logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Pulikowski
Warto być ojcem
Wydawnictwo Jerozolima
 


format: 14x20 cm;
stron 152


 

Predyspozycje (cz. 1 - kobieta)

Powiedzmy sobie coś o cechach specyficznych dla mężczyzny i kobiety, tak ważnych w małżeństwie. Popatrzmy na predyspozycje psychiczne. Może najpierw kobiety. Nawet w Kościele, gdzie wiele się mówi o godności kobiety, ciągle mężczyznę wymienia się na pierwszym miejscu. "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich", Adam i Ewa, nawet jest Jaś i Małgosia. Dajmy w tym miejscu jednak pierwszeństwo kobietom i zacznijmy od kobiety.

Predyspozycje kobiety są ukierunkowane na macierzyństwo, w szczególności na pewien bardzo ważny etap macierzyństwa. Myślę mianowicie o etapie, w którym kobiety nie da się zastąpić. Etapie prenatalnym, niemowlęctwa i pierwszych lat życia dziecka. Kobieta ma szereg cech, cudownych predyspozycji, które we wspaniały sposób "wpasowują się" w potrzeby małego dziecka. A jest rzeczą wręcz tragiczną, że te cechy naturalne, tak bardzo potrzebne kobiecie i potrzebne jej dziecku, są często przez mężczyzn atakowane, są przedmiotem wyśmiewania i pretensji ze strony mężczyzny, męża.
Jakie to są cechy? Pierwsza: subtelność, delikatność. Nieukształtowane emocjonalnie dziecko wymaga ogromnej subtelności, delikatności, wrażliwości, wyczucia - czegoś, czego nie można nawet nazwać. A mężczyzna to kwituje słowem: mazgaj jesteś, popatrz na mnie. I wiele kobiet próbuje tak jak on - nie być mazgajem - niektórym się to nawet w jakimś stopniu udaje.

Następna cecha: spostrzegawczość i pamiętanie drobiazgów, to idzie w parze. Kobieta widzi dookoła wszystko. To jest potrzebne przy małym dziecku. Przykładowo matka robi coś w jednym pokoju, a w drugim, dziecinnym, jest cisza. Kobieta rzuca wszystko i biegnie do drugiego pokoju, bo coś ta cisza jest podejrzana, ona czuje, że coś się tam złego dzieje. A mężczyzna jest w tej sytuacji zadowolony - jest cisza, jest spokój, to on może czytać swoją gazetę. Kobieta spostrzega i zapamiętuje specyfikę zachowania każdego dziecka oddzielnie i to pamiętanie pomaga nieraz ustrzec dziecko przed zagrożeniem. Ono już raz w podobnej sytuacji tak się zachowało, to na drugi raz matka jest już przy nim, już pilnuje.

Mężczyzna zupełnie nie tak patrzy. Mężczyzna rejestruje te rzeczy, które są konkretnie, do czegoś - on wie do czego - przydatne. Mnóstwo rzeczy ze świata zewnętrznego pozornie nieprzydatnych przydaje się jednak za chwilę i kobiety mają właśnie tę zdolność zapamiętywania wszystkiego - nawet tego, co się wydaje nam, mężczyznom, zupełnie do niczego niepotrzebne. A mężczyzna miewa do kobiety o to pretensje: bo sobie zaśmiecasz umysł, drobiazgowa jesteś, pamiętliwa jesteś, złośliwa, bo pamiętasz to, co się wydarzyło 15 kwietnia dwadzieścia lat temu - bo to była przykrość. Tak, ona pamięta. Ale również pamięta to, co było 17 kwietnia, a co było przyjemnością. Mężczyzna ani tego, ani tamtego nie pamięta. Mamy pretensje o to, że pamięta rzeczy złe, a nie dziękujemy codziennie za to, że pamięta rzeczy dobre. Tak samo pamięta wrażenia przyjemne jak i przykre.

Podzielność uwagi.
Kobieca podzielność uwagi jest absolutnie cudowna, przeciętnie nieosiągalna dla mężczyzny. Choć mężczyźni trenując mogą do jakiegoś poziomu dojść, ale to jest przedszkole w porównaniu z "uniwersytetem", który reprezentują tu kobiety. Kobieta jest w stanie, i to z lekkością i swobodą, robić wiele rzeczy naraz, co jest absolutną koniecznością dla funkcjonowania domu. Ja mogę zająć się trójką dzieci, mogę im zorganizować dobrą zabawę, mądrą, mogę z nimi robić fajne rzeczy przez całe przedpołudnie, przez cały dzień, tylko nie żądajcie ode mnie, żebym w tym czasie obiad ugotował. Żeby nie było nieporozumień - ja mogę ugotować obiad, tylko oczywiście w tym czasie ktoś się musi zająć dziećmi. Jak wiemy, przeciętna kobieta robi jedno, drugie i jeszcze parę innych rzeczy naraz i jakoś żyje, jakoś funkcjonuje.

Z podzielnością uwagi wiążą się nieraz sytuacje dla mężczyzny bardzo trudne do zaakceptowania. Powiedzmy, siedliśmy sobie na ławce, cisza, spokój, wieczór i rozmawiamy na bardzo poważny temat. Wreszcie się dorwaliśmy do rozmowy, mamy spokój, mamy czas dla siebie. Mężczyzna chce wszystko nazwać precyzyjnie, żeby już tak wszystko było dopowiedziane, i teraz on tak się koncentruje, wysila, on tak...
A kobieta w pewnej chwili: Zobacz, co tam za światełko migocze na górce. On to odbiera jednoznacznie, bo przykłada swoją miarę: Ona sobie ze mnie zakpiła. Bo skoro ja bym się rozglądał po okolicznych wzgórzach i pagórkach i patrzył na światełka, to przecież bym się nie skoncentrował na tym, co do mnie mówią. Widocznie ona w ogóle mnie nie słucha.

A z nią nie tak jest. Ona go słucha, ale jednocześnie widzi, co się wokoło dzieje. Ta konkretna wiedza o kobiecie przyda się wszystkim mężczyznom w relacjach z kobietami. Sytuacja klasyczna - wchodzi tatuś do pokoju córki i coś tam do niej mówi, mówi, mówi, a córeczka robi sobie na drutach (po poznańsku: "sztrykuje") jakiś tam szaliczek, sweterek czy skarpetkę dla ukochanego... Tatuś do niej mówi, a ona nadal sobie sztrykuje. Ojciec z naciskiem: Ja mówię do ciebie. Ona: Tak, słyszę, tatusiu, i nadal sztrykuje. Przecież on "wie", że skoro ona coś dłubie, to nie może go słuchać, bo żeby on usłyszał, to co do niego mówią, musi odłożyć robotę, spojrzeć w stronę, z której głos płynie, i zwrócić całą swoją uwagę na to, żeby to usłyszeć. Biedna córka jest oskarżona o to, że sobie kpi z ojca, że sobie go lekceważy, nie szanuje i jeszcze nie wiadomo co.

Kobieta reaguje szybko, spontanicznie na to, co się wokół dzieje. To też jest konieczne przy małym dzieciaku, bo jeśli małe dziecko próbuje przejść przez barierkę balkonu, to nie czas na teoretyczne rozważania, czy ono przejdzie, czy nie przejdzie; niepodobna, żeby przeszło. Trzeba być natychmiast przy nim i matka jest, a ojciec jest skłonny medytować: Niemożliwe, żeby przeszedł przez tę barierkę.

Kobieta ma w sobie przymus komunikowania się. Wręcz przymus. Mężczyzna ma na tę potrzebę odpowiedzieć, zwłaszcza mężczyzna, który się zdecydował na małżeństwo. Ma ją wysłuchiwać, jest to jej ważna potrzeba, a nie mówić: Ona mi znowu nadaje, nawija, gada czy ględzi. Przymus komunikowania - cudowna sprawa z punktu widzenia rozwoju dziecka. Popatrzmy na matkę, która się pochyla nad małym dzieckiem, trzyma dziecko przy piersi - ona bez przerwy mimiką, słowami, gestami "coś nadaje", a dziecko w przyspieszonym tempie się uczy. Czasem matka się zawstydzi, gdy ją podpatrzymy, jak rozmawia ze swoim dzieckiem, ale to jest naprawdę cudowne. To są cudowne chwile. Ona musi komunikować się i im większa radość w sercu, tym większy przymus wypowiedzenia tego na zewnątrz.

No i tu się zaczynają problemy, bo mieliśmy tajemnicę, a ona ją wygadała. Powiedzmy, poczęło się dziecko. Nikomu nie powiemy, przez trzy miesiące, to będzie nasza słodka tajemnica. Dobrze, nie powiemy. Umówili się oboje. Dali sobie słowo. Idą na imieniny i żona mówi: Mnie kawy nie, kawy teraz nie piję, nie, dziękuję, dziękuję w żadnym wypadku. Wina? Co to, to nie! Oczywiście wszyscy wiedzą natychmiast, o co chodzi. Czy on powinien mieć pretensje? No, na pewno ograniczone. On powinien zdawać sobie sprawę, że jej jest ciężko tak emocjonujące, tak cudowne wydarzenie utrzymać w tajemnicy. Wobec tego tak troszkę trzeba - drodzy panowie - przez palce patrzeć na dotrzymywanie tajemnicy przez kobiety; zwłaszcza tajemnicy, która wiąże się z wielką emocją zarówno pozytywną, jak i negatywną. A tymczasem kobieta, która pragnie się komunikować, jest oskarżana przez mężczyzn o gadulstwo, o wszystko co najgorsze. Mężczyzna powinien się cieszyć, naprawdę powinien się cieszyć z kobiecości swojej żony, wyrażającej się chęcią komunikowania się. Szczęśliwa jest kobieta, którą mąż zawsze jest gotów wysłuchać. Nie dlatego nawet, że zawsze interesuje go materia spraw, o których opowiada żona, lecz dlatego że interesuje go osoba żony i pragnie zaspokoić jej potrzebę komunikowania się. Wcale sam w sobie nie musi mieć "potrzeby" słuchania tego, co opowiada żona. Szczęśliwy mąż, który podejmuje ten trud, bo nigdy nie spotka go "zdrada" żony, która ze swoimi sprawami nie odejdzie do mamusi, koleżanki czy innego mężczyzny.

Kobieta potrafi działać niezwykle ofiarnie, ale to nie mogą być działania zawieszone w próżni, abstrakcyjne - muszą komuś służyć. W tym sensie kobiety są bardziej konkretne od mężczyzn. To, co one robią, musi być ukierunkowane na konkretnego człowieka, musi być komuś potrzebne, musi komuś służyć. Mężczyzna może tworzyć dzieła, które są zupełnie abstrakcyjne, i być może nikomu nigdy do niczego się nie przydadzą. Jeżeli dzieło udało się zgodnie z zamysłem i działa - on jest zadowolony... Udało mu się coś wielkiego zrobić. Kobieta musi widzieć sens - dla kogo - dla niej to jest ważniejsze.

Oczywiście to, dla kogo ona działa, może być podstawą zarzutu ze strony męża. Bo póki ta ofiarność kobiety idzie w kierunku usłużenia mężowi, to wszystko jego zdaniem jest w porządku. Nie zauważa tego, nawet gdy ona jest "nadmiernie" ofiarna. Gdy jednak aktywność żony przeniesie się na realizację autentycznej potrzeby - nawet potrzeby w sferze intelektualnie akceptowanej przez męża - lecz naruszony będzie jego interes, mogą pojawić się kłopoty. Nawet w tak niekwestionowanych przypadkach, jak na przykład opieka nad chorą matką męża. Trudno o bardziej czystą sytuację: ona poświęca się i opiekuje się chorą matką męża. No, ale nie zdążyła ugotować obiadu. Czy ty nie przesadzasz z tą opiekuńczością? Mąż zaczyna mieć pretensje - nawet o taką sytuację - że ona się poświęca na zewnątrz domu.

A niech to będzie chora sąsiadka. To oczywiście: naiwna jesteś, głupia, dajesz się wykorzystywać. Tłumaczy jej: Przecież ta sąsiadka ma dorosłe dzieci, które mieszkają na sąsiedniej ulicy. Być może to prawda. Jeżeli sąsiadka ma dorosłe dzieci, to - chodząc jej pomagać - w pewnym sensie antywychowujemy te dzieci, bo im w pewnym sensie stwarzamy szansę na zaniedbanie własnej matki. Pokierowanie tym jest rolą mężczyzny. Kochanie, tam nie idźmy, dajmy szansę tym dorosłym dzieciom. Gdy będzie dramatycznie i trzeba będzie, pójdziemy pomóc, ale wiesz co, spróbujmy dać im szansę. Ale nie, zaraz są pretensje do żony, że: jesteś naiwna, dajesz się wykorzystywać.
Mąż powinien się cieszyć z tego, że żona chce wkraczać w każdą sytuację, gdzie to jej potrzeba serca dyktuje. A on w spokojnym, rozumowym widzeniu powie: Tu jednak nie pójdziemy, tu sobie poradzą bez nas, a tu rzeczywiście powinniśmy pomóc. To jest zadanie dla mężczyzny. Tymczasem najczęściej jest to przedmiotem głębokich pretensji i wyrzutów, bo to się dzieje kosztem jego, więc te pretensje są "uzasadnione".

Jeszcze jedna istotna cecha charakterystyczna dla kobiety: to jej sposób pracy i sposób wypoczywania. Kobieta lubi i odnajduje się w pracach urozmaiconych, gdzie się coś dzieje; źle znosi prace monotonne, np. prace przy taśmie. Fatalnie znosi tego rodzaju zajęcia. Oczywiście potrafi to robić i często robi, ale radość z tej pracy jest dużo mniejsza niż z pracy, która wymaga jakiegoś organizowania, ustawiania, wykonywania wielu czynności jednocześnie, zmieniania nawet pozycji, wstawania, chodzenia, ruszania się, robienia czegoś. To kobieta robi cudownie i zmęczona jedną rzeczą, odpoczywa robiąc inną, zmieniając rodzaj pracy. Może odpoczywać jak gdyby "w międzyczasie", może na chwilę przysiąść, może na chwilę odłożyć robotę. Dość często to musi mieć miejsce, ale kobieta dość szybko odpoczywa.


Zobacz także
Katarzyna Jasińska, Łukasz Putyra
Dwaj moi przyjaciele ze studiów Romek i Tomek - zdawali ten sam egzamin. Romek zdał, Tomek nie. Potem próbował jeszcze kilkakrotnie, ale bez skutku. Tomek wpadł na "genialny" pomysł - wpisał sobie trójkę do indeksu. Brakowało tylko wpisu na karcie egzaminacyjnej i sekretariat nie chce przyjąć indeksu...
 
Jacek Stojanowski
Ktoś po przeczytaniu tego tekstu może zarzucić mi że jest on pełen goryczy i wyrzutów. I poniekąd będzie miał rację. Ja jednak starałem się jedynie jak najwierniej oddać wyniki własnych obserwacji sposobów mierzenia się młodych ludzi z tematem wiary. Skutek owego "mierzenia się" jest niestety często taki że młody człowiek odchodzi od Kościoła...
 
Marek Kita

Kontestatorów systemu kościelnego często uciszano oskarżeniem o hołdowanie opcji: „Chrystus tak, Kościół nie”. Może warto pomyśleć, czy praktyki właściwe dla systemu nie mówią bez słów: „Kościół tak, Chrystus niekoniecznie”? Coraz wyraźniej widać i coraz głośniej słychać w kontekście obecnego kryzysu, że działania seksualnych drapieżców w koloratkach – oraz chroniące ich machinacje przełożonych – ujawniają w Kościele rzymskokatolickim problem szerszy niż sprawy obyczajowe i głębszy niż upadek jednostek. Już nie wystarczy się pocieszać argumentem, że ludzie są słabi, a wśród pierwszych Dwunastu też trafił się Judasz.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS