logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Jerzy Zieliński OCD
Życie codzienne jako liturgia
Głos Karmelu
 
fot. Issara Willenskomer | Unsplash (cc)


Codzienność przeżywana ze świadomością, że żyje we mnie Jezus i jest towarzyszem i świadkiem wszystkich moich zajęć, z wyglądu nie zmienia się. Przestaje być jednak zwyczajną codziennością. Ma co prawda ten sam szary płaszcz, który zakłada każdego dnia, ale otrzymuje coś, co czyni ją szczególną.
 
Trzeba sobie uświadomić, że Bóg jest obecny w nas, w najgłębszym wnętrzu, i iść z Nim wszędzie. Wtedy nigdy nie będziemy banalni, nawet wtedy, gdy będziemy wykonywać najzwyklejsze prace 
Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Świętej
 
Niewdzięczna niepamięć

Istnieją w życiu takie rzeczy, których nie zauważasz, o których nie myślisz, dopóki jakieś wydarzenia nie spowodują problemu. Dla przykładu powietrze. Oddychasz nim wielokrotnie w ciągu minuty, tysiące razy w ciągu dnia. Wykonujesz różne prace, rozmawiasz, śpiewasz. Nie myślisz o nim, dopóki nie wykonasz intensywnego biegu powodującego zadyszkę, lub ktoś nie zasłoni ci ręką ust. Zaczynasz wówczas odczuwać brak powietrza, łapczywie go chwytasz i uświadamiasz sobie, że bez niego się udusisz, jednym słowem umrzesz. Nagle przypominasz sobie, że jest coś tak bardzo ważnego dla twego życia, jak tlen. Docenisz jego wartość, chociaż na co dzień odnosiłeś się do niego z niewdzięczną niepamięcią.
 
Podobnym doświadczeniem jest twoja codzienność. Jesteś w niej zanurzony jak w powietrzu. Dni wypełnione zajęciami płyną jeden po drugim. Jedynie od czasu do czasu, przy okazji uroczystości lub rocznic, myślisz o upływającym czasie i zastanawiasz się, czy dobrze z niego korzystasz. „Dziecko patrząc na białe włosy starca – pisze Elżbieta od Trójcy Świętej – na jego przygarbione plecy, mówi sobie: kiedy ja będę taki jak on? Ten czas wydaje mu się bardzo odległy. A tymczasem…”

Zamienić codzienność w...
 
Czy istnieje coś bardziej zwykłego i banalnego niż życie codzienne? – można by zapytać. Święci uczą nas robić z prozaicznej codzienności rzeczy tak wspaniałe, że sam Bóg przygląda się im z upodobaniem i zachowuje ich wartość na wieczność. Nie sądźmy jednak, że chodzi tutaj jedynie o wydarzenia nadzwyczajne. Rzeczą ogromnej wartości przed Bogiem może stać się ból głowy, choroba, to, że martwisz się o bliską ci osobę, że odsłonisz okienną zasłonę na początku budzącego się dnia, uśmiechniesz się do mijającej cię małżonki, zjesz ze smakiem posiłek…
 
Elżbieta od Trójcy Świętej proponuje, byś uczynił ze swego życia liturgię. Liturgia kojarzy się jednak z kościołem. To w takim miejscu uczestniczymy w liturgii Eucharystii, liturgii chrztu i innych sakramentów. Mówimy też o liturgii śpiewu. Mamy wówczas na myśli szczególnego rodzaju czynności wykonywane w obecności Boga, w miejscu świętym. Czy można z doświadczenia tak nieświętego, jak codzienność uczynić liturgię, czyli wielbienie Boga? Jak to zrobić?

Czy żyje we mnie Jezus?
 
Błogosławiona karmelitanka podpowiada rozwiązanie: „Trzeba sobie uświadomić, że Bóg jest obecny w nas, w najgłębszym wnętrzu, i iść z Nim wszędzie. Wtedy nigdy nie będziemy banalni, nawet wtedy, gdy będziemy wykonywać najzwyklejsze prace”. Codzienność przeżywana ze świadomością, że żyje we mnie Jezus i jest towarzyszem i świadkiem wszystkich moich zajęć, z wyglądu nie zmienia się. Przestaje być jednak zwyczajną codziennością. Ma co prawda ten sam szary płaszcz, który zakłada każdego dnia, dokonuje się równie szybko jak wczoraj i przedwczoraj, ale otrzymuje coś, co czyni ją szczególną. Otrzymuje jakby wewnętrzne oczy, którymi widzi się podobnie jak widzi Bóg. Wielu ludzi przechodzi przez swoją codzienność w sposób pusty, bezsensowny, powierzchowny. Dobrze widzą otaczający ich świat, bo wzrok mają wciąż sprawny. Są jednak ślepi duchowo. Szwankuje umiejętność patrzenia sercem umożliwiająca zdobycie ewangelicznej mądrości, zdolnej właściwie ocenić dokonujące się wokół wydarzenia.
 
Jezus obecny we wnętrzu człowieka umożliwia sercu nabycie nadprzyrodzonej, to znaczy wybiegającej poza granice doczesnego świata motywacji dla każdej, nawet najprostszej czynności. Z własnego doświadczenia wiemy, jak bardzo potrzeba nam takiej Bożej motywacji, takiego Bożego patrzenia, aby z miłością i cierpliwością spoglądać codziennie na ludzkie twarze mijane w różnych częściach miasta, w pracy, w domu. A kojarzą się nam one z bardziej lub mniej pozytywnym doświadczeniem. Ileż potrzeba nam wiary, aby nie zwątpić w człowieka pomimo dostrzeganej jego słabości. Powiedziano bowiem: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7, 1-2).

Ileż samozaparcia, by przemierzać codziennie – z poczuciem sensu – te same schody, otwierać te same drzwi, zamiatać tę samą podłogę, podejmować rozmowę z człowiekiem, z którym żyję pod jednym dachem już tyle lat. A przecież wymaga się ode mnie: Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze… (Mt 5, 25). Ileż ufności, by doświadczając własnej słabości, upadku w jakieś grzechy, nie zrezygnować z podnoszenia się i zaczynania każdego dnia od nowa. Ileż odwagi, aby codziennie rozpoczynać modlitwę, pomimo że doświadczam zmęczenia, że wewnątrz mnie jest tylko oschłość. Ileż ufnej otwartości na tajemnicę Bożą, której ścieżki wiodą przez niezaplanowane przeze mnie wydarzenia, doświadczenia, przeżycia. Ileż ufnych westchnień i wysiłków, aby poprawiać zsuwający się co jakiś czas z moich pleców krzyż. Jezus przecież mówił: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23). Ileż odważnych łez w obliczu cierpień serca, jego troski o kochane osoby, o to, co cierpią, co przeżywają, czym się martwią.
 
Tylko Jezus żyjący w Tobie, którego jesteś świadomy, nadaje jedyny w swym rodzaju sens i wieczną perspektywę temu, co stanowi twe życie codzienne. Tylko z Nim staje się ono liturgią codzienności.
 
Jerzy Zieliński OCD 
Głos Karmelu 6/2006
 
Zobacz także
Ewelina Gładysz
Składniki podstawowe: ona i on. Dobrze wypłukać (głównie z przeszłości) i namoczyć aż zmiękną (ważne jest osiągnięcie stanu zwanego gotowością). Włożyć do sakramentalnego rondla małżeństwa, latami dusić na małym ogniu i uważać, żeby się nie przypiekło. Do tego dołożyć tonę miłości, kilogramy wyrozumiałości i czułości – wymieszać. Podlewać dwiema szklankami ciepłych słów na dzień dobry i na dobranoc. Przebaczenie pokroić na małe kawałki, dodawać w razie potrzeby. Całość przykryć lnianą ściereczką i skierować w stronę Nieba. Czekać aż wyrośnie.
 

Podczas trzeciej wyprawy misyjnej św. Paweł spędził tydzień w Troadzie. W przeddzień wyjazdu uczestniczył w liturgii tamtejszej wspólnoty, która – jak zanotował autor Dziejów Apostolskich – trwała aż do świtu. W trakcie tego spotkania jeden z młodych słuchaczy, siedzący przy oknie, znużony późną porą usnął i wypadł z trzeciego piętra. Zginął na miejscu. Paweł był bardzo poruszony tym zdarzeniem, podszedł do chłopca i wskrzesił go. Potem – jak gdyby nigdy nic – zaczął łamać chleb, wraz ze wspólnotą

 
ks. Krzysztof Porosło
Mieszkam w Hiszpanii. Chyba niczego mi tak bardzo nie brakuje jak polskiego Adwentu. W Hiszpanii na przykład nie odprawia się Rorat, z którymi związane jedne z moich najpiękniejszych dziecięcych wspomnień. Mama tuż po 5 rano próbowała dobudzić mnie i moją siostrę. Na stole w kuchni czekała gorąca herbata albo kakao. W pokoju były przygotowane cztery warstwy zimowych ubrań, bo na zewnątrz było kilkanaście stopni mrozu.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS