Używanie wody święconej wygląda mi trochę na hocus-pocus, na czarną magię. Mówi się, że diabeł ucieka od świeconej wody. Co w niej jest, że miałby się jej bać? Ona nie przestaje być zwykłą wodą.
Czy w okresie ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego oraz zarzucania metod chrześcijańskiej medytacji modlitwa nie mogłaby wzbogacić się czerpiąc z doświadczenia starych religii wschodnich, jak hinduizmu i buddyzmu? Czy nie moglibyśmy czerpać natchnienia z jogi, zenu, medytacji transcedentalnej?
Zazdroszczę świętym, którzy odczuwają bliskość Boga, bo ja czuję, że jest od nas bardzo daleko. Nawet gdy się modlę, nie odczuwam Jego obecności. Czy zwykły śmiertelnik może odczuć bliskość Boga?
Nie wiem, czy dobrze się modlę. Coś mnie odpycha od wielomóstwa. Wole raczej cicho usiąść w kościele i zatopić się w myślach o Bogu. Ale czy to wystarczy?
Najlepiej modlę się samotnie, np. na łonie przyrody. Modlitwa z innymi w kościele mnie rozprasza. Wielu uczęszcza do kościoła tylko z obowiązku lub z przyzwyczajenia.
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo człowiek się zmienia, gdy jest w ciszy. Otwierają się przed nim wtedy horyzonty, z których istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy. Na co dzień nie doświadczamy tego, bo rzadko kiedy spotykamy prawdziwą ciszę. Życie za bardzo nas popędza, byśmy mogli w niej trwać. Świat za bardzo dba o to, byśmy nie mogli się wyciszyć…