24 grudnia
To nie data, to początek
Boże Narodzenie nie może się stać „zakończonym” opowiadaniem, świętem, które gaśnie wraz z ostatnim rytuałem, w którym się bierze udział, czy wraz z ostatnią lampką szampana, którą się wypija, czy z ostatnim kawałkiem ciasta, które się smakuje.
Chrześcijanin ogłasza, że jest Ktoś, kto wymknął się spisowi nakazanemu przez Cezara Augusta (Łk 2,1) – i nie będzie mógł być ujęty w danych statystycznych – umknął przed prześladowaniem pierwszego Heroda (Mt 2,16) i kolejnych licznych Herodów sprawujących władzę.
W świecie zaistniała nowa obecność będąca w stanie odmienić wszystko.
Jest ktoś, kto się zadziwia, jest ktoś, kto się obawia. Kto groźnie wyrokuje, że mowa o zjawisku marginalnym, bez znaczenia, które nie może trwać w czasie (i rzeczywiście trwa zaledwie dwa tysiące lat).
Najważniejsze, żeby zrozumieć, że Boże Narodzenie nie jest tylko datą (pierwsi chrześcijanie, na przykład, zupełnie o niej zapomnieli), ale początkiem.
Dzięki dacie możemy wszystko uporządkować.
Odnosząc się do jakiejś daty, mówimy o tym, co się wówczas wydarzyło.
Ale sytuując się w perspektywie początku, pozostawiamy pod znakiem zapytania to, co może się wydarzyć.
Jeżeli Boże Narodzenie będziemy interpretować jako datę, to będzie ono postrzegane jako coś dawnego, minionego, „już widzianego”, nawet jeśli będziemy się starać czynić coś nowego.
Jeśli przeżywamy Boże Narodzenie jako początek, to wówczas jawi się ono takim, jakim jest naprawdę: radykalnie nowe, a nawet jest jedyną „nową wiadomością” przyniesioną światu.
Boże Narodzenie „nowe” to takie, które prowokuje, wywołuje coś nowego.
Rozpoczynając od następnego dnia...