logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Adam Rybicki
Świątobliwy, ale nieszczęśliwy
Pastores
 


W przypowieści o miłosiernym ojcu (Łk 15,1-32) nasza uwaga skupiona jest przeważnie na ojcu (ponieważ jest obrazem Boga) albo na młodszym synu, bo jest obrazem każdego z nas. Jednak nie mniej ważną postacią jest drugi, starszy syn. Być może ciągle jego osoba jest zbyt tajemnicza, skrywająca jakiś sekret lub jakieś tłumione uczucia, które niespodziewanie wychodzą na zewnątrz. Skoro nie jest on symbolem "rasowego" grzesznika (jest nim młodszy brat), to może jego postać reprezentuje tych, którzy starają się być Bogu wierni i nigdy od niego nie odejść? Może nawet starszy brat jest oddanym Kościołowi sługą (np. księdzem?), który o wszystko się stara, jednak w głębi zżera go jakiś smutek i żal? Smutek, którego sam nie rozumie i który wychodzi z niego w najmniej oczekiwanych momentach... Skąd więc ten smutek, skoro "tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu" (Łk 15,29)? Czy nie kojarzy nam się ze smutkiem Kaina, który żył w bliskości Boga, jednak było w nim coś, co sprawiło, że sam Pan go zapytał: "Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura?" (Rdz 4,6). Tam też chodziło o brata, o porównywanie się z nim i dziwny brak kontaktu z Bogiem.

Blisko Boga, ale nie z Bogiem

Byłem kiedyś u kolegi-księdza, który miał na tapecie w komputerze zdjęcie z filmu "Miasto aniołów" i bardzo ten film przeżywał, ciągle o nim mówił, miał też wielki plakat tego filmu na drzwiach pokoju. Film ten opowiada o aniele, który obserwując ziemian zaczyna im zazdrościć zmysłowych doznań, wspomina na przykład o smaku gruszek. Zakochuje się w pięknej lekarce, decyduje się na porzucenie swojego anielskiego losu i staje się prawdziwym człowiekiem, aby prawdziwie być ze swoją ukochaną. Przedtem jednak zwraca uwagę smutek i rozdzierający żal anioła, że nie może być człowiekiem i "wąchać gruszek"; nie jest on aniołem szczęśliwym, brakuje mu energii i radości, cały czas snuje się za ludźmi i zazdrości im owych gruszek. Film jest piękny i wzruszający, ale ten anioł, który nie cieszy się z bliskości Boga, z jego miłości, z tego, z czego mógłby się cieszyć, budzi mieszane uczucia. Anioł, który właściwie się nudzi, nie wie, w co miałby ręce (czy raczej skrzydła) włożyć. Widzowi przed ekranem aż żal patrzeć na takiego nieszczęśliwego anioła, który z zazdrością patrzy na ludzi.

Anioł niby dobry, ale dogłębnie smutny, może i służący Bogu, jednak nie znajdujący w tej służbie żadnej radości, który zazdroszcząc ludziom ich kondycji, postanawia porzucić swój "anielski stan", to przecież obraz starszego brata z przypowieści o miłosiernym ojcu... Jezus również zszedł na ziemię; śpiewamy Mu: "opuściłeś śliczne niebo, obrałeś barłogi", ale nie było to zejście na ziemię z zazdrości, lecz z miłości, z pragnienia ratowania nas, przyniesienia nam światła. Jezus nie zszedł z nieba dla siebie, lecz dla nas, a do tego świata miał bardzo realistyczny stosunek: jest on pełen trosk (zob. Łk 4,18), jednak należy go nie potępiać, lecz zbawić (zob. J 3,17). Jezus korzystał z tego świata, cieszył się nim, skoro powiedziano o Nim "żarłok i pijak" (Łk 7,34), jed­nak to, że był radosny, nie wynikało z dóbr tego świata, lecz z całkiem innego powodu.

Smutek i żal może ogarnąć człowieka, który wiele w życiu się wyrzekł, wielu pokus uniknął i dużo za to zapłacił, a teraz widzi, że młodzi szaleją, są mniej spięci, co prawda, upadają, grzeszą, potem się tym chwalą, są też chwaleni przez innych, awansują... Może to właśnie oni żyją tak zwaną pełnią życia? A ja, który nigdy się takich rzeczy nie dopuściłem, jestem smutny i nawet gdzieś w głębi im zazdroszczę. Ten żal i smutek może zrodzić się głęboko w sercu seminarzysty, zakonnika czy księdza, który radykalnie wyrzekając się tego świata i służąc Kościołowi, będzie zerkał jednym okiem na swoich kolegów, którzy "po prostu cieszą się życiem", jeżdżą po świecie, balują do rana i mieszkają ze swoimi coraz to piękniejszymi dziewczynami.

Gdy to spoglądanie – to na siebie, to na innych – nas zdominuje, jesteśmy zgubieni. Idąc za Chrystusem i porównując się z tymi, którzy idą za światem, nie będziemy nigdy zwycięzcami: będziemy przegrywać. Można powiedzieć więcej: musimy przegrywać. Dlatego, gdy wkradnie się porównywanie i ocenianie siebie na podstawie porównywania z innymi, tracimy z oczu to, co jest najważniejsze: Ojca.

Gdy nie jesteśmy zapatrzeni w Ojca, przesiąkanie myślami tego świata jest nieuniknione. Nieustanne zapatrzenie w Ojca chroni nas przed tym. U wczesnochrześcijańskich pisarzy można znaleźć myśl, iż początkiem grzechu pierworodnego było odwrócenie oczu od Boga, a zwrócenie się ku stworzeniu ("spostrzegła, że [drzewo to] ma owoce dobre do jedzenia" – Rdz 3,6). Pytanie, które się tu rodzi, jest więc proste: gdzie patrzysz? Na co najczęściej spoglądasz? Na siebie i na innych (i tu – nawet niechcący – wkrada się błąd porównywania), czy też jesteś zapatrzony w Ojca? A tak praktycznie: ile czasu dziennie spędzasz, spoglądając na Ojca, a ile na siebie i na ludzi? Jezus był tak wpatrzony w Ojca, że wiele Jego całkiem spontanicznych wypowiedzi świadczy o nieustannej kontemplacji i nasłuchiwaniu Ojca (zob. J 1,14; 5,36). W życiu Jezusa kontemplacja Ojca prowadziła do tego, że widział, jak bardzo jest przez Niego miłowany i jak wiele od Niego otrzymuje (zob. J 3,35).

O jakim my tu wzroku mówimy, o jakim patrzeniu? O takim, o jakim mówi między innymi Psalm 16,8: "Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy, nie zachwieję się". Patrzenie na Ojca, częstsze, coraz głębsze, kontemplacja Jego miłości do mnie daje radość przebywania z Nim naprawdę. Nie jesteśmy wtedy już tylko "blisko Boga", lecz "z Bogiem", nie tylko "u Niego pracujemy", lecz jesteśmy w naszym wspólnym domu, razem z Nim. Starszy syn był właśnie "blisko ojca" – służąc mu i nigdy nie przekraczając jego nakazu, ale nie był "z Nim". My, przy ołtarzu, w konfesjonale, jesteśmy zawsze blisko Boga, bardzo blisko. Ale nie wystarczy być funkcjonariuszem. Mamy, będąc "blisko", jednocześnie być "z Bogiem" – w przyjaźni, zaufaniu, jedności, oddaniu, nadziei. Gdy będziemy z Ojcem, a nie tylko blisko Ojca, wtedy nic niewłaściwego nie wciśnie się do naszej duszy: żaden żal, złość, smutek, co przeważnie rodzi się z porównywania z innymi bądź z zapatrzenia w siebie. Ta bliskość, jedność z Ojcem w życiu i słowach Jezusa brzmiały tak: "Ja i Ojciec jedno jesteśmy" (J 10,30).

 
1 2 3  następna
Zobacz także
Kard. Joseph Ratzinder
Podczas dyskusji w Lipsku katolicki przeciwnik Marcina Lutra wykazał mu niezbicie, że jego nowa doktryna zwraca się nie tylko przeciw papieżom, lecz także przeciw Tradycji, którą wyraźnie określili Ojcowie Kościoła i sobory. Luter zmuszony był przyznać rację tym opiniom i oświadczył wówczas, że także sobory poszły złą drogą. W ten sposób autorytet egzegety umieścił ponad autorytetem Kościoła i Tradycji...
 
Robert Rabka OFMCap
Trudności spadają na człowieka, aby pociągnąć go ku większej miłości Boga i jedności z Nim. Są próbą wiary i wierności, a także rękojmią, że Bóg doprowadzi swoje dzieło do końca. W ciężkich chwilach sprawdza się modlitwa pisana. Najczęstszą przyczyną oschłości jest grzech: upodobanie w sobie, zarozumiałość, pycha, duchowe lenistwo, zaniedbanie formacji własnej wiary, szukanie światowych pocieszeń, przywiązanie do osób, przyjemności lub zabaw, brak szczerości przed samym sobą. Grzech nie w Bogu szuka pocieszenia, a w rzeczach stworzonych. 
 
Agnieszka Myszewska

Gdy kochamy, doświadczamy cierpienia, bo nieprawość jest naszym domem, przyzwyczailiśmy się do niej. A miłość chce nas poprowadzić dalej. Przeprowadza nas przez ogień. Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia (Syr 3,5). Nie dlatego, że cierpienie ma taką moc uszlachetniania, jakiej nie posiada nic innego na świecie. Ale dlatego, że im bardziej zbliżamy się do Tego, który jest miłością, tym bardziej oczyszczamy się ze wszystkiego, co miłością nie jest.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS