logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Gaspare VELLA - Danilo SOLFAROLI CAMILLOCCI
Pat małżeński
Wydawnictwo WAM
 


przekład ks. Piotr Blajerowski SJ
 
Tytuł oryginału: NÉ CON TE NÉ SENZA DI TE LA COPPIA IN STALLO

Copyright
Gaspare Vella e Danilo Solfaroli Camillocci
C dla wydania polskiego
Wydawnictwo WAM, 1998
31-501 Kraków, ul. Kopernika 26

Redakcja - Ryszard Dudek
Opracowanie graficzne okładki i stron tytułowych - Andrzej Sochacki, według projektu - Dariusza Szlajndy

format: 124x194 mm
stron: 304
ISBN: 83-7097-346-9
cena: 17.50 zł

 


 

Geneza związku patowego

Zaznaczyliśmy już, że małżeństwo nie jest rzeczywistością ograniczającą się jedynie do dwojga osób, nawet jeżeli na początku każde z dwojga jest przekonane o nawiązaniu ze swoim "partnerem" relacji totalnej i wyłącznej.

Dwoje nowożeńców, powróciwszy z podróży poślubnej, wchodzi do swego wspólnego domu z wielkimi oczekiwaniami. Już wcześniej przetransportowali tam wspólnie wszystkie swoje rzeczy, podarunki ślubne, ubrania,książki i tyle innych przedmiotów, ale każde z nich przynosi w swoim wnętrzu inny jeszcze bagaż, niewidzialny: metaforyczne walizy, w których złożyli z troską wszystkie życiowe kosztowności, kanony odczuwania i zachowania, kryteria pedagogiczne, jednym słowem: styl, którego wyuczyli się - metodą przejmowania lub opozycji - we własnej rodzinie pochodzenia. Każde z nich żywi przekonanie, że te sekretne własne walizy zawierają szaty godne i wystarczające do przyodziania nie tylko siebie, ale także i przede wszystkim współmałżonka. Są pewni, iż wobec drugiego żywią czułe zatroskanie, które zostanie przyjęte z wdzięcznością: wspólnie i z entuzjazmem pracować będą dla zbudowania w tymże stylu ich własnego świata.

Gdy już walizy zostaną otwarte, następuje coś, czego żadne z nich się nie spodziewało: ta druga osoba bynajmniej nie jest skłonna do bezkrytycznego przywdziewania szaty przygotowanej dla niej i dla nowej rodziny; więcej, ona sama ma przygotowane już inne szaty i ze swej strony dąży do tego, żeby je nosił współmałżonek. I tak oto wybucha walka twarda i namiętna, złożona z potyczek i rozejmów, zgody i niezgody, rozbieżności wyraźnych i podskórnych; w czasie tej walki obie strony angażują cały swój potencjał, po to żeby określić styl nowej rodziny według własnych kryteriów życiowych. Jest to więc batalia, którą możemy nazwać batalią o trzeci styl; nigdy nie będzie miała końca, zaś jej intensywność zmieniać się będzie stosownie do etapów cyklu życiowego pary i rodziny. Ta trwająca całymi latami walka zmierza do zdobycia partnera, żeby zachowywał się w sposób taki, jaki ja uznaję za słuszny dla nas i dla niego. Ów podbój nigdy nie ma końca i upodabnia nas do jakiegoś zazdrosnego i wymagającego bóstwa, które "wie, że wie lepiej niż ten drugi", wie, co wypada i jest dobre dla tego drugiego. Nawet gdy jesteśmy przekonani, że już wyzbyliśmy się niektórych roszczeń, to wystarczy, że życie poprzewraca nam trochę nasze klocki, by znów odsłoniła się nasza zaborczość, nigdy w istocie nie poskromiona. Dzieje się tak, na przykład, gdy rodzina przechodzi z jednego do drugiego etapu życiowego cyklu. Młoda para, która po serii starć i pojednań sądzi, że już znalazła właściwą i zdrową równowagę, wyrażającą kompromis między wzajemnymi wymaganiami, prawdopodobnie sama będzie zaskoczona ogniem walki, która rozgorzeje wraz z przyjściem na świat dziecka; będzie zaskoczona totalną konfrontacją co do sposobów odżywiania, stylu wychowania, spraw higieny i zdrowia, wzajemnej bliskości i tysiąca innych jeszcze rzeczy. Analogiczny problem pojawi się u małżeństwa o dłuższym już współżyciu, gdy na przykład z domu wychodzi ostatnie dziecko lub gdy oboje mają się chwilowo zaopiekować którymś z wnuczków. Trzeci styl, w rzeczy samej, nie zostaje nigdy całkowicie dopracowany i wspólnie zaakceptowany przez małżonków; jest on dla nich pewnego rodzaju abstrakcją, która tak naprawdę ucieleśnić się może dopiero w dzieciach; właśnie dzieci, biorąc od jednego i drugiego rodzica to, co im samym wyda się życiowo pożyteczne, pożądane i konieczne, wypracowują ów trzeci styl, który z kolei zabiorą ze sobą do swych własnych małżeństw, do nowego cyklu życiowego.

Siła, jaką każde z obojga małżonków angażuje dla potwierdzenia własnych oczekiwań i dla przekształcenia oczekiwań partnera - "Od ciebie oczekuję tego i w taki sposób"; "Jeżeli ty chcesz tego ode mnie, zapomnij o tym! W każdym razie nie na warunkach wskazanych przez ciebie" - pozwala im, jak to już powiedziano, zmierzyć się z trudnym procesem wyzbywania się złudzeń i tym samym na nowo ująć wzajemne całościowe oczekiwania i sformułować oczekiwania bardziej realistyczne. Rzeczywistość jest taka, że jedynie siła drugiego potrafi zablokować moje roszczenia i narzucić mi konfrontację z jego wymaganiami.

W małżeństwie dobrze funkcjonującym siła przepływa swobodnie, bo swobodnie jest też kontrolowana i swobodnie można ją wygasić; zaufanie do wzajemnego porozumienia jest wystarczająco trwałe, i dlatego siła nie musi terroryzować i budzić strachu, ani też nie ma potrzeby maskowania jej; w małżeństwie dobrze funkcjonującym są tysiące innych sposobów łączenia się i różnienia niż zderzenie sił, które w małżeństwach uwikłanych w nie kończące się potyczki staje się konieczne dla potwierdzenia tego, że się żyje i że trwa wzajemna więź.

Jesteśmy przekonani, że para w pacie nie zdołała przebyć etapów procesu wyzbywania się iluzji i ciągle żywi się wobec partnera oczekiwania całościowe, ponieważ jedno z małżonków nie "otrzymało pozwolenia" na wyjście z własnej rodziny pochodzenia, bowiem postrzegane jest jako osoba istotna dla równowagi tejże rodziny.

 

Zahamowanie siły

Według naszej opinii, taka sytuacja wtrącania się ze strony rodziny jednego z małżonków popycha partnera do myślenia, że jego małżeństwo posiada ograniczoną suwerenność: zaczyna obawiać się, że na jego drodze ku spełnieniu oczekiwań istnieją przeszkody nie do pokonania, a nawet w końcu sądzi, że sama więź łącząca go ze współmałżonkiem jest zagrożona. Wobec powyższego ucieka się do aluzyjnej izolacji, która dla współmałżonka staje się sygnałem możliwości wycofania się ze wzajemnego porozumienia. Taka hipoteza, niejasno postrzegana, budzi strach u obojga i skłania do powstrzymania się przed użyciem wobec siebie siły, blokując tym samym proces nowego ujęcia wzajemnych oczekiwań, który jest czymś podstawowym dla znalezienia funkcjonalnej równowagi w małżeństwie.

Powstaje w ten sposób swego rodzaju błędne koło. W funkcjonowaniu małżeństwa potwierdza się bowiem ta zasada, że postępujące wycofywanie się z totalnych oczekiwań otwiera stopniowo pole dla użycia siły wobec drugiego: krok za krokiem przychodzi zrozumienie, że nie każde starcie jest "grą o wszystko", że możliwa jest konfrontacja na wybranych odcinkach i że nie musi ona podważać zgody na innych. Jeśli wszakże takie przewartościowanie zostaje zablokowane, to sposób postrzegania partnera pozostaje totalny, i wtedy użycie siły nie może być elastyczne i regulowane, bo niezmiennie niesie z sobą ryzyko wciągnięcia obojga małżonków w konflikt totalny. Nie ma więc wtedy innego wyjścia, jak trwać w stanie swego rodzaju zimnej wojny i równowagi odstraszania, kiedy to siła jest tylko demonstrowana, ale nie używana, jak w wypadku USA i ZSRR, które szczerzyły zęby, ale nie kąsały się nigdy, bo mogłoby to oznaczać koniec wszystkiego. Stan zimnej wojny utrzymuje jednak w obojgu wrażenie, że cały czas gra się o wszystko, a także - z drugiej strony - podsyca totalne postawy, które są u źródeł wszystkiego: proces wyzbywania się iluzji nie może być uruchomiony. W powyższym przykładzie dwóch supermocarstw brakuje jednak jednego istotnego elementu: Stalin i Eisenhower nie pragnęli się wzajemnie (a przynajmniej tak się zdaje). Korzeniem ich niezgody-zgody było to właśnie: jeżeli zastosujemy siłę, wszyscy zginiemy, nikt nie zwycięży. W parze żyjącej w pacie mamy jeszcze coś ponadto: "Jeżeli się kąsamy, nikt nie wygrywa, a w szczególności nikt nie doświadcza tego szczęścia, dla którego spotkaliśmy się i pobrali". Mimo wszystko oboje małżonkowie zachowują żywe i gorące to wzajemne pragnienie, które ich zespoliło. Pozostaje ono wszakże pragnieniem, które nie urealniło się w procesie porzucania iluzji; dlatego też trwa niezmiennie, jak niegdyś, poszukiwanie satysfakcji całkowitej, bez uwarunkowań i granic, które rozciąga się jednocześnie i w takiej samej mierze na wszystkie możliwe przestrzenie relacji małżeńskiej. Tyle że w takiej relacji, w której utrzymują swą żywotność totalne oczekiwania, a ekscytacja z natury rzeczy pozostaje bezsprzecznie duża - nie może być użyta siła, zdolna spełnić częściowo i bardziej realistycznie owe oczekiwania; nie może być użyta ze względu na podszyte lękiem mniemanie o kruchości porozumienia, i w konsekwencji szczęście pozostaje mitycznym celem, nigdy nie osiąganym tak, jak się marzy.

Patrząc z zewnątrz, odnosi się wrażenie, że małżonkowie używają siły jedno przeciw drugiemu, i to boleśnie. Tak często myślą dzieci jako świadkowie pokazu despotycznej dominacji czy monopolizowania rządów w rodzinie albo, kiedy indziej zachowań znamionujących ucieczkę, i przez to bardzo frustrujących, albo w końcu jakiegoś oszukiwania.

Tym właśnie, co sprawia, że owe zachowania nie są użyciem siły, ale jedynie jej pokazem, jest zmowa, milczące porozumienie między małżonkami.

Jeżeli jakieś oszustwo jest wynikiem takiej zmowy, to już nie jest zastosowaniem siły. Pomyślmy o najbardziej głośnym w historii podstępie: o koniu trojańskim. Jeżeli Trojanie powiedzieliby Achajom: "Słuchajcie, jesteśmy zmęczeni tą wojną, zróbmy coś, by skończyć ją tak, żebyśmy wszyscy wyszli z niej z honorem" oraz zmówiliby się z nimi, aby posłużyć się oszustwem z koniem jako zasłoną dla próby wyjścia z sytuacji bez wyjścia, nie bylibyśmy świadkami ani prawdziwego użycia siły z jednej strony (Achajowie), ani strat z drugiej (Trojanie). Chodziłoby jedynie o wspólnie ukartowany pokaz.

I na tym polega ta swoista zmowa również w parze patowej: siła zostaje obustronnie zademonstrowana, ale w rzeczywistości obydwie strony umówiły się co do jej użycia, żeby ocalić łączące je przymierze.


Zobacz także
Elżbieta Tąta
Wszystko się popsuło przez jeden mały szczegół, a nikt nic nie powiedział, a nikt nie uprzedził... Ciąża - najdoskonalszy cud istnienia, a jednocześnie najgłębszy mur, który dzieli. Zaczęły się wyrzuty, cisza spadająca gromem i raniąca bardziej niż słowa. Nagle trzeba było podjąć decyzję, której wcale podjąć się nie chciało. Ślub... i tak powstała rodzina, która powinna raczej nazywać się "wyrzutem sumienia"...
 
Elżbieta Tąta

W Ewangelii wg św. Mateusza czytamy: Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela (19,6b). Z jednej strony te słowa Jezusa stanowią podkreślenie prawdy, że to Bóg jest sprawcą małżeństwa, z drugiej zaś, że jest ono nierozerwalne. Zatem nie pożądliwość gra tu pierwsze skrzypce, ale osobowa komunia kobiety i mężczyzny, która stanowi konkretną drogę do świętości i doskonałości chrześcijańskiej.

 
Ks. Rafał Masarczyk SDS
W jednym z numerów listopadowego Ekspresu Wieczornego ukazała się informacja na temat ks. Jana Otóż w krypcie Kościoła, jakaś grupa oglądała film Ostatnie kuszenie Jezusa. Ksiądz Jan wtargnął do tego pomieszczenia i zniszczył płytę DVD z filmem, po jakimś czasie wrócił z w towarzystwie dwóch osiłków by sprawdzić czy nie ma przypadkiem drugiej kopii...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS