logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Przemysław Radzyński
W trójkącie z Panem Bogiem
eSPe
 


Marcin wspominał o modlitwie, a Ewa napisała w książce, że modlenie się z mężem na głos jest oszałamiającym przeżyciem, jednym z najbardziej intymnych zbliżeń. Jak Wy się modlicie?
 
Marcin: Bierzemy fragment Pisma Świętego z następnego dnia, jedno z nas czyta go na głos. Potem jest czas na rozważanie i dzielenie się tym, co nas dotknęło w tym słowie. Zaczynamy też rozmawiać o różnych rzeczach, które są w nas. Ktoś mógłby to nazwać rozproszeniami. Ale potrafimy powiedzieć „stop” i wrócić do Słowa Bożego. W ciszy trwamy z Panem Bogiem. Kończymy modlitwą „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Chwała Ojcu”. Staramy się przy tym myśleć, żeby rozważać wypowiadane słowa.
 
Nie modlicie się spontanicznie?
 
Ewa: Ja miałam pragnienie, żeby w ten sposób się modlić, ale bardzo trudno wyrazić słowami to, co ma się w sobie najgłębiej. Nawet najprostsze rzeczy stają się wtedy bardzo poruszające i mogą prowadzić wręcz do płaczu. Być może miałabym wtedy poczucie jeszcze większej intymności wspólnej modlitwy. Ale pewne rzeczy są poza słowami. Kiedy przedstawiam je Bogu w modlitwie myślnej, to nie muszę ich werbalizować.
 
Marcin: Przedstawiamy nasze modlitwy Panu Bogu w ciszy. Prosimy o te same rzeczy, tylko nie wypowiadamy ich. W tej naszej modlitwie jest jedność.

Mnie ciekawi, na czym polega to intymne zbliżenie?
 
Marcin: Wiem, że Ewa się modli. Wiem, że ja się modlę. Wiem, że stajemy przed tą samą Osobą, której nie widzimy, ale Ona jest obecna. Taka świadomość zupełnie mi wystarcza, żeby poczuć, że jesteśmy razem.
 
Ewa: Przed Panem Bogiem człowiek się jakoś odsłania...
 
Marcin: Na dodatek patrzymy w jednym kierunku, jak to powinno robić małżeństwo.
 
Ewa: ...nawet, jeśli nie werbalizujemy swoich wezwań. Niektórym ludziom bardzo trudno modlić się przy kimś. Mówią, że jest to sytuacja bardzo osobista. Jak się modlisz, nawet jeśli nie mówisz tego na głos, to coś cię poruszy, coś cię bardzo ucieszy, więc robisz różne głupie miny, łza ci poleci albo się zaśmiejesz. Muszę mieć sto procent zaufania do osoby, z którą się modlę. Marcin może mnie spytać, o czym pomyślałam, i jestem w stanie odpowiedzieć mu na to pytanie. Na tym polega ta intymność w małżeńskiej modlitwie.
 
Ewa, dużo jeszcze piszesz o tym, że współmałżonek jest szczeliną, a czasami oknem, przez które patrzysz w niebo. Jakiego Boga widzisz przez to okno czy przez tę szczelinę?
 
Ewa: W ogóle wtedy bardzo uświadamiam sobie, że Bóg jest osobą, a nie jakąś tam energią. Nie jest tylko sędzią i nie skupia się na naszych grzechach. Widzę kogoś bardzo czułego, z poczuciem humoru, komu różne rzeczy sprawiają niesamowitą frajdę. Wiadomo, że Pan Bóg stworzył świat nie po to, żeby się tylko zamartwiać, ale ciągle mówi: „to jest dobre”. Troszczy się też i martwi różnymi rzeczami, ale generalnie z Jego strony jest wielka afirmacja, moc pozytywnej energii i dynamicznej fantazji. Postrzeganie cech Pana Boga przez to, że patrzymy na konkretną osobę, trochę odczarowuje obraz dostojnego Pana Boga.
 
Bardzo odkrywcze było dla mnie stwierdzenie o „rekolekcjach utraconych marzeń”. Nie wiem, czy dobrze to interpretuję, ale zrozumiałem to tak, że narzeczeni bardzo się idealizują: on chce jej zaimponować, więc się bardziej stara, ona z przymrużeniem oka patrzy na jakieś jego niedoskonałości. Już w małżeństwie są w stanie zobaczyć więcej, ale to pokazuje, że człowiek zdolny jest do wysiłku, żeby zmierzać ku ideałom. Małżeństwo też chyba na tym powinno polegać, by małżonkowie pomagali sobie nawzajem odkrywać obraz Boga w nich samych. Jak robicie to Wy?
 
Ewa: Widzimy swoje możliwości, więc wzajemnie się mobilizujemy.
 
Marcin: Nie wyobrażam sobie małżeństwa, w którym mówi się do siebie: „nie dasz rady”, „jesteś za słaby”.
 
Ewa: Takie ucinanie skrzydeł. To wzajemne motywowanie jest raczej naturalne dla każdej zdrowej relacji międzyludzkiej, a w małżeństwie jest ono odpowiednio intensywniejsze, chociażby przez fakt, że codziennie się widzimy.
 
Marcin: Fajne jest podbijanie pozytywnych cech, które zauważa się w małżonku. Ważne, żeby współmałżonek też wiedział, że go obserwuję i widzę, jak się zmienia.
 
Ewa: Marcin teraz często podkreśla, że dostrzega, jak zmieniam się w trakcie ciąży, jak zaczynam zachwycać się dziećmi. Dla mnie jako matki to jest bardzo istotne. Zwłaszcza że pewnych rzeczy w swoim zachowaniu sama nie dostrzegam. Informacja zwrotna jest ważna, o ile przekazywana jest z miłością.
 
Przez sześć lat byliście małżonkami. Teraz jesteście małżonkami i rodzicami, myślicie, że Wasze małżeństwo coś straci, bo będziecie musieli podzielić czas?
 
Ewa: Nasze życie się zmieni, ale nie nazwałabym tego stratą. Chodzi o inną wartość, jak słyszałam – niesamowitą.
 
Marcin: Zyskujemy coś nowego, nie tracąc tego, co było wcześniej. Po prostu zmienia się życie. Trzeba się tego uczyć, ciągle sobie stawiać nowe cele. W nadziei, że dobrze rozeznajemy, czy są po myśli Pana Boga.
 
Rozmawiał Przemysław Radzyński
eSPe 117/4/2015
 
fot. Oldiefan Walk 
Pixabay   
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Przemysław Radzyński
Moim zdaniem duchowość mężczyzny jest ściśle związana z jego życiową sytuacją, z pełnionymi w życiu rolami. Ale wspólny mianownik, do którego z całą pewnością moglibyśmy to wszystko sprowadzić, to autentyczna potrzeba życia z Panem Bogiem, osobowym Bogiem. Mężczyzna ma taką potrzebę.

O męskiej duchowości opowiada ks. Michał Olszewski SCJ, w rozmowie z Przemysławem Radzyńskim
 
Fr. Justin
Jestem weteranem II wojny światowej i dziadkiem licznych wnuków, a nawet prawnuków. Boli mnie, gdy widzę kolegów lub koleżanki, towarzyszy niewoli radzieckiej, usuwanych z domów do przytułków. W moim domu dziadkowie cieszyli się ogromnym szacunkiem i miłością. Z ich wspomnień nauczyłem się wiele. Potem lepiej radziłem sobie w szkole na lekcjach historii i religii. Dzisiaj wskutek oddawania dziadków do przytułków, wnuki i prawnuki polskiego pochodzenia nie znają już mowy polskiej i dziejów Polski.
 
o. Andrzej Ruszała OCD
Słynne terezjańskie: Sólo Dios basta, przetłumaczone jako "Bóg sam wystarcza" i od ponad wieku funkcjonujące w języku polskim w takiej właśnie formie, jest trochę niefortunne, ponieważ może rodzić pewne wewnętrzne opory wobec ekskluzywizmu, zdającego się wyłączać wszelką inną rzeczywistość stworzoną przecież przez samego Boga i uznaną przez Niego za dobrą, w tym również człowieka i relacje międzyosobowe...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS