logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Adrian Sajnoga SDS, ks. Bartłomiej Król SDS
Nie puszczę Cię, dopóki nie pozwolisz mi dalej żyć…
materiał własny
 


O.  Franciszek Jordan w swoim Dzienniku Duchowym napisał: Modlitwa jest największą siłą świata. Tej siły chyba szczególnie wtedy doświadczyłeś…
 
Tak, bo w sumie cały ten okres pobytu w szpitalu był czasem wytężonej modlitwy osobistej i zaufania Bogu, ale też modlitwy moich współbraci i ludzi świeckich. Ta modlitwa podtrzymywała mnie przy życiu, dawała siły, abym mógł pokonywać dzień po dniu. To była kotwica, abym mógł lepiej zrozumieć daną sytuację. Często powtarzałem Bogu: chcesz, żebym żył, to daj mi siły. Nie chcesz, to zabierz mnie. Tobie Panie zaufałem i wiem, że się nie zawiodę. Tak jak św. Faustyna zaufała Bogu, chociaż była doświadczana wieloma chorobami, ale w końcu doprowadzona do świętości. I o to właśnie w naszym życiu chodzi, żeby być świętym, a to wszystko co towarzyszy naszemu życiu, to jest właśnie próba miłości. Po ludzku sądząc mógłbym wyrzucać Bogu, dlaczego mnie tym doświadczył, ale to pytanie „dlaczego” tak się stało, zamieniło się na pytanie „po co” się to stało. Co chcesz Boże przez to osiągnąć? Do czego chcesz mnie przygotować? Czym mnie ubogacić? To są pytania, które
w tym momencie sobie zadaję. Już wcześniej myślałem o tym, żeby być kapelanem szpitalnym. Być może po to jest to doświadczenie. Żeby być dobrym kapelanem, takim o szczebel wyżej.
 
Katedrą Twoich święceń stała się szpitalna sala, na której spędziłeś kilka miesięcy walcząc z chorobą. Miejsce, które chciałeś jak najszybciej opuścić, stało się wyjątkowym miejscem Twoich święceń. Czy ta świadomość pomagała jeszcze pewniej dźwigać ten krzyż?
 
Rzeczywiście ta sala szpitalna zapadła głęboko w mojej pamięci. Każdy z nas wyobraża sobie, że ten moment święceń będzie w pięknej oprawie: grające organy, rodzina, goście, kwiaty, chór. A w moim przypadku była to ciasna, wąska sala szpitalna z łóżkiem, stolikiem do spożywania posiłków i niczym poza tym. To jest takie dość szczególne miejsce. Biskup Józef, który był szafarzem moich świeceń, wypowiedział znamienne słowa, że „twoje święcenia odbyły się bez dźwięku organów, bez kwiatów, bez wielkiej oprawy, która towarzyszy takim uroczystościom, ale odbyły się z mocą Ducha Świętego, który w tej uroczystości jest najważniejszy. Mam pewność, że Pan Jezus teraz obserwuje tę sytuację i uśmiecha się do ciebie”. To były bardzo mocne przeżycia dla mnie i nadal są czymś niesamowitym, ilekroć przypominam sobie te słowa.
 
Kiedy nowo wyświęcony kapłan wychodzi z katedry, myśli o swojej pierwszej parafii, o katechezie i pracy z młodzieżą, o tym co go spotka w duszpasterstwie. O czym Ty myślałeś po swoich święceniach?
 
Ksiądz Biskup po zakończeniu uroczystości święceń powiedział, że ten szpital jest moją pierwszą parafią i tak samo jak neoprezbiter otrzymuje dekret do pracy z wiernymi, z dziećmi i młodzieżą, tak ci pacjenci i lekarze są moimi pierwszymi parafianami. O nich mam dbać, tak jak o swoich pierwszych parafian, mam się za nich modlić, tutaj sprawować Msze św. i polecać ich Bogu. I tak się właśnie stało. Zacząłem bardzo wcześnie, ponieważ tuż po Mszy święceń, będąc jeszcze pod wpływem emocji, uzyskałem zgodę od lekarzy, by udzielić prymicyjnego błogosławieństwa wszystkim pacjentom przebywającym aktualnie na oddziale. Było to niesamowite przeżycie, ponieważ cały oddział żył w tym momencie tym, co działo się wokół mnie...
 
Czy czułeś się duszpastersko odpowiedzialny za tych, którzy przebywali w szpitalu?
 
Tak. Oczywiście. Tylko że była to dość specyficzna duszpasterska odpowiedzialność, bo nie miałem z nimi fizycznego kontaktu. Warunki septyczne panujące na oddziale nie pozwalały na jakikolwiek kontakt z innymi pacjentami. Każdą Mszę św. musiałem sprawować samotnie i chociaż nie widziałem tych ludzi, to wyobrażałem sobie, że stoją przy mnie i polecam ich Bogu. Polecałem swój stan zdrowia, kierując prośbę do Boga, abym mógł z tego wyjść i aktywniej zaangażować się w to duszpasterstwo. Kiedy mój stan zdrowia się poprawiał i zostałem przeniesiony na inny oddział, mogłem już wtedy spotykać się z pacjentami i personelem medycznym. Czasami byłem przenoszony na inną salę, bo właśnie tam leżał człowiek, który potrzebował pomocy, wsparcia duchowego i rozmowy. Często ci ludzie nie widzieli już dla siebie szansy, brakowało im nadziei, że jeszcze mogą wyjść z choroby. Tutaj była potrzebna taka ludzka zwyczajna rozmowa. Na początku ukazywałem im sens życia, to, że są potrzebni swoim bliskim. Pamiętam jedną rozmowę z takim człowiekiem, który miał piękną żonę, trzynastoletniego syna i dobrą pracę. Nie widział on sensu powrotu, nie miał siły walczyć o to, żeby dalej żyć. Ukazałem mu sens, że jest potrzebny żonie, synowi, że ma pracę, że ma po co i dla kogo żyć. A później podprowadzałem go bliżej do Boga. Mówiłem, że to Bóg chce, żeby żył i to On decyduje o tym, kiedy mamy odejść ze świata. Nie można samemu przekreślać życia.
 
 
Zobacz także
Tadeusz Basiura
Matka Boska objawiała się pastuszkom – tak, jak obiecała – w następnych miesiącach, zawsze 13-ego dnia miesiąca. Wyjątek stanowił sierpień, bowiem miejscowe władze tego dnia aresztowały pastuszków, chcąc odwołania przez nich opowieści o objawieniach. Wobec tego Matka Boska swoje objawienie "przesunęła" na 19 sierpnia, gdy pastuszkowie byli już na wolności. 
 
s. Emmanuela Stachurska CSL

Katechizm Kościoła Katolickiego, w którym znajduje się powyższy cytat ze św. Teresy o modlitwie (KKK 2558), nie dodaje, że święta doktor Kościoła po tej myśli dzieli się swoimi trudnościami z modlitwą różańcową. Prawda o tych problemach św. Teresy od Dzieciątka Jezus była skrzętnie ukrywana po jej śmierci. Z jej pism usunięto wszystko, co nie pasowało do wzoru świętej karmelitanki, także akapity, w których wyraziła niechęć do modlitwy różańcowej lub pisała o trudnościach, jakie przeżywała podczas modlitwy.

 

Z o. Emilio Cárdenasem SM hiszpańskim marianistą, kapłanem Towarzystwa Maryi, moderatorem Federacji Sodalicji Mariańskich w Polsce rozmawia s. Emmanuela Stachurska CSL

 
Agata Migas
Rozbawiony kelner pchnął mój wózek inwalidzki, krzyknąwszy: gazu! Z trudem opanowałem pęd, aby nie wjechać w dość ruchliwą drogę. Wzbudziło to wielką wesołość jego kolegów - personelu ośrodka. Mieli przedstawienie. Odechciało mi się turystyki, do której tak mnie namawiano. Dlaczego ludzie są tak podli? Czasem chcą pomóc. Podsadzają, uchylają usłużnie drzwi, proponują ramię przy zejściu ze schodów...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS