logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dorota Kornas-Biela
Męskość, ojcostwo - kryzys i wyzwanie
Cywilizacja
 


Pomimo niewątpliwych zalet partnerskich relacji między małżonkami niosą one niebezpieczeństwo utrudnień w tworzeniu się męskiej, a więc odrębnej od kobiecej, tożsamości płciowej. Zgodnie z przyjętym partnerskim modelem rodziny kobieta coraz częściej wyraża zgodę na poczęcie dziecka pod warunkiem zdeklarowania przez mężczyznę gotowości dzielenia z nią takiej samej liczby i tych samych obowiązków rodzinnych. Mężczyzna staje więc wobec perspektywy konfliktu tradycyjnej męskiej roli, z repertuarem typowo męskich zachowań a oczekiwaniami żony, by być „nowoczesnym mężem”, „nowoczesnym ojcem” tzn. spełniającym to samo i tak samo jak kobieta. Realizacja pragnienia ojcostwa wiąże się paradoksalnie z rezygnacją ze specyfiki ojcostwa. Staje się postmodernistycznym ojcem czyli bezpłciowym rodzicem, rodzicem androgenicznym, ojcem matkującym dziecku wraz z matką ojcującą dziecku. 
 
Po urodzeniu dziecka ojciec najczęściej jest nim bardzo zainteresowany, zafascynowany i czerpie ogromnie wiele radości z kontaktu z nim. Chętnie też podejmuje czynności pielęgnacyjne i obowiązki domowe. Ale swój udział w rozwoju dziecka, w opiece nad nim i w wychowaniu go traktuje jako swój osobisty (a więc unikalny) i specyficznie męski wkład, jako zaangażowanie ojcowskie, które nie jest powieleniem macierzyństwa ale istotowo różnym, bo męskim rodzajem aktywności. Problem jednak w tym, że nierzadko to spontaniczne i dobrowolne zaangażowanie ojca jest niedoceniane, natomiast zostaje mu narzucona rola „nowoczesnego ojca”, zgodnie z którą zatracony zostaje ojcowski sposób zaangażowania na rzecz andragogicznego, tzn. „obupłciowego”, mającego cechy i ojcowskie i macierzyńskie. Problem w tym, że ojciec nigdy matką nie będzie. Nowocześni tatusiowie starają się więc przyjąć na siebie rolę ojca i drugiej mamy, ale jest to „męska mama”. Jednak nie każdy mężczyzna i nie w każdej sytuacji życiowej czuje się przygotowany do tej podwójnej roli. Stawiane przed nim wymagania mogą budzić poczucie niekompetencji. To, co kobieta spełnia w domu jakby mimochodem, mężczyźnie może sprawiać trudność, tego, w czym ona czuje się jak w „swoim żywiole”, on musi się powoli nauczyć. Nowe oczekiwania związane z jego poszerzoną o macierzyńskie zadania rolą ojcowską mogą rodzić również niepokój, zagubienie, a nawet złość, zwłaszcza jeśli nie miał do tej pory doświadczeń w relacjach „ojciec – syn”, w czynnościach uznawanych za typowo „babskie” lub w kontaktach z małymi dziećmi, tym bardziej, jeśli podejmowanie obowiązków pielęgnacyjnych, wychowawczych i domowych, przynależnych tradycyjnie do kobiet, nie było potrzebą jego serca, ale został przymuszony przez silną i dominującą w domu żonę do zastępowania jej jako matki lub do dzielenia z nią „pół na pół” zadań wynikających z nowej sytuacji rodzinnej. Niezręcznie czuje się jako „mama w portkach”.
 
Nieobecny jako „głowa rodziny” i autorytet ojciec oraz silna i dominująca matka to sytuacja sprzyjająca wychowaniu słabych i uległych mężczyzn, którzy w następne pokolenie wnoszą model funkcjonowania ojca jako „przydatnego mebla” w domu. Dla niektórych ojców rozwiązaniem tego konfliktu ról jest paradoksalnie jeszcze większe zaangażowanie się w pracę zawodową, w zajęcia pozadomowe, w hobby lub ucieczka w nałogi, a więc przeciwstawienie się narzuconej roli poprzez zachowania, poprzez które traci akceptację i możliwą do osiągnięcia pozycję w rodzinie. Wysunięte w tym paragrafie refleksje nie miały na celu podważać partnerstwa w małżeństwie, ale raczej wskazać na niebezpieczeństwa, gdy jest ono źle rozumiane. Mąż i żona są partnerami w wychowaniu dzieci w tym sensie, że współuczestniczą w nim jako równe sobie w godności i wartości osoby, że mają takie same osobowe prawa, ale sposób ich konkretnej realizacji w życiu oraz wynikające z nich obowiązki i przywileje są zróżnicowane w zależności od różnych czynników np. płci, wieku, sytuacji zdrowotnej. Przy czym jedynie płeć jest takim czynnikiem, który nie zmienia się, dlatego w zakresie roli związanej z płcią istnieje największa stabilność. 
 
Ojciec na „ławce dla rezerwowych”
 
Ojciec we współczesnych społeczeństwach został zepchnięty na margines życia rodzinnego lub nawet odstawiony poza nie. Jednym z wyrazów tego jest osłabienie roli ojca jako przekaziciela „rodzinnej schedy zawodowej”, gdyż rzadkie stało się kontynuowanie przez dzieci tradycji zawodowej ojca, a zwłaszcza „dziedziczenie” przez syna warsztatu ojca, klientów ojca, jego powołania życiowego. Przysłowie ormiańskie mówi – „rzemiosło ojca jest dziedzictwem syna”, a polskie dodaje: „nie masz sprawiedliwszej i uczciwszej spuścizny jak ojcowizna”. Tradycja przejmowania rodzinnej specjalności podkreślała autorytet ojca, podtrzymywała jego rolę jako mistrza, jako zwornika historii rodu i międzypokoleniowych więzi, jako osoby, której rodzina zawdzięczała dobre imię, tzw. „porządne nazwisko”, jakiego starano się nie splamić. 
 
Partnerski układ podziału ról w rodzinie zdegradował ojca z pozycji „głowy rodziny”, najważniejszego rodzinnego menadżera, opiekuna, protektora, „bastionu obrony”, żywiciela, autorytetu, decydenta, egzekutora, arbitra. Nie spełnia on już tej roli w rodzinie, ani też nie oczekuje się tego od niego. Przeciwnie, dziecko często słyszy opinie, że „nie nadaje się do niczego”, „nie potrafi zarobić”, „nie potrafi załatwić”, „nie dba o dom”, „nie poświęca się”, „nie dość się stara”. Jest prezentowany dziecku przez mamę i często przez dziadków jako nieudacznik, który nadaje się jedynie do trzepania dywanów i wynoszenia śmieci, bo pieniędzy nie jest w stanie do domu przynieść. Niewystarczające na utrzymanie rodziny zarobki ojca lub nierzadko brak stałej pracy a nawet bezrobocie, wyższe od ojca uposażenie żony – sprzyjają obniżeniu jego autorytetu w rodzinie. Badania prowadzone w Polsce potwierdzają obserwowany również w innych krajach upadek osoby ojca jako autorytetu dla swoich dorastających dzieci, chociaż potrzeba posiadania takiego autorytetu jest potrzebą rozwojową dzieci i potrzebą każdej społeczności. Szacunek i miłość do ojca jako autorytetu jest bowiem prototypem wszelkich relacji z osobami i instytucjami, którym z różnych racji należny jest szacunek [9]. 
 
Kryzys ojcostwa polega więc nie tylko na częstym braku ojca w rozwoju dzieci, ale również na niedocenianiu jego obecności, na coraz powszechniej akceptowanym stwierdzeniu, że ojciec nie jest koniecznie potrzebny dzieciom, a nawet lepiej gdy go nie ma. Postrzegany w domu jako „kochana ciocia” nie jest tym samym traktowany jako osoba istotna i nieodzowna dla istnienia wspólnoty rodzinnej. Może być przydatny jakiś czas lub czasami, jego obecność może być traktowana jako wygodna, nawet – pożądana, zwłaszcza jeśli nie przeszkadza i jest użyteczny, jeśli spełnia oczekiwania obecnych w rodzinie kobiet, ale nie jest konieczny i bezwarunkowo doceniany. Przydaje się więc jako uzupełnienie matki, ale równie dobrze może go zastąpić „instytucja” babci, przedszkole, sprzęt elektrotechniczny, sąsiad o „złotych rączkach”. Często jest przez dziecko „oswajany” określeniem „stary” (wypowiadanym dobrotliwie lub z pogardą) albo traktowany jak starszy kumpel. W mass mediach i w literaturze, która pretenduje do bycia naukową, spotykamy poglądy o wyższości wychowania bez ojca, o tym jak łatwo i przyjemnie przebiega to wychowanie, jakie profity czerpie z niego matka i dziecko. Badania empiryczne zmierzają do zweryfikowania hipotez potwierdzających pozytywny wpływ braku ojca na rozwój dziecka (np. większa samodzielność). 
 
Zobacz także
ks. Zbigniew Sobolewski
Istnieją sytuacje, kiedy sumienie nie pozwala, by pracownik wykonywał polecenia służbowe. Mówimy wtedy o „klauzuli sumienia”, „sprzeciwie sumienia” bądź „obiekcji sumienia”. Może się zdarzyć, że lekarz lub pielęgniarka otrzyma polecenie wykonania czynności, które chociaż zgodne z obowiązującym prawem, są sprzeczne z osobi­stymi przekonaniami religijnymi i moralnymi. 
 
Ks. Mariusz Pohl
Dyskusja Jezusa z faryzeuszami, którą śledzimy od kilku tygodni w niedzielnych Ewangeliach, dziś osiąga punkt kulminacyjny: dalej już pójść nie można. Jezus bowiem powołał się na ostateczną zasadę i prawo regulujące ludzkie odniesienie do Boga i do człowieka – przykazanie miłości. I albo się je uznaje, albo nie.  
 
Mateusz Świstak
Słowa są jak karty z niespodziankami. Mówiąc, odkrywamy jedną po drugiej, a dzieci czekają na to, jaka będzie następna karta. Można je modulować – czasem zaskoczyć, przestraszyć, czasem rozśmieszyć. Wystarczy odkryć odpowiednią kartę. Odpowiednie wyczucie nastroju grupy, czy też pojedynczych uczestników zajęć jest zadaniem narratora. Dzieci czekają. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS