logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Giovanni Cucci
Siła słabości. Depresja. Kryzys. Agresja
Wydawnictwo Salwator
 


Książka jest analizą "słabych" uczuć w kontekście przeżywania duchowości chrześcijanina.
 
Pragnienia, uczucia, poczucie humoru, złość czy smutek – to nieodłączne "atrybuty" człowieczeństwa. Niejdnokrotnie człowiek chce się ich wyzbyć, gdyż trudno je kontrolować, przez co wydają się kłopotliwe.


Wydawca: Salwator
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7580-255-9
Format: 145x205
Stron: 334
Rodzaj okładki: Miękka
Kup tą książkę 
   

 
Pewne aspekty psychologiczne
 
Kryzys wieku średniego żąda od człowieka zwrócenia się ku sobie, uświadomienia sobie podstawowych słabości, czasami negowanych lub odrzucanych, przerzucanych na inne rzeczy, takie jak sukces, działalność, zawód, wybory apostolskie, intelektualne, uczuciowe. Ten moment zatrzymania jest sam w sobie pozytywny, jest zaproszeniem do spojrzenia prawdzie w oczy i odzyskania zaniedbanych do tej pory elementów własnej historii i własnego jestestwa. Nie przypadkiem wyróżniająca się osobowość, określana w psychologii mianem narcystycznej, ma więcej możliwości, by skorzystać z towarzyszenia duchowego i poznania siebie po przekroczeniu czterdziestego roku życia, kiedy to wyniosła okazałość własnych bożków – jak w widzeniu Daniela (por. Dn 2, 31-45) - zaczyna się walić i przestaje się rozwijać.
 
W kryzysie połowy życia chodzi nie tylko o nowe nastawienie względem zmienionych warunków fizycznych i psychicznych, nie tylko o poradzenie sobie z osłabieniem sił cielesnych i duchowych oraz o uporządkowanie pragnień i tęsknot pojawiających się często w tym momencie. Chodzi raczej o głębszy kryzys egzystencjalny, w którym postawione zostaje pytanie o sens wszystkiego: dlaczego pracuję tak dużo, dlaczego jestem taki zagoniony i nie znajduję już czasu dla siebie? […] Połowa życia jest w istocie kryzysem sensu, a przez to kryzysem religijnym, który kryje w sobie szansę znalezienia nowego sensu własnego życia [5].
 
W tym czasie musimy jakby po raz pierwszy poważnie skonfrontować się ze śmiercią. Odnosimy wrażenie, że dotarliśmy do punktu, z którego nie ma powrotu na poziomie fizycznym, biologicznym, psychicznym. Siły słabną, wygląd zewnętrzny zmienia się nieubłaganie, zwiększa się potrzeba leczenia, nie można już mieć dzieci, konieczne stają się pewne wyrzeczenia, pytamy się poważnie, co zostanie, kiedy się to wszystko skończy.
 
Z charakterystyczną dla mistyka aktualnością Tauler wskazuje na trzy niewłaściwe próby stawienia czoła kryzysowi:
 
1) Człowiek próbuje zmienić świat, wprowadzając różnego rodzaju radykalne reformy, również zdecydowanie surowsze i dosłownie odpowiadające wybranemu stanowi życia, ale w rzeczywistości są one tylko sposobem uniknięcia konfrontacji i uchylenia się od pracy nad sobą.
2) Człowiek dokonuje ciągłych zmian, dochodzi do porzucenia wyboru podjętego nawet wiele lat wcześniej, małżeństwa lub konsekracji; wobec pustki egzystencjalnej i kryzysu tożsamości próbuje "urządzić sobie życie na nowo".
W rzeczywistości próby te nie dotykają przyczyny takiego niepokoju i zostawiają nierozwiązane zasadnicze problemy. Badania przeprowadzone na małżeństwach byłych księży i zakonników lub zakonnic wskazują, że wewnętrzna słabość i problemy trwają również w nowej sytuacji. Odsetek separacji w takich przypadkach jest niemal dwukrotnie wyższy od przeciętnej [6]. Jeśli wyłaniające się trudności mają charakter strukturalny, wówczas nie wystarczy zmiana kontekstu lub osoby, ponieważ małżeństwo nie może być pojmowane lub wymarzone jako pewnego rodzaju "lek", zdolny wypełnić pustkę uczuciową lub rozwiązać kryzys tożsamości lub/i posługi. Ta nierozwiązana sytuacja pewnej dolegliwości jest dobrze zilustrowana przez Ojców pustyni. Pewien mnich, nie mogąc dłużej znieść życia we własnej celi, postanawia ją opuścić. Kiedy zbiera swoje rzeczy, widzi obok siebie cień, który robi to samo. Zaciekawiony pyta go, kim jest: "Ja jestem twoim cieniem, i jeśli ty odchodzisz, to i ja przygotowuję się do odejścia". Nie można uciec od własnego cienia. Zauważa to również Tauler:
 
Gdy otrzymają jakiś zewnętrzny impuls, natychmiast się zrywają, ruszają w drogę do innego kraju lub na inne miejsce. Tak postępując, nie osiągają niczego, ciągle zaczynają nowy rodzaj życia, a wielu z nich biegnie ku własnej zagładzie. Dopiero co chcieli wieść życie w ubóstwie, teraz pragną usunąć się do jakiejś pustelni, a po chwili myślą znowu wstąpić do klasztoru. […] Trwoga ta skłania wielu na drogę [pielgrzymki] do Akwizgranu i Rzymu, do wstąpienia pomiędzy braci żebrzących lub do eremu; a im więcej czynią zabiegów, tym mniej znajdują. Część z nich powraca do obrazów zmysłowych; rozkoszują się nimi, ponieważ nie chcą znieść tej trwogi. I tym sposobem osuwają się coraz głębiej [7].
 
3) Nie mniej stresująca jest postawa tego, kto w dalszym ciągu wypełnia wymagające zadanie "z zaciśniętymi zębami". W tym przypadku człowiek woli zachować zgodność z prawem, wprowadzając surowsze praktyki religijne, które są przestrzegane najczęściej zewnętrznie, przez co łudzi się, że w ten sposób kryzys nie będzie w stanie dosięgnąć jego osoby i nim wstrząsnąć. W końcu jednak znowu odkrywa, że jest wewnętrznie pusty. Aby móc iść dalej, coraz częściej trzeba rzucić się na oślep w rozwiązywanie wszystkich możliwych problemów, wykonując coraz więcej zadań, gdzie przeważającą motywacją jest unikanie wszelkich zarzutów lub niepowodzeń i bycie dobrze przyjętym, odnosząc jak najwięcej sukcesów.
 
Stąd rodzi się wizja rywalizacji, wyścigu o to, kto jest najlepszy, doświadczając zazdrości wobec kogoś, komu lepiej udaje się stawić czoło rzeczywistości. W ten sposób wyłaniają się siły dążące do sukcesu, rywalizacji, konfrontacji, ale te siły nie mogą się stać środkami wyrazu miłości. Istnieje ryzyko, że w końcu zgryźliwość i niezadowolenie staną się podstawowym nastrojem całego życia [8].
 
Najbardziej bezpośrednie i instynktowne rozwiązania często są niestety również chaotyczne i w końcu zostawiają osobę w stanie gorszym od wcześniejszego, zwłaszcza kiedy podejmuje się decyzje pośpieszne i bez odpowiedniego rozważenia. Należy posłuchać głosu tych trudności, a nie wypędzać je z domu. One domagają się nade wszystko oczyszczenia własnych ideałów życiowych, kwestionując woluntarystyczną wizję życia duchowego, gdzie osoba jest postrzegana jak żołnierz, który zdecydowanie maszeruje na pole bitwy, gotowy walczyć i zadać klęskę przeciwnikowi. Cała zasługa i ciężar tego, co trzeba zrobić, spoczywają wyłącznie na jego barkach, są umieszczone w jego zdolnościach, są owocem jego wysiłków, a więc jeśli sprawy nie potoczą się tak, jak by tego chciał, wszystko marnie się rozsypuje.
 
Wizję tę cechuje zagubienie świadomości, że powołanie jest bezinteresownym darem. Pan przestał być gospodarzem winnicy, stał się współpracownikiem, co najwyżej naszym "wiceprzewodniczącym". Dlatego dobrze jest, aby kryzys wybuchł i roztarł w proch naszą zaborczą dumę.
 
Kardynał Danneels, arcybiskup Brukseli, podczas rozmowy z grupą odpowiedzialnych ze wspólnoty Arche mówił: "Kiedy wracam do domu po długim dniu pracy, udaję się do kaplicy i modlę się. Mówię Panu: "Na dziś koniec. A teraz, pomówmy na serio: Czy ta diecezja jest w końcu Twoja, czy moja?". Pan mówi: "A ty co o tym myślisz?". Ja zaś odpowiadam: "Myślę, że jest Twoja". "To prawda – odpowiada Pan – jest moja". I wtedy mówię: "Zatem, Panie, teraz pora, żebyś wziął na siebie odpowiedzialność za tę diecezję i pokierował nią. Ja idę spać"". Potem dodał: "Ta zasada odnosi się zarówno do rodziców, jak i do odpowiedzialnego za diecezję… albo wspólnotę. Powinniśmy zawsze pamiętać Jezusowe słowa skierowane do Piotra: "Paś moje stado"". Ta, wspólnota jest zasadniczo stadem Jezusa. My jesteśmy jedynie Jego narzędziami [9].
 
Natomiast w wizji woluntarystycznej życie jest przede wszystkim dziełem naszych wysiłków. Słabości nie mogą mieć tu miejsca, ale w ten sposób nie zauważa się również bogactw i różnych darów, które tworzą cenną wyjątkowość każdego. Ten, kto patrzy na życie duchowe w takiej perspektywie, ma skłonność do bycia bardzo surowym wobec siebie i wobec innych (także wobec Boga?), i nie potrafi już zauważyć otrzymanego dobra i za nie podziękować.
 
W takiej wizji życia również relacje prezentują silną konotację utylitarystyczną, stoją na straży poczucia własnej wartości, które mogłoby zostać zakwestionowane przez otwartą i jawną konfrontację. Wybiera się więc osoby wartościowe, zdolne, ale zarazem uległe, które zawsze aprobują to, co robimy. Jest to jednowymiarowa koncepcja życia, także życia zakonnego, gdzie liczy się tylko skuteczność, sukces, a cała reszta zostaje zanegowana. Powstaje w ten sposób sytuacja podobna do tej ukazanej w Ewangelii, gdzie tłumy przybywają i podziwiają Jezusa, gdy głosi, dokonuje cudów, urzeka, ale potem wycofują się, kiedy zaczyna ujawniać swoje wnętrze i mówi o krzyżu.
 
Z łatwością można znaleźć przykłady tego sposobu postępowania. Ileż to osób potrafi dawać z siebie wszystko poza swoim własnym środowiskiem, kiedy piastują jakiś odpowiedzialny urząd i czują się ważne pośród innych; gdy jednak wracają do swoich domów, do rodziny czy swojej wspólnoty zakonnej, odsłaniają najgorszą stronę swojego Ja (lenistwo, użalanie się, apatia), ponieważ nie mają żadnej roli, której musieliby bronić, a przede wszystkim ich "uczniowie" ich nie obserwują. Wykonują nieraz ciężką i trudną pracę, ale przede wszystkim dla zaspokojenia swoich potrzeb, choć deklarują, że chcą wyłącznie służyć Bogu. To wewnętrzne i zewnętrzne rozdarcie znajduje bolesne potwierdzenie, kiedy nadchodzi wyznaczony moment, w którym stosowniejsze byłoby stanięcie na uboczu i zostawienie zadania innym. Dla niektórych, niestety, ten moment przychodzi dopiero ze śmiercią. Nie potrafią zostawić w sposób wolny władzy lub własnej "publiczności". Jest to postawa bardzo różna od wolności pokazanej przez Jezusa, który nie lękał się powiedzieć swoim uczniom: "Pożyteczne jest dla was moje odejście" (J 16, 7). Zauważył to C.S. Lewis w odniesieniu do szantaży uczuciowych, które udaremniają dar z siebie: "Naszą nagrodą powinna być chwila, w której możemy powiedzieć: "Już mnie nie potrzebują"" [10].
 
Kiedy wybucha kryzys, wszystkie rozwiązania rozpadają się i domagają albo jakiegoś przełomu, skoku jakościowego dotyczącego własnych motywacji, albo porzucenia, "wciągnięcia wioseł na pokład", o którym mówiliśmy wyżej, ponieważ sytuacja staje się nie do zniesienia. W każdym razie nie da się tak dalej iść naprzód. 

_______________________________
Przypisy:

[5] A. GRÜN, W połowie drogi. Półmetek życia jako duchowe zadanie, tłum. J. Figiel, Z. Płużek, Wydawnictwo Tyniec, Kraków 2000, s. 10-11.
[6] "W małżeństwach byłych księży w badaniach długoterminowych zauważa się dwukrotnie wyższy wskaźnik napięcia małżeńskiego w stosunku do małżeństw zwykłych, co wskazuje, że napięcie osłabione po porzuceniu kapłaństwa ma tendencję do pojawienia się ponownie w nowej roli po dostarczeniu chwilowej ulgi" (G. VERSALDI, Celibato sacerdotale: aspetti canonici e psicologici, w: Il Vaticano II. Bilancio e prospettive, red. R. LATOURELLE, t. 2, Cittadella, Assisi 1987, s. 1171-1193, tu s. 1186).
[7] J. TAULER, cyt. w: A. GRÜN, W połowie drogi, s. 22-23.
[8] Warto tu przywołać gorzkie motto, w którym ktoś streścił całe życie zakonne: "Wstępują, nie znając się, żyją, nie kochając się, umierają, nie płacząc po sobie".
[9] J. VANIER, La comunit?, luogo del perdono e della festa, Jaca Book, Milano 1995, s. 238-239; kursywa w tekście.
[10] C.S. LEWIS, Cztery miłości, tłum. P. Szymczak, Media Rodzina, Warszawa 2010, s. 66. 

Zobacz także
ks. dr Leszek Rasztawicki

Nie należy ulegać pokusie niecierpliwości, innymi słowy, chęci natychmiastowego uporządkowania wszystkiego, położenia nacisku na błyskawiczny sukces. Bóg nie działa w ten sposób, nie oczekuje natychmiastowego wzrostu. Przypowieść o ziarnku gorczycy ukazuje dynamikę wzrostu wiary, a zarazem konieczny czas do tego rozwoju. Nie możemy oczekiwać natychmiastowych sukcesów ewangelizacji, ale z pokorą i skromnością umożliwić wzrost choćby najmniejszego ziarenka, jak ziarnko gorczycy.

 
Anna Mularska
Nasze życie toczy się według określonych norm. W dzień pracujemy, a w nocy odpoczywamy. Nasze ciało i psychika domagają się, aby ten sposób funkcjonowania był nieustannie utrzymywany. Jednak nie tylko przyroda ożywiona i ludzkość odczuwają różnicę między dniem i nocą. Dostrzegamy ją także w duchu, czyli w wymiarze religijnym...
 
Iwona Józefiak
W ostatnich dniach starego roku otrzymałam list od znajomej, z drugiego końca Polski. Wspomniana pani zakończyła swój list w ten sposób: "Przestałam wierzyć księżom... Wpojono mi ideały, których nie ma. Idealny ksiądz to ten, który posiada lepsze auto i jest nadziany kasą"...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS