Czy lepiej planować urlop, czy powinien być czymś całkowicie spontanicznym?
Boże broń! Urlop powinien być jak najbardziej planowany. Również z tych względów, o których już powiedziałem. Nie może być tak, że wszystko się wali, tracimy klientów, pracodawców, współpracowników, bo rzuciliśmy wszystko i jesteśmy na urlopie. Musimy przygotować otoczenie. Ktoś musi przejąć nasze obowiązki, czasami musimy go przyuczyć. Kiedy to wszystko przygotujemy, wtedy nasz urlop też jest sensowniejszy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której w jednej chwili można wszystko rzucić i nagle wyjechać (chyba, że nie robimy nic ważnego i w pracy nie jesteśmy z nikim powiązani, pracujemy gdzieś na pustkowiu i nic od nas nie zależy; dzisiaj jednak chyba nie ma już takich etatów).
Twierdzisz zatem, że urlop wymaga najpierw dobrego przygotowania w pracy?…
To dotyczy również domu. Jeśli mamy żonę i dzieci, to nie wyobrażam sobie kogoś, kto pierwszego dnia urlopu obwieszcza wszystkim: Słuchajcie! Niespodzianka! Pakujemy się do samochodu i jedziemy na lotnisko! Nie wiem, czy taka „niespodzianka” wszystkich by zadowoliła…
Aby dobrze przeżyć wakacje w gronie rodzinnym, trzeba wszystkich zebrać i spytać: Słuchajcie! Co robimy i kiedy? Młodszych może nie potrzeba pytać, ale wiąże się z nimi inny problem – kwestia szybkiego zmęczenia czy dobrego wyżywienia – co musi zostać uwzględnione.
Jak Ty wypoczywasz?
Ponieważ pracuję „na siedząco”, staram się wypoczywać aktywnie fizycznie. Mieszkam na wsi i kiedy w niedzielę wyciągam kosiarkę do trawy, by poprawić stan trawnika (co jest dla mnie prawdziwym relaksem i odpoczynkiem), mogę spowodować zgorszenie u moich sąsiadów. Zawsze w takim przypadku przypominam sobie jedno z wydarzeń ewangelicznych. Kiedy zwrócono się do Jezusa, aby zapłacił podatek na świątynię, ten kazał Piotrowi wyłowić rybę, w jej pyszczku znalazł monetę i nią uiścił opłatę. Na dylemat moralny związany z niedzielnym koszeniem trawnika znalazłem podobne rozwiązanie: jeśli już pracować w ten sposób, to w takim końcu ogrodu, w którym nikt obcy mnie nie zobaczy (śmiech).
Ponadto staram się ruszać. Ruch to jedyny dla mnie sposób, aby dobrze wypocząć. Dla mnie na urlopie im więcej pływania kajakiem i jazdy na rowerze, tym lepiej. Choć muszę przyznać, że nie jestem zbytnio z siebie zadowolony.
Natomiast jeśli chodzi o urlop, to w zeszłym roku pierwszy raz zaeksperymentowałem, aby nie brać telefonu komórkowego. Na wszystkich moich kontach e-mailowych zainstalowałem autoresponder z podanym numerem do teściów i prośbą o pozostawianie u nich ważnych informacji. Muszę powiedzieć, że się udało: nikt nie odważył się zadzwonić…
A jakiś element duchowy?
Oczywiście, że tak. Nie traktuję jednak życia duchowego jako miejsca odpoczynku. To ciężka harówa – emocjonalna i intelektualna! Walka z Szatanem to przecież nie jest żaden relaks! Jasne, że element zachwytu nad stworzeniem towarzyszy mi na urlopie. Ale odbywanie np. rekolekcji ignacjańskich to osobna rzecz, którą w życiu trzeba robić, znaleźć na nie czas, ale nie można ich kojarzyć z wypoczynkiem.
dr hab. Ryszard Stocki
- psycholog organizacji i zarządzania. Od kilku lat zajmuje się praktycznym zastosowaniem antropologii Karola Wojtyły w zarządzaniu. Mąż i ojciec siódemki dzieci.