Jeśli do Boga naprawdę możemy się upodabniać, to na pewno przez przebaczenie. Stąd jego wyjątkowość, wręcz nieludzka boskość. Wymaga bowiem wiary w to, co niemożliwe. Zagadkowość przebaczenia ujawnia się najbardziej wtedy, gdy zadajemy sobie pytanie: czy w konkretnej relacji rzeczywiście przebaczyłem? Co to tak naprawdę oznacza: zapomniałem, że coś złego się stało? Żyję tak, jakby nic się nie wydarzyło?
Przypowieść o niemiłosiernym dłużniku i miłosiernym Bogu jest kolejną po przypowieściach mądrościową historią, jaką przedstawia swoim słuchaczom Jezus. Ewangelia według św. Mateusza mimo sporych rozmiarów (aż dwadzieścia osiem rozdziałów!) nie obfituje w przypowieści. Ta, która stanie się dziś przedmiotem naszych rozważań, pojawia się tylko w dziele Mateusza – w odróżnieniu od przypowieści o zagubionej owcy, którą przywołuje również św. Łukasz.
Wyobraź sobie, że właśnie wyszedłeś z kanału – oblepiony błotem i innymi brudami. Przypadkowo okazało się, że wyjście z kanału znajduje się... w środku sali weselnej. Stajesz wobec eleganckiego, kulturalnego towarzystwa i nagle ktoś dyskretnie pokazuje ci łazienkę, daje czyste ubranie. Skrzywdził cię... czy pomógł?
Poświęć choć minutę każdej z twoich irracjonalnych myśli i patrz na to tak, jakby za chwilę miało Ci się to przydarzyć. A potem wróć do swoich obowiązków, codziennych zajęć i nie zapominaj o swych marzeniach. Czekaj, albowiem Bóg, który jest Panem rzeczy niemożliwych, może dzisiejszego dnia mocno Cię zaskoczyć...
W połowie drogi pomiędzy Częstochową, a Opolem, w ogródku, przed domem, przy drodze, stoi zadbany KRZYŻ. Nie wszyscy kierowcy przejeżdżających samochodów zwrócą nań uwagę, niektórzy skłonią głowę oddając cześć Krzyżowi, jak każdej innej figurce lub kapliczce przydrożnej. Ale nie jest to zwykły Krzyż dla rodziny opiekującej się tym ICH KRZYŻEM.
Nawet przez myśl nam nie przyjdzie, że swoim słowem o nienawiści wobec ojca i matki Pan Jezus chciał zrelatywizować przykazanie miłości bliźniego albo przykazanie "Czcij ojca i matkę" albo że chciał jakoś te przykazania rozmiękczyć. My jedynie – zdezorientowani – pytamy: "O co Ci, Panie Jezu, chodzi?"
W książce Tomasza a Kempis "O naśladowaniu Chrystusa" natknąłem się na zdanie, które nie daje mi spokoju i mąci myśli. Autor mówi, że powinniśmy siebie samych nienawidzieć. Czy nie jest to sprzeczne z przykazaniem boskim, które nakazuje miłować bliźniego jak siebie samego?
Wydaje się, że nienawiści – jako silnego uczucia niechęci wobec innego człowieka – nie można zrozumieć bez jej przeciwieństwa, czyli miłości. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do słowników biblijnych, w których wskazane jest na przykładach, że nienawiść w Biblii często rozumiana jest jako brak miłości. Miłość i nienawiść są uczuciami lub postawami wyłącznie ludzkimi.
Słowo "nieomylność" kojarzy się nam z nieskazitelną, doskonałością pod każdym względem lub nawet z bezgrzesznością. Tymczasem wiadomo, że "mylić się jest rzeczą ludzką". I papież, i biskupi w swym ludzkim, osobistym charakterze nie są spod tej reguły wyłączeni. Jak zatem trzeba rozumieć ich nieomylność?
Czy w ogóle zawsze odpowiedź istnieje? Czy warto jej szukać? Niektórzy mówią, że wiara to właśnie jest poszukiwanie Pana Boga, poszukiwanie Jego Obrazu. Jak On by się zachował? Co by mi doradził? Nasza religia jest najtrudniejsza, bo nie tylko wymaga myślenia, ale wciąż każe korygować swoje myśli słowa i czyny...
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
Każda życiowa sytuacja ma ukryty sens, który nadaje jej wartość, nawet jeżeli wydaje się tragiczna w skutkach. Obozy koncentracyjne i wydarzenia II wojny światowej często stawały się kontekstem dla chrześcijańskiego radykalizmu i postaw heroicznych, które objawiały zwycięstwo ducha nad materią, serca nad rozumem, wieczności nad śmiertelnością.