logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Jean-Roudolph Kars
Powiedziałem ”tak”
Miłujcie się!
 


 Jestem z pochodzenia Żydem. W wieku 29 lat byłem już dość znanym pianistą. Pomimo jednak tego, że moja muzyczna kariera rozwijała się dobrze, znalazłem się wówczas w dramatycznej sytuacji osobistej. W sytuacji, która wydawała mi się zupełnie bez wyjścia. Moja siostra, która w tym czasie mieszkała w Anglii, była zaangażowana w charyzmatyczny ruch Odnowy w Duchu Świętym. Ona to właśnie pośrednio zorganizowała moje spotkanie z pewnym Irlandczykiem, który również przebywał wówczas w Anglii. Był to człowiek świecki, mąż i ojciec rodziny, animator w tej charyzmatycznej wspólnocie. Znany był on z racji swej posługi uzdrawiania i z daru rozeznawania. I pomimo całej mojej obojętności czy wręcz alergii na sprawy religijne zgodziłem się z nim spotkać: byłem już bardzo zmęczony targającymi mną akurat wtedy duchowymi rozterkami. Człowiek ten przybył na pielgrzymkę do Lourdes (oczywiście ja nie brałem udziału w tej pielgrzymce) i w powrotnej drodze – zamiast od razu wracać do Anglii – zgodził się wielkodusznie na odwiedzenie mnie na przedmieściach Paryża.
 
To spotkanie okazało się niezwykle istotne dla mego życia duchowego. Człowiek ten mówił mi bowiem o Jezusie tak, jak nikt dotąd mi o Nim nie mówił. Poprzez swój wielki zapał i swoje przekonanie sprawił, że zacząłem myśleć o apostołach, o tym, w jaki sposób są oni opisani w Dziejach Apostolskich. Mój gość był przepełniony wiarą, która wręcz promieniowała z niego, a wszystkie słowa wypowiadał z tak wielką pewnością, że czułem się przy nim bezpiecznie. I kiedy mi mówił o Bogu, o Jezusie i Kościele, byłem bardzo wzruszony. Nie chciałem się oczywiście poddać od razu, więc zacząłem go bombardować pytaniami – takimi zwyczajnymi, normalnymi pytaniami, które odzwierciedlają wszystkie stare przesądy na temat Kościoła: o inkwizycję, o dążenie ludzi Kościoła do władzy i, rzecz jasna, o antysemityzm w środowiskach chrześcijańskich. Mój rozmówca absolutnie nie negował tego wszystkiego, miałem jednak wrażenie, że układał te kwestie na właściwym dla nich miejscu; widziałem zarazem, że był zdolny do pokazania mi piękna Kościoła – pomimo tych wszystkich ciemnych momentów w jego historii.
 
Byłem wtedy bardzo poruszony wewnętrznie. Opierałem się jeszcze, ale powoli zaczynałem wierzyć. Wieczorem mój rozmówca zaproponował modlitwę za mnie. Modlił się tak, jak zwykło się modlić w Odnowie w Duchu Świętym – nakładając mi ręce na głowę i przywołując Ducha Świętego. Wprawdzie w tym momencie absolutnie nic nie poczułem, jednak w nocy nastąpiło wydarzenie decydujące o moim życiu. Leżałem w łóżku i nagle zostałem ujęty przez jakąś irracjonalną, niewytłumaczalną trwogę. Było to tak, jakby nagle jakaś ciemna obecność położyła się cieniem na całe moje mieszkanie. Spanikowałem. Nie była to jednak panika ani trwoga czysto psychologiczna – po prostu w sposób niemal namacalny czułem wtedy przy sobie jakąś obecność, która była źródłem mojego strachu. I w tej trwodze po raz pierwszy zacząłem wołać do Pana: „Mój Boże, jeżeli istniejesz, jeśli prawdą jest wszystko to, co usłyszałem dziś po południu, to ukaż mi się, proszę, ponieważ ja nie mogę już tak dłużej!”. I zaledwie wypowiedziałem tę modlitwę, poczułem pokój o nadnaturalnym charakterze – jak jakiś welon kojącego światła, który powoli na mnie zstępował. Owa ciemna obecność natychmiast znikła i w tym głębokim pokoju zasnąłem. Obudziłem się już jako człowiek rzeczywiście wierzący, wiedząc, że owej nocy Bóg mocno wtargnął w moje życie. To był punkt zwrotny w moim życiu: ta trudna sytuacja, o której wspomniałem na początku, rozwiązała się w sposób nadprzyrodzony, podczas gdy z ludzkiego punktu widzenia nie było z niej żadnego wyjścia. Pan zadziałał z mocą i sytuacja się rozwiązała.
 
Wiele miesięcy później zapragnąłem pójść dalej w swoim życiu duchowym. Udałem się wówczas do pewnego francuskiego klasztoru w górach, aby się modlić. (Oczywiście jeszcze wtedy nie byłem ochrzczony – byłem dopiero człowiekiem poszukującym). Wprawdzie miałem już za sobą pierwsze „wtargnięcie” Boga w moje życie, pragnąłem jednak czegoś więcej. Odczuwałem naprawdę szczerą chęć spotkania się z Jezusem, dlatego też wiele się o to modliłem w tym klasztorze. Ósmego dnia mego pobytu (był to szczególny dzień – 25 marca, a więc Zwiastowanie) doszło do – tak bardzo przeze mnie wyczekiwanego – mojego spotkania z Chrystusem. Uczestniczyłem wówczas w porannej Mszy św., naturalnie bez przystępowania do Komunii św.; mnisi śpiewali, w powietrzu unosił się zapach kadzidła... Wszystko to wydawało mi się bardzo proste i zarazem jakoś tak wewnętrznie piękne. I teraz mogę zaświadczyć, że wręcz fizycznie poczułem obecność Jezusa, który po prostu „wszedł” we mnie. Poczułem się odmieniony, jak zupełnie nowa osoba. To tak, jakby Jezus w jednej chwili ustanowił we mnie nowe fundamenty.
 
 
 
1 2  następna
Zobacz także
Anna Lasoń-Zygadlewicz

Więzienie to uprzywilejowane miejsce na nawrócenie. Tutaj łatwiej można prześledzić łańcuch przyczynowo-skutkowy grzechu. Problem w tym, że widać go dopiero wtedy, gdy już zwiąże ci ręce i odbierze wolność na kilkadziesiąt lat. Bóg jednak nie byłby sobą, gdyby w sytuacjach ekstremalnych nie wymyślił... wyjścia awaryjnego.

 
Anna Lasoń-Zygadlewicz
Na kryzys praktyki spowiedzi trzeba patrzeć w kontekście szerszego kryzysu życia religijnego: nie da się przeżywać głęboko sakramentu pojednania bez życia duchowego w przyjaźni z Bogiem, które wyraża się w modlitwie, w solidnym pełnieniu swojego powołania, w życiu eucharystycznym itp...
 
Tomasz Kwiecień OP
Pierwsi chrześcijanie żyli nieustannie w poczuciu zagrożenia. Przez prawie 300 lat krwawe prześladowania były codziennością, a ideałem życia chrześcijańskiego był męczennik, czyli ktoś, kto oddał Bogu wszystko, co miał, nawet życie. Dlatego kandydatów do przyjęcia sakramentu chrztu przygotowywano bardzo solidnie...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS