logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Marian Grabowski
Wiara w Jezusa – Syna Bożego w czasach new-ageu
Kwartalnik Homo Dei
 


W tym klimacie uprawomocnionej aksjologicznie wielości idei, religii, moralności wiara w Jezusa – Syna Bożego jest skandalem, bo rości sobie pretensje do ostateczności. W świecie przeświadczonym o wielości i absolutnej cząstkowości prawdy, o równowartości wiar religijnych stwierdzenie, że z Jezusem związana jest ostateczna prawda o Bogu i człowieku, że poza Jezusem nie ma dla człowieka zbawienia, musi gorszyć. Brak zgorszenia może być trojakiej natury. Po pierwsze, słuchający jest religijnie obojętny. Idea tolerancji, którą głosi i podziela, staje się zgrabnym ideologicznym parawanem dla jego religijnego indyferentyzmu. Po drugie, głoszący może sam bać się radykalności tego, co ma przepowiadać, i tę radykalność ukrywa albo jej nie rozumie. Po trzecie wreszcie, roszczenie do ostateczności obecne w wierze w Jezusa zderza się z czymś łudząco podobnym i na takim tle niknie. Spróbuję dalej wyjaśnić, co przez to rozumiem.

Jedyność, a zarazem powszechność tajemnicy zbawczej w Jezusie, którą ostatnio przypomniała deklaracja Dominus Iesus, jest sednem chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo określa wiara w absolutną niepowtarzalność Jezusa. Każda religia, każda wiara w ideę uznaje wyjątkowość tego, co głosi. Bez tego przeświadczenia nie ma wiary, która skutkowałaby sprawczością, tzn. przynosiła praktyczne rezultaty, tworzyła nową rzeczywistość. Co więc ustanawia roszczenie do ostateczności w chrześcijaństwie? Pójdę dalej śladem Hansa Ursa von Balthasara. W jego koncepcji teologicznej pojawia się kategoria „niepowtarzalności”, której można przyglądać się z perspektywy filozofii wiary. Popatrzmy, jak Balthasar definiuje tę niepowtarzalność Jezusa.

Czytając Ewangelie, natykamy się na charakterystyczne samoodniesienie Jezusa. Przemawia z prostotą, skromnością i pokorą, ale przedstawia siebie jako niepowtarzalnego. Balthasar napisze: Jaki mędrzec podnosiłby tak bardzo głos? Czyż mędrcy nie mówią ciszej? A przy tym to stałe podkreślanie własnego, dużą literą pisanego Ja: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom (...), a Ja wam powiadam”. Cała Ewangelia pobrzmiewa echem tego Ja. Nie można go nie słyszeć. Chciałoby się przedstawić Jezusa jako apostoła miłości bliźniego, występującego w obronie biednych i uciśnionych, nie odtrącającego od siebie grzeszników. Ale wówczas trzeba by wyłączyć całe to prowokacyjne wskazywanie na swoją osobę, mierzenie innych miarą ich stosunku do Niego. W innym tekście szwajcarski teolog trafnie zauważy, że w tym, co Jezus mówi, słychać roszczenie, by stać się dla ludzi, których spotyka, rozstrzygnięciem o wiecznym zbawieniu i potępieniu. Kierkegaard napisał gdzieś, że w sprawie Jezusa każdy musi mieć zdanie. Jego się nie daje wyminąć.

Można być tylko przeciw lub za Nim. Niczego nie zmienia fakt, że to „przeciw” może mieć charakter obojętności, że osoba niekoniecznie musi mieć świadomość tego, czy kiedyś w ogóle była „za” Jezusem. Każdy kiedyś przekroczy krąg Jego oddziaływania i albo odwróci się od Niego ze wzgardą i wstrętem, albo da się pociągnąć Jego miłości. Nie istnieje żadna trzecia droga. Podczas uważnej i obiektywnej lektury Ewangelii uderza ta eschatologiczna pewność Jezusa. Posłuchajmy raz jeszcze Balthasara, który napisze o Nim: Musi mieć świadomość, że występuje, mając nieograniczone pełnomocnictwo: że pośrodku dziejów jako ten jedyny działa z góry, proleptycznie, od początku do końca uprzedza: „Zanim Abraham stał się, Ja jestem”; „Jam Alfa i Omega”. Musi jasno wiedzieć, że w Nim rozgrywają się sprawy ostateczne, eschatologiczne. Ale jak to możliwe, skoro jako człowiek śmiertelny tkwi w historii, a ta po Jego śmieci będzie toczyć się dalej? Będzie musiał sobie rościć prawo, które wyda się szaleństwem: w biegu ku swej śmierci doścignąć zarazem bieg dziejów ku ich końcowi. Niepowtarzalność Jezusa oznacza Jego nieporównywalność z nikim.

Chrześcijaństwo ma uzasadnione prawo mówić o pełni człowieczeństwa i pełni boskości w Jezusie, ma swoje precyzyjne dogmatyczne formuły unii hipostatycznej. Ale ta pełnia człowieczeństwa, przez którą prześwieca Bóstwo, jest taką pełnią, dla której nie sposób w dziejach ludzkich znaleźć coś analogicznego. Nie ma żadnej analogii dla zmartwychwstania, i Künneth słusznie napisze, że śmierć Jezusa musi znaleźć się poza wszelką analogią do umierania innych ludzi. Należałoby dodać, że Jego cierpienie także. Jest to cierpienie w ludzkim ciele, ale cierpienie boskie, cierpienie, o którym nawet najświętsi mają chyba blade wyobrażenie. Balthasar sugeruje nową interpretację dogmatu chalcedońskiego: Jednoczesność dokładnej definicji niepowtarzalności osoby i zawartego w misji Jezusa powszechnego sensu tej niepowtarzalności jest nieodpartym wyrazem Jego boskości. Trzeba tutaj wyjaśnić, że koncepcja osoby u Balthasara to imię plus misja, że jedyną pełną osobą – dojrzałym podmiotem duchowym jest Jezus.
 
Zobacz także
ks. Adam Bajorski
Kiedy uświadamiamy sobie swoją nienajlepszą "kondycję", wtedy pytamy się siebie i innych: czy naprawdę musimy być na zawsze upokorzeni? Odpowiedź jest jedna. Nie musimy. Bo w historii był taki moment, który zmienił bieg wydarzeń. Oto Bóg Ojciec, widząc swoje upokorzone dzieci, będące w potrzebie, posłał swojego ukochanego, jednorodzonego Syna, aby Ten zbawił świat. Wraz z Synem posłał swojego Ducha, aby Ten przypomniał i nauczył całe generacje, także i naszą, że jest dla nas nadzieja...
 
Fr. Justin
Jak Ojciec wyobraża sobie koniec świata?
 
Jacek Ponikiewski
Przez cały czas staramy się ze sobą zjednoczyć. Wprowadzamy zatem mechanizmy globalizacji, przeróżne komunikatory i wszędobylski Internet. Skrócenie odległości za pomocą sztucznych narzędzi, sprawia, że nasze kontakty takie też się stały. Wydaje się, że pędząc ku sobie, oddalamy się od siebie w szaleńczym tempie...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS