logo
Wtorek, 19 marca 2024 r.
imieniny:
Józefa, Bogdana, Nicety, Aleksandryny – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Andrzej Sudoł SCJ
Każde pokolenie ma własny czas
Czas Serca
 
fot. Pedro Henrique Santos | Unsplash (cc)


Pracując wiele lat z młodzieżą, często słuchałem ich problemów, które zwykle sprowadzały się do braku zrozumienia ze strony rodziców. Najczęściej nie poświęcali im oni wystarczająco dużo czasu, a jeśli już rozmawiali z dziećmi, okazywało się, że żyją w zupełnie innym świecie. Z tej racji młodym trudno było zaufać swoim rodzicielom, dlatego coraz częściej szukali innej osoby, by porozmawiać o trudnych dla nich tematach. Tymczasem rodzicom wydaje się najczęściej, że to właśnie młodzież jest trudna i żyje na „obcej planecie”. Powtarzają oni: „Dawniej tak nie było”. Czyżby „zapomniał wół, jak cielęciem był”?

 

Fenomen konfliktu pokoleniowego był obecny zawsze, we wszystkich epokach i kulturach. To zatem w jakimś sensie naturalne, że młodzi mają problem ze starszymi, a ci nie rozumieją swoich potomnych. Rację ma Kohelet, który przypomina nam mądrość biblijną, że „nic zgoła nowego nie ma pod słońcem” (Koh 1,9).

 

Ślub bez randki

 

W latach 1996-2000 miałem okazję pracować na południu Indii w Ponnarimangalam. To była mała wyspa oddalona 45 minut łodzią od miasta Cochin. Zamieszkiwało ją typowe społeczeństwo o charakterze socjocentrycznym. Wszyscy się tam znali i pomagali sobie, gdy ktoś był w biedzie. To było bardzo budujące. Ludzie nie wyobrażali sobie, jak można żyć bez ryżu, ryb i orzecha kokosowego. Nie potrafili zrozumieć, kiedy opowiadając o Polsce, mówiłem, że u nas orzech kokosowy nie rośnie. Zastanawiali się, jak można w ogóle żyć bez niego czy palm, z których robi się najbardziej podstawowe produkty budowlane, ubranie i jedzenie. Pewnym mankamentem tego systemu społecznego było to, że nikt nie wybijał się poza przeciętność. Ludzie kopiowali sąsiadów i każdy chciał dorównać każdemu. Nie zapomnę dnia, kiedy pewna rodzina kupiła pierwszy telewizor. Wszyscy przyszli, aby tę nowość zobaczyć. Potem było jak w dominie. Każdy chciał mieć takie „cacko”. Ludzie wydawali na nie oszczędności. Nie mieli lodówek czy pralek, a czasem nawet i stołu, ale w każdym domu był telewizor. Młodzi się cieszyli, bo dzięki technologicznej nowince mieli kontakt ze światem, starsi widzieli w tym niebezpieczeństwo. Ci pierwsi uczyli się szybko z Internetu i dlatego często chcieli odejść od tradycyjnych schematów i zwyczajów. Przestali rozumieć wartości, którymi kierowali się ich rodzice.

 

Przykładem jest zwyczaj zawierania małżeństw. Od zarania dziejów było to aranżowane przez rodziców. Rodziny chłopca i dziewczyny dogadywały się kto, z kim i za ile. Małżeństwa z miłości nie istniały, bo młodzi nie otrzymywali zgody oraz błogosławieństwa społeczeństwa i klanu rodzinnego. Dzisiaj coraz częściej młodzież nie godzi się z tym i pragnie sama decydować o swojej przyszłości. Sprawa wygląda podobnie z pozycją społeczną kobiety. Podczas pobytu w Indiach nigdy nie widziałem, by dziewczyny nosiły „zachodnie” ubrania, np. dżinsy. Zawsze miały na sobie tradycyjne sari. W autobusach, szkołach, kościele siedziały po lewej stronie. Nie do pomyślenia było pójście z kimś na randkę. Nie było McDonaldów czy coca-coli. Dziś to się zdarza, ale starsi tego nie akceptują.

 

Anteny na palmach

 

Podobny mechanizm zauważyłem kilka lat później na Filipinach. Pracowałem w Kumalarang, na wyspie Mindanao, w małej miejscowości oddalonej od wszystkiego. Wszyscy się tam znali i pomimo tego, że nie mieli wiele, lubili to, co posiadali. Popularnym stawał się wtedy telefon komórkowy. Nawet te najprostsze aparaty były jednak bardzo drogie. Gdy w wiosce pojawiła się komórka, wszyscy chcieli taką mieć. Po telefonie rozpoznawano status społeczny. Trzeba było budować wysokie anteny, mocować je na palmach lub jeździć kilka godzin do pobliskiego miasta, aby podłączyć się do sieci. Oczywiście przodowała w tym młodzież, bo tylko ona wiedziała, jak obsługiwać nowoczesność. Wkrótce spowodowało to prawdziwy pokoleniowy problem. Starsi dziwili się młodym, widząc ich zapatrzonych ciągle w małe czarno-białe ekraniki. Młodzi przyglądali się starszym coraz częściej z politowaniem, jak można żyć bez świata wirtualnego. Gdy wyjeżdżałem z Filipin w 2014 roku, każdy młodzieniec miał jeden lub dwa telefony komórkowe oraz konto na Facebooku. Ciekawostką jest, że to właśnie Filipińczycy w skali całego świata wysyłali wówczas najwięcej wiadomości tekstowych w ciągu dnia.

 

Wygląda na to, że społeczności „zacofane” po odkryciu Internetu i komunikacji ze światem zmieniały się szybciej niż te bardziej rozwinięte technologicznie. W tych drugich konflikt pokoleń narastał zatem jeszcze szybciej.

 

Miecz obosieczny

 

W USA i społecznościach przodujących w nowościach komunikacyjno-technologicznych to raczej rodzice wprowadzają dzieci w świat komputerów, Internetu i telefonów komórkowych. Oni i nauczyciele mają kontrolę nad tym, jak często ich potomkowie korzystają z Internetu i gier komputerowych. Nie oznacza to oczywiście, że ich problem międzypokoleniowy nie dotyczy. Rozmawiając z Amerykanami, łatwo usłyszeć jego największe powody. Pierwszymi są narkotyki i alkohol. Młodzież ma do nich dostęp już w szkole średniej. Większość rodziców zdaje sobie z tego sprawę. Nieliczni na to pozwalają i „patrzą przez palce”. Mówią: „My też tak robiliśmy”. Pozostali z tym walczą, a to generuje konflikty. Młodzież wie bowiem, że największą amerykańską wartością jest wolność. W rodzinach tradycyjnie katolickich jest to często temat zapalny, bo młodzi nie chcą np. chodzić do kościoła, a rodzice łatwo się z tym nie godzą. Kolejnymi i najczęstszymi powodami konfliktu pokoleniowego są indywidualizm i niezależność. Dzieci nabywają tutaj takich wartości bardzo szybko. Co ciekawe, w społeczeństwie egocentrycznym uczą ich tego sami rodzice. Młodzież zna swoje prawa i chce być samodzielna. Kto zostaje z rodzicami po osiemnastce, jest „luzerem”. Już jako nastolatkowie młodzi chcą zatem odejść z domu i robić to, na co mają ochotę. Jest to często problem całych rodzin, który po latach dotyka ich w nieoczekiwany sposób. Rodzice w wieku starczym oddawani są bowiem do domów opieki i przytułków. Dzieci nie mają czasu albo ochoty na ich odwiedzanie czy nawet kontakt z nimi.

 

Idzie nowe

 

Pewne wyzwolenie ze starych i niesprawiedliwych zwyczajów jest konieczne. Nie dziwię się, że młodzież nie rozumie kast. Popieram nastolatków, którzy nie chcą zawierać małżeństw z kimś, kogo nie znają, dla pieniędzy, czy buntują się, widząc niesprawiedliwość w stosunku do kobiet. Jestem przekonany, że konflikt pokoleniowy jest dobry i przynosi często potrzebne wyzwolenie. Wierzę, że każde pokolenie musi przez to przejść i poradzić sobie samo z problemami.

 

Andrzej Sudoł SCJ
Czas Serca nr 162

 
Zobacz także
O. Grzegorz B. Błoch OFM
Jeśli bowiem człowiek rzeczywiście jest jedynie przypadkowym zbiorem atomów czy wytworem bezrozumnych procesów, jak głoszą zwolennicy darwinizmu, to filozoficzne główne kwestie takie, jak: skąd się tutaj wzięliśmy? czy dokąd zmierzamy? są zupełnie bezpodstawne...
 
Maria Krzemień
Doba po dobie nasze ciało małymi krokami zbliża się do śmierci, obumierają komórki nerwowe, zdolności poznawcze, niećwiczone, cofają się. Z wiekiem coraz liczniejsze są błędy, których nie udało się nam naprawić, a szanse na zmianę kierunku życia coraz mniejsze. Tracimy małe i duże możliwości, niewiele znaczące i kluczowe relacje, tracimy też siłę, zdolności i młodość. Żyjąc, tracimy nieustannie. 
 
Bartek Rajewski
Bóg powołuje niektórych mężczyzn, aby zrezygnowali z życia małżeńskiego i szli za Chrystusem, wybierając życie w celibacie, troszcząc się o sprawy Pana i Jego Kościoła. W Kościele istnieje specjalny stan życia, do którego wchodzi się za pomocą specjalnego obrzędu konsekracyjnego, który udziela daru Ducha Świętego, pozwalającego wykonywać "świętą władzę"...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS