logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Salij OP
Współcierpiąca
Idziemy
 


Już dawno zauważono znamienny szczegół. Mianowicie, kiedy Pan Jezus zmartwychwstał, Ewangelie relacjonują Jego spotkanie prawie z wszystkimi z nich – z jednym jedynym wyjątkiem: Matki Najświętszej.
 
W Kościele od wieków domyślano się, dlaczego nie ma w Ewangeliach relacji o spotkaniu Zmartwychwstałego ze swoją Matką.
 
Zauważmy, że wszystkie opisane w Ewangeliach spotkania Zmartwychwstałego, były to spotkania z tymi, których wiara w Wielki Piątek się załamała. Przypomnijmy sobie choćby Marię Magdalenę gorzko płaczącą, że Jezus – tak dobry i tak Boży człowiek – został tak straszliwie skrzywdzony. Już widziała, że grób jest pusty i nawet na myśl jej nie przyszło, że Jezus może zmartwychwstał.
 
Apostoł Jan napisał sam o sobie, że uwierzył dopiero wtedy, gdy w grobie Jezusa zobaczył zwinięty całun oraz chustę z Jego głowy – zrozumiał, że gdyby ktoś wykradł Jego ciało, w grobie by go przecież nie rozbierał. Uczniowie z Emaus mówili tylko z rezygnacją: „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela”.
 
Jedna jedyna Matka Najświętsza nie tylko wytrwała pod Krzyżem, ale wytrwała również w wierze. Ona, która uwierzyła już w tamtej chwili, kiedy Słowo ciałem się stało, w wierze wytrwała nawet podczas wielkopiątkowej burzy, a w Wielką Sobotę była tą jedyną spośród uczniów i przyjaciół Jezusa, która w wierze się nie zachwiała.
 
Czy Maryja płakała pod Krzyżem?
 
Znakomity mariolog polski z XVII wieku, Justyn Zapartowicz z Miechowa (+1649), kiedy w swoim olbrzymim objaśnieniu Litanii Loretańskiej wpatruje się w Matkę Bolesną, kontrastuje ją z jednej strony z Córkami Jerozolimskimi (Łk 23,28nn), z drugiej strony – z Matką Machabejską (2 Mch 7).
 
Płacz Córek Jerozolimskich nad Jezusem, skazanym na śmierć i dźwigającym krzyż, to płacz ludzi dobrej woli, ale zdezorientowanych. Widziały one w Nim jedynie niewinnie mordowanego człowieka i nawet nie przeczuwały tajemnicy Bożej, jaka się wówczas dokonywała. Nie rozumiały, że ten Skazaniec umiera za nasze grzechy i z powodu naszych grzechów. Nie wiedziały, że płacz nad Jego męką jest bólem bezpłodnym, jeśli nie jest zarazem płaczem nad swoimi i swoich bliskich grzechami, które do tej męki doprowadziły. Współcierpienie Matki Bolesnej wolne było od tych niedoskonałości.
 
Zarazem Maryja pod Krzyżem różni się od Matki Machabejskiej. Tamta musi całym wysiłkiem woli i mocą z góry trzymać w ryzach macierzyńskie uczucia, ażeby spełnić swoją istotną macierzyńską posługę: pomóc synom wytrwać przy Bogu w momencie ich męczeństwa, dodać im otuchy i odwagi. Dlatego na twarzy Matki Machabejskiej nie widać płaczu. Jest to twarz kobiety, która przezwycięża samą siebie, gdyż rozumie, że złożyć Bogu ofiarę nawet z własnych synów jest jej bolesnym obowiązkiem.
 
Zupełnie inaczej Maryja pod Krzyżem. Nie ma w Niej rozdziału między przywiązaniem do najbliższych a służbą Bożą. Chociaż Matka Machabejska potrafiła całkowicie opanować swoje ziemskie uczucia i zachować się bez reszty po Bożemu, to przecież Matka Bolesna była tym od niej wyższa, że jej macierzyńskie uczucia nie miały w sobie żadnej skazy, którą musiałaby dopiero przezwyciężać.
 
Dlatego pobożność chrześcijańska nie waha się dostrzegać łez na Jej obliczu. Są to bowiem łzy czyste, łzy Niepokalanej, która należy bez reszty do Boga. Płacząc nad swoim Synem, Ona płakała nad Bogiem, wzgardzonym i zabijanym przez ludzi.
 
Jezus ostrzegał kiedyś, że „kto by kochał syna lub córkę więcej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. Można jednak – sądząc, że kochamy Jezusa – kochać jedynie skrojone na swoją małą miarę Jego wyobrażenie. Tak Go kochały Córki Jerozolimskie. Zapytajmy zatem, dlaczego w Matce Bolesnej nie było tego rozdziału między Synem i własnym Jego wyobrażeniem. Czemu należy zawdzięczać to, że jej obraz Syna był prawdziwy, że łzy jej były czyste?
 
Przecież to oczywiste: Matka Bolesna była doskonale zjednoczona ze swoim ukrzyżowanym Synem. Syn Boży i Jego Matka byli jakby „dwoje w jednym ciele”, Ona była poniekąd Jego własnym ciałem. Tradycyjna pobożność pasyjna nigdy nie miała co do tego wątpliwości. „Rany cierpiącego Chrystusa były ranami Matki Bolesnej”. Niekiedy można się nawet spotkać z twierdzeniem, że podobnie jak Ojciec i Syn są jednym Bogiem, tak Syn i Matka byli na Kalwarii jednym ciałem.

Nie lekceważmy tej intuicji, bo rzuca ona głębokie światło na Pawłową ideę dopełniania tego, czego brakuje męce Chrystusa. Tylko w takim stopniu możemy dopełniać braki udręk Chrystusa, w jakim jesteśmy członkami Jego Ciała. Otóż Maryja pod Krzyżem była całkowicie i bez reszty zjednoczona ze swoim Synem, toteż jej współuczestnictwo w dziele odkupienia było zupełnie szczególne. Aż do skończenia świata będzie Ona idealnym wzorem, realnie promieniującym na wszystkich, którzy „na swoim ciele dopełniają braki udręk Chrystusa, dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
 
Udział Matki w cierpieniach Syna
 
Zapewne nikogo nie trzeba o tym przekonywać, że stojąc pod krzyżem swojego Syna, Maryja cierpiała strasznie. Jej cierpienie pod Krzyżem było jedyne w swoim rodzaju. Cierpiała nie tylko jako matka, której Syn został tak potwornie storturowany i zamordowany. Cierpiała również dlatego, że rozumiała straszliwość ludzkiego grzechu, skoro doprowadził on aż do ukrzyżowania Syna Bożego.
 
1 2  następna
Zobacz także
Maciej Jaworski OCD
Rozmowa z o. Joachimem Badenim
Działanie Ducha Świętego jest często bardzo intensywne, bardzo żywe, objawiające się na zewnątrz przeróżnymi darami, charyzmatami, zaś działanie Matki Bożej jest zawsze ukryte, ciche. Dla tych, którzy bazują tylko na przeżyciach charyzmatycznych, doznaniowych, rola Matki Bożej wydaje się zbyteczna, a z pewnością niekonieczna. Jej obecność jest mało spektakularna, a raczej bardzo rodzinna, macierzyńska, zaś obecność Ducha bardzo sensacyjna.
 
Barbara Gruszka-Zych
Ludzie często chcą się podzielić tym, czego Pan Bóg dokonał w ich sercu, ale „w świecie” tego nie mówią, bo on z tego szydzi. Boją się, żeby nie uznano ich za nawiedzonych. Dlatego przychodzą z tym tylko do księdza. Nie raz jeden słyszałem: „Ja to przeżyłem, ale nie mogę tego nikomu opowiedzieć, bo mnie wyśmieją”. 

O strachu przed wyśmianiem, potrzebie poszukiwania i o tym, że warto mówić o życiu duchowym, z ks. Władysławem Suchym rozmawia Barbara Gruszka-Zych
 
Józef Augustyn SJ
W czasie życia ziemskiego Bóg nie stosuje wobec człowieka tzw. zasady sprawiedliwości moralnej. Dobre postępowanie moralne człowieka nie gwarantuje nam w sposób konieczny powodzenia w sprawach materialnych, a popełnione grzechy nie muszą ściągać na nas natychmiastowej kary Bożej tutaj na ziemi. W czasie naszego ziemskiego życia sprawiedliwość Boża jest miłosierdziem wobec wszystkich. Ale kiedy człowiek uparcie trwa w grzechu jeszcze w chwili śmierci, kiedy odrzuca krzyż i Zmartwychwstanie Jezusa, a z nim miłosierdzie Ojca, sam ponosi skutki swojego wyboru...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS