Nazwa rorat ma korzenie w starej pieśni, zaczynającej się od łacińskich słów "rorate cali desuper". Msza roratnia nie jest Mszą jak każda inna. Zgodnie z definicją powinna być odprawiana o wschodzie słońca, ku czci Najświętszej Maryi Panny. Niewygodna dla współczesnych pora ma swoje głębokie, teologiczne uzasadnienie...
Choć wydaje się, że prawdziwego świętego Mikołaja z komercyjnym krasnalem łączy chęć sprawiania bliskim radości upominkami, podobieństwo to jest tylko pozorne. Prawdziwy św. Mikołaj nie napędza handlowej machiny, nie próbuje wyciągnąć z naszych kieszeni pieniędzy, nie motywuje nas do biegu po sklepach...
Wyobraźmy sobie, że bierzemy do ręki książkę, na okładce jako autor widnieje znany i ceniony profesor. Kupujemy książkę w dobrej wierze, a potem dowiadujemy się, że to nie profesor jest autorem, a jedynie jeden z jego studentów, który podpisując książkę jego nazwiskiem, chciał tak uszanować swego mistrza. Niewyobrażalne?
Droga przed nami długa i trudna – w ekumenizmie nie chodzi o to, żeby stworzyć sztuczną jedność za cenę wyrzeczenia się prawdy wyznawanej. Ale kolejne kroki czynione na tej drodze pokazują, że warto w niej nie ustawać. Cel jest odległy i kto wie, czy osiągalny, ale nie godzi się, by uczniowie Jezusa nie umieli ze sobą rozmawiać.
„Jeśli chcecie używać jogi jako gimnastyki, to proszę bardzo – ale to nie przeszkodzi jej, by dokonała swego”. Na jogę w czystej postaci natkniemy się podczas dalekich podróży – ale nie tylko. Często przychodzi do nas sama, w postaci ogłoszeń wieszanych na ulicach, obiecujących trening dla ciała i dla ducha. Co się za tym kryje?
Wydawać by się mogło, że św. Jan Maria Vianney to święty nie na nasze czasy. Nie lubił muzyki, potępiał tańce i kazał zakrywać dekolty damom na starych obrazach. W dodatku krzyczał z ambony na wiernych i pościł tak uparcie, że niszczył swoje zdrowie. Taki typ świętości nie pasuje do oświeconego XXI wieku. A jednak to właśnie on był patronem Roku Kapłańskiego. Nieprzypadkowo.
Santo subito – wołali wierni na placu św. Piotra zaraz po jego śmierci. Ich życzenie właśnie się spełnia. Papież Franciszek ogłosił, że kanonizacja Jana Pawła II, połączona z kanonizacją Jana XXIII, odbędzie się 27 kwietnia 2014 r. I choć decyzji tej spodziewano się od dłuższego czasu, w Polsce wybuchła wielka radość.
Czy było ich trzech? Nie wiadomo. Królowie? Nie wiadomo. Kacper, Melchior i Baltazar? Nie wiadomo. Mimo tak wielu niewiadomych, uroczystość Objawienia Pańskiego, czyli Trzech Króli, osadzona jest głęboko w chrześcijańskiej tradycji.
Czasem trudno jest uwierzyć, kiedy ktoś mówi: „Nigdy tam nie byłem”. Niewiarygodne. Bo jakże to – nigdy? To raczej nie będzie tekst dla tych, którzy nigdy nie byli na Jasnej Górze. Kiedy jest się na Jasnej Górze po raz pierwszy, zapamiętuje się niewiele: idzie się za tłumem i płacze się przed Cudownym Obrazem. Potem chce się wracać, poznawać ją bardziej, być coraz bliżej.
Kiedy zaczęły się dziać pierwsze cuda eucharystyczne – nie wiemy. Od 790 r. zanotowano ich około 130. Wiele z nich funkcjonuje w tradycji i nigdy nie zostało oficjalnie przez Kościół potwierdzonych. Choć po wydarzeniach w Sokółce i Legnicy skłonni jesteśmy cuda eucharystyczne kojarzyć ściśle z fizyczną i widzialną gołym okiem przemianą chleba w Ciało, a wina w Krew, ich rzeczywistość jest dużo bogatsza.
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
Czasami oglądanie telewizji wiąże się z tym samym rodzajem perwersji, która charakteryzowała starożytnych Rzymian oglądających gladiatorów na arenie cyrkowej. Widocznie tkwi gdzieś w człowieku potrzeba napawania się przemocą. Właśnie w tej sferze naszego życia najmocniej widać obecność grzechu pierworodnego, a nie - jak często się uważa - w płciowości...