Niespodziewane święto
Powracający grzesznik nie wierzy, że ojciec znowu przyjmie go jak syna. Aspiruje już tylko do tego, by być u ojca jednym z wielu najemników. Ze zdumieniem odkrywa, że spotkanie z ojcem zamienia się w święto. Spowiedź potrzebna jest synowi, a nie ojcu. Ojciec nie wypomina synowi popełnionych grzechów. Nie opowiada o tym, jak długo wychodził na drogę i jak bardzo cierpiał. Przeciwnie, w nieopisanej radości wzrusza się, bo oto ocalił się jego ukochany syn! Wręcza mu szaty i pierścień, czyli znaki odzyskanej godności. Marnotrawny dotąd syn nie ma już złej przeszłości. Odtąd ma jedynie dobrą teraźniejszość! Kto powraca do Boga, ten odzyskuje wszystko, co wcześniej stracił. O nieodwołalnej miłości ojca syn przekonuje się wtedy, gdy powraca. Dopiero teraz odkrywa, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, że codziennie żył nadzieją, iż syn zastanowi się, wróci i ocali. Dopiero teraz błądzący rozumie, że ojciec kocha go nie tylko nieodwołalnie, ale i mądrze! Już wie, że gdyby ojciec uległ odruchowi współczucia i próbował chronić go przed konsekwencjami grzechów, to on nie zastanowiłby się i pozostałby synem zatracenia. Trwałby w grzechu tak długo, aż by umarł.
Błądzący oczekuje naszej naiwności
Dopóki syn błądził, dopóty miał żal i pretensje nie do siebie, lecz do ojca. Oczekiwał od niego paczek żywnościowych, pieniędzy, naiwności. Gdy znajomi mówili mu, że ojciec wychodzi na drogę i czeka na jego powrót, to albo w to nie wierzył, albo myślał, że ojciec czyni to jedynie dla oka ludzkiego. Im bowiem dojrzalej okazujemy miłość człowiekowi, który błądzi, tym bardziej nie rozumie on naszej miłości i twierdzi, że nie umiemy go kochać. Nie próbujmy udowadniać temu, kto krzywdzi siebie i innych, że go kochamy. Człowiek w kryzysie nie oczekuje od nas miłości, lecz naiwności. Chce naszych pieniędzy. Chce, byśmy uwierzyli w jego kolejne przyrzeczenie poprawy. Chce, byśmy nie wzywali policji, gdy nas okrada czy podnosi na nas rękę. Ktoś taki może zrozumieć naszą miłość jedynie wtedy, gdy się radykalnie nawróci i ani sekundy wcześniej.
Możliwe inne zakończenie
Przypowieść o mądrze kochającym ojcu i powracającym synu to historia moja i twoja. To opowieść o spotkaniu dwóch wolności i dwóch miłości: Bożej i ludzkiej. Jezus mógłby nadać inne zakończenie tej przypowieści. Każdy z nas zna historie błądzących, którzy nie zastanowili się i nie powrócili ani do Boga, ani do bliskich. Czasami ktoś nie powraca, mimo że Bóg i że Boży ludzie kochają go bezwarunkowo i mądrze. Niektórzy nie wracają nawet wtedy, gdy kochamy ich wręcz heroicznie. Czy możemy sądzić, że w tego typu przypadkach Bóg i ludzie kochali zbyt mało, by błądzący mógł powrócić? Odpowiedź brzmi: nie! Ani Bóg, ani krewni czy przyjaciele nie mogą uratować błądzącego człowieka wbrew jego woli. Gdy kierujemy się zasadami miłości, jakie Jezus wyjaśnia nam w swojej przypowieści, to nie mamy pewności, czy ten, którego w taki właśnie sposób kochamy, przestanie błądzić i czy powróci. Możemy być natomiast pewni, że czynimy wszystko, by kochany przez nas człowiek zastanowił się i mógł wrócić. Nie jesteśmy ani naiwni, ani okrutni. Nie wmawiamy sobie, że potrafimy kochać mądrzej i bardziej ofiarnie niż sam Bóg. Stwórca okazuje nam przebaczenie za każdym razem, gdy się nawracamy, lecz nie wcześniej, gdyż nie myli miłości z naiwnością czy z tolerowaniem zła.
A jeśli błądzący nie wróci?
Jeśli błądzący nie korzysta z nieodwołalnej i mądrej miłości Boga, jeśli nadal błądzi i grzeszy, jeśli w tym dramatycznym stanie umiera, to nawet wtedy możemy zachować dla niego nadzieję zbawienia. My widzimy tylko zewnętrzne zachowania błądzącego człowieka. Nie znamy w pełni jego historii, jego wychowania, stanu jego serca. Nie wiemy wszystkiego o wysiłkach, jakie podejmował w walce z własną słabością i z negatywnymi uwarunkowaniami środowiska, w którym przyszło mu żyć. Nie znamy do końca ceny, jaką płacił za swoje błędy i grzechy. Jedynie Bóg zna te wszystkie uwarunkowania i serce błądzącego człowieka. To właśnie dlatego Kościół nigdy nie ogłosi, że dana osoba jest w piekle. W procesie umierania każdy z nas otrzymuje jeszcze jedną – tym razem już ostatnią – szansę na powrót do Boga i do życia w miłości. Dwa tysiące lat temu był pewien ukrzyżowany złoczyńca, który skorzystał z takiej właśnie szansy, wpatrując się w Ukrzyżowanego Boga-Człowieka. O innych podobnych historiach Syn Boży będzie nam opowiadał przez całą wieczność. Możemy z mocną nadzieją modlić się o zbawienie również tych, którzy w doczesności do nas nie powrócili.
ks. Marek Dziewiecki
Idziemy nr 46 (478)