludzkiej psychiki, na którym odnoszą dziś sukcesy różne metody skutecznych psychoterapii z psychoanalizą włącznie. Cierpienie jest doświadczeniem znacznie głębszym, sytuuje się na poziomie życia duchowego człowieka. Dlatego tak nieporadnie z nim sobie radzimy od czasu, gdy zredukowaliśmy człowieka i jego życie do poziomu biologicznego. Jeśli człowiek jest tylko strukturą biologiczną z rozwiniętą zdolnością poznawania i odtwarzania, to cierpienie jest bez sensu i właściwie winno go nie być. A jednak człowiek cierpi, a cierpiąc w sposób dramatyczny ujawnia i sygnalizuje, że jest strukturą duchową, strukturą przekraczającą to, co dostępne w badaniach, z jakimi mamy do czynienia w naukach przyrodniczych.

Zło i cierpienie

Bardzo często cierpienie jest kojarzone z tajemnicą zła. Zło jest dolegliwym brakiem dobra. Może być przeżywane poprzez cierpienie. Doświadczenie wielkiego zła powoduje wielkie cierpienie. Nie jest to jednak prosta, dialektyczna zależność, która automatycznie dałaby się ułożyć według schematu: zło - cierpienie, dobro - szczęście. Doświadczenie ludzkiego dobra nie likwiduje cierpienia, ale czyni je czymś do zniesienia. Doświadczenie dobra umacnia i usprawnia do ludzkiego przeżywania cierpienia. Dobro, które wnoszą w środowisko człowieka dotkniętego cierpieniem osoby związane z nim relacjami życzliwości, szacunku, współczucia i miłości, tworzy swoistego rodzaju niszę ochronną, w której człowiek może - mimo swojego czasem wielkiego cierpienia - funkcjonować wśród innych, dokonywać wyborów, kochać, szanować, respektować. Po prostu żyć po ludzku. 

Jeśli możemy usunąć zło, które jest źródłem cierpienia, sprawa jest oczywista: należy za wszelką cenę eliminować źródła bólu i cierpienia.

Jeśli nie, naszym zadaniem jest pomóc człowiekowi w ten sposób, by mimo cierpienia mógł normalnie funkcjonować. Tu niestety nie ma miejsca na łatwe, naiwno-sentymentalne rozwiązania. Tu potrzebne jest autentyczne ludzkie otwarcie się na drugiego człowieka. 

Największą krzywdą, jaką możemy wyrządzić komuś, kto cierpi, jest sztuczne, nie przeżywane do końca współczucie, albo też naiwne udawanie, że przecież nic się nie dzieje, że jedynym sposobem na uniknięcie cierpienia jest zbagatelizowanie jego źródeł.

Wobec naszej bezradności

Widząc cierpienie kogoś bliskiego, najczęściej naiwnie biegamy po korytarzach szpitalnych, robimy kolejne badania, zabiegamy o dodatkowe konsultacje, a to wszystko na nic. Może zamiast tej niewiele przynoszącej nadaktywności warto zaufać lekarzom i znaleźć więcej czasu dla chorego. Bo tak jak od bólu fizycznego uwolnić mogą środki farmakologiczne, tak w cierpieniu ulżyć może nasza życzliwa obecność. Bez zbędnych słów, bez łatwych prób pocieszania. Po prostu obecność. Jest to aktualne nie tylko w sytuacji choroby, ale dotyczy każdego cierpienia, które w głębi duszy dotyka człowieka, które beznadzieją niszczy przed nim prawdziwą przestrzeń osobowego życia. Bez nadziei życie jest niemożliwe. A jej źródłem jest tylko drugi człowiek, jego życzliwe słowo, spojrzenie, dobry gest.

Kiedy cierpienie przerasta człowieka, potrzebny jest ktoś obok, ktoś kto kocha, kto współcierpi, kto po prostu jest. Pokusa odejścia choćby poprzez akt dobrowolnej "dobrej śmierci", którą nazywamy eutanazją, zawsze rodzi się z doświadczenia samotności, z bezradności w przeżywaniu nieuniknionego cierpienia, z deficytu koniecznej dla osobowego życia światła nadziei. Cierpieć w pojedynkę to prawdziwe piekło. Cierpieć z kimś, kto mnie kocha, to trudna, ale nie beznadziejna droga. Cierpieć z Chrystusem - to dojrzewać do spotkania z Bogiem. To spojrzeć na siebie i swój los w eschatologicznej perspektywie życia wiecznego. Szczęśliwi ci, którzy to potrafią, oni nigdy nie są sami w swym cierpieniu. Łącząc zaś swoje cierpienie z miłością Chrystusa, nie usuwają cierpienia, ale nadają mu wymiar ofiary. Cierpienie w ten sposób przestaje być absurdalne, nabiera sensu, czemuś służy. Oczywiście tego doświadcza każdy głęboko w swoim sercu. To nie jest takie proste.

Wiedzą to dobrze duszpasterze pracujący w hospicjach, którzy potrafią słuchać chorych. Być może trzeba mieć łaskę, która pozwala człowiekowi dojrzeć do uczynienia daru i ofiary ze swego cierpienia. Nie wiem, czy to tylko jedna z wyidealizowanych teorii życia duchowego. Wiem jednak, że są tacy, którym to się udaje. Zatem jest to możliwe.

Kazimierz Szałata

 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Marek Kruszyński SJ

Pierwszą, podstawowa sprawą, jaką trzeba sobie uświadomić, jest to, że współpraca z Duchem Świętym zmierza ku zmianie. W tym momencie nie jest ważne, abyśmy rozważali, czym jest zmiana wewnętrzna lub zewnętrzna - po prostu trzeba być świadomym tego, że musi nastąpić jakaś zmiana. Ową zmianę można zdefiniować trzema słowami: "odnowienie", "uświęcenie", "zjednoczenie". Celem współpracy z Duchem Świętym jest rozpoznanie woli Boga i jej wypełnienie...

 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Sława może być dobra lub zła. Sławni są zarówno święci, jak i najwięksi zbrodniarze. Jedni i drudzy pracują na własną sławę. Ona nie przychodzi bowiem bez wysiłku, tym różni się np. od popularności. Jest od niej również bardziej długowieczna, to znaczy trwa długie lata, a bywa, że nawet stulecia w dorobku myślicieli, artystów, polityków… Wysiłek włożony we własną sławę polega w gruncie rzeczy na wyjściu w stronę innych, daniu im nie tylko czegoś od siebie, ale swoistym darze z siebie samych...
 
Krzysztof Gawarecki
Często słyszy się narzekania ludzi „Gdyby Bóg istniał, nie dopuściłby do tego”… lub: „Jeśli Bóg jest miłosierny, to dlaczego na to pozwolił?”. Wynika to po części z nieco starotestamentowego postrzegania miłości Bożej, w myśl której sprawiedliwym wiodło się dobrze, a grzesznikom źle. Człowiek ma też często tendencję do szukania winnego własnych niepowodzeń i do zrzucania ich na drugiego człowieka - lub w tym wypadku na Boga...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS