logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Geoffroy-Marie
Ewangelizować siebie
Wydawnictwo Homo Dei
 


Bóg chce wejść z impetem w nasze życie, dać nam zakosztować swojej obecności i przekazać nam swój pokój i swoją radość. Najpierw musimy jednak otworzyć serce na Miłość, a umysł na światło Boże. Czy można zatem podjąć ryzyko omówienia tematu życia wewnętrznego? Tak, ponieważ chodzi o królestwo Boże w naszym sercu! Czy możemy myśleć, że nawiążemy relację z Bogiem, pomijając życie wewnętrzne? Nie, ponieważ wymaga ona doświadczenia osobistego spotkania z Bogiem.


Wydawca: Homo Dei
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-62579-58-7
Format: 125 x 195mm
Stron: 168
Rodzaj okładki: Miękka
Kup tą książkę 
    

 
Wprowadzenie 
 

Św. Jan Chrzciciel na pustyni proroczo wykrzyczał ten zadziwiający paradoks: Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie (J 1, 26). Chrystus jest tutaj, całkiem blisko, trzeba jednak patrzeć oczyma wia­ry, aby dostrzec Jego obecność. Faryzeusze zaintry­gowani nauczaniem Chrystusa zbliżają się do Niego i pytają, kiedy nadejdzie królestwo Boże. On odpo­wiada: Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest [w waszym wnętrzu] (Łk 17, 21) [1]. Taka jest właśnie Dobra Nowina ewangelicznego Objawienia: odkry­wamy, że Boska obecność rzeczywiście panuje w na­szym sercu, sercu człowieka wierzącego, a królestwo Boże faktycznie ma w nas swoją siedzibę, w samym centrum naszego życia wiarą. Poszukiwanie Boskiej obecności wymaga od nas jednak długiej drogi na­wracania się. Doświadczył tego człowiek, który stał się jednym z największych apostołów Zachodu, św. Augustyn: „Późno Cię pokochałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię pokochałem! A oto Ty byłaś wewnątrz, a ja byłem zewnątrz; tam Cię szu­kałem i lgnąłem w mej brzydocie ku pięknym rze­czom stworzonym przez Ciebie. Byłaś ze mną, a ja nie byłem z Tobą. Z dala od Ciebie trzymały mnie te rzeczy, które nie istniałyby, gdyby nie były w Tobie” (Wyznania, ks. X, 27) [2]. Po tym okresie zagubienia da świadectwo Boskiej obecności w głębi swej du­szy, potwierdzając tym samym Boską transcenden­cję: „Ty zaś byłeś głębiej niż najtajniejsza głąb mojej istoty i wznosiłeś się ponad jej część najwznioślejszą” (Wyznania, ks. III, 6, XI) [3]
 
Życie wewnętrzne jest najpewniejszą drogą ku miłosnej przygodzie odkrywania Boga głęboko ukrytego w człowieku. Prowadzi nas do stworzenia śmiałej relacji między transcendentnym wiecznym Bogiem a znikomością Jego małego stworzenia. Jak połączyć te dwa przeciwieństwa, jeśli nie dążąc do lepszego poznania podmiotów tej relacji, pytając ciągle: Kim jest Bóg? A kim jest człowiek? Te pytania znajdują się stale w centrum naszej modlitwy. Jeden z pierwszych karmelitów, uczeń św. Jana od Krzyża, Jan od Jezusa i Maryi, uważa, że przystępując do mo­dlitwy, powinniśmy zadać sobie trzy pytania: „Kim jest Bóg, któremu chcę przedstawić moją prośbę? Kim jestem przed Bogiem? Jaki jest przedmiot mo­jej prośby?” [4]. Dwie wielkie przepaści rozwierają się naprzeciw siebie: dusza ludzka i Bóg. Otchłań biedy ludzkiej odsyła do Boskiego bogactwa, czekającego, by napełnić Jego dzieło. Całe nasze chrześcijańskie życie to zdolność odpowiedzenia na istniejące w nas napięcie: między żarliwą miłością Boga pragnącego zamieszkać w naszym sercu a nami samymi, mają­cymi wiele trudności, aby pozwolić Mu kochać nas takimi, jacy jesteśmy. Życie wewnętrzne to taki in­tymny obszar, gdzie zderza się ze sobą wiele różno­rodnych dążeń Boskich i ludzkich, a także tyle lęku, stanowiącego przeszkodę w konfrontacji z samym sobą, i tyle obaw, że spotkanie z Bogiem będzie od nas wymagało nawrócenia się. To Boskie życie znaj­dujące się w naszym wnętrzu podobne jest do źródła „wody żywej” pragnącej wytrysnąć z głębin naszego serca. Łatwo jednak ulegamy własnej słabości i szyb­ko stwierdzamy, że serce blokowane jest przez tak wiele zewnętrznych elementów, iż w końcu przestaje ona płynąć w naszej duszy. Trzeba żywić nadzieję, że woda łaski jest dokładnie tutaj, w nas samych, i że musimy wyruszyć na jej poszukiwanie, zdobywając się na wysiłek niestrudzonego zgłębiania Boskiej obecności w naszej duszy. 
 
Na stronach tej książki chcemy rozjaśnić życie na­szej duszy nowym światłem, aby mogła ona rozwijać się i nabierać wszystkich cech żywotności, by dzięki temu zyskała nowy wymiar duchowości i głęboką radość wynikającą z obecności Tego, który prowadzi nas do życia wiecznego. 
 
Duchowa stawka za nasze chrześcijańskie ży­cie jest bardzo wysoka, a rozmyślanie nad naszym wnętrzem nie jest jedynie luksusem, ale przymu­sem, wręcz koniecznością. Czyż rzeczywistość na­szego społeczeństwa nie zmusza nas do zabiegania o „wzrost naszej duszy”, która chronić nas będzie przed agresywną codziennością działającą stymu­lująco na nasze zmysły, nasz świat wyobrażeń albo na naszą uczuciowość, by w końcu wyrzucić nas na zewnątrz naszego bytu? Hałas, prędkość, strumień obrazów i informacji przenoszonych przez wszystkie znane nam technologie składają się na wielką liczbę propozycji, na które nasze umocnione wnętrze musi zareagować. W przypadku kiedy jednak nie będzie­my chcieli pracować nad budowaniem swego wnę­trza, musimy liczyć się z ryzykiem, że będziemy nie­ustannie zaskakiwani i nękani przez fale niepokoju wynoszące nas poza granice naszej osoby. Nie chodzi o to, by umieścić się poza społeczeństwem, ale o to, by być w pełni świadomym i zdawać sobie sprawę, że nieokiełznany rytm naszej codzienności zmusza nas do odkrywania nowego wymiaru człowieczeństwa, by nie dać się schwytać przez światowe życie i by we wszystkim pozostać w relacji z Bogiem. Taki nad­miar emocji, wywołany przez wrażliwą uczuciowość, charakterystyczny jest także dla społeczeństwa, które łatwo wzrusza się regularnie pokazywanymi ludzki­mi dramatami. Nie dysponuje ono w rzeczywistości żadnymi środkami zaradczymi, odpowiednimi do potrzeb danej sytuacji lub osoby, oprócz wymówki w postaci obrazów. Czy takie podejście, coraz bar­dziej odbiegające od realnych sytuacji, faktycznie przyczyni się do nasycenia życia wewnętrznego czło­wieka, czy jedynie pobudzi ludzką wrażliwość? Po­dobne pytanie musimy zadać sobie na poziomie bar­dziej osobistym: czy subiektywna szczerość naszych uczuć zaprowadzi nas ku prawdziwemu wnętrzu? Bo jeśli nie przybliży nas do prawdy obiektywnej, ist­nieje ryzyko, że pozostaniemy na poziomie własnej zewnętrzności, doświadczenia uczuciowego. 
 
W sercu tak bardzo materialistycznego świata to właśnie wiek XX, cóż za paradoks!, przygotował nam nową wizję rozumienia człowieka, który prag­nie przede wszystkim realizować siebie. „Ocena sa­mego siebie”, „poszukiwanie dobrobytu”, „miłość własna” stały się motywami przewodnimi nowo­czesnego człowieka szukającego szczęścia opartego na samorealizacji. Cały problem polega na tym, by wiedzieć, czy wnętrze pozostające pod wpływem subiektywnego doświadczenia pozwala na rzeczywi­ste odkrywanie siebie. Czy w konfrontacji z samym sobą w odczuwaniu własnych emocji człowiek nie ryzykuje doświadczania życiowej pustki? Chociaż pójście w kierunku lepszego poznania siebie i poko­chania własnej osoby wydaje się słuszne i korzystne, to definiowanie wewnętrznego życia jedynie jako stanu równowagi i dobrego samopoczucia jest już zupełnie inną sprawą. Tak na przykład we Francji fa­scynacja duchowością buddyjską, która zyskała tak wielu zwolenników, bardzo dobitnie świadczy o ta­kiej tendencji. Trzeba powiedzieć, że ta duchowość ma swoje zalety, i to właśnie nas zwodzi, proponując konkretne sposoby obudzenia ludzkiego wnętrza. Między innymi uprawianie jogi albo zen, przybiera­nie określonych pozycji, kontrola oddechu pozwala­ją na wewnętrzną obserwację siebie. Nie ogranicza się ona tylko do odczuwania wrażeń fizycznych i ła­godzących podczas seansów, ale jej działanie prze­dłuża się na cały dzień, wpływając uspokajająco na strumień myśli. Nasze wnętrze pozwala na uświado­mienie sobie różnorodnych bodźców, które nas oży­wiają i mogą wpływać na nasze postępowanie. Daje nam ono możliwość stopniowego uwalniania się od nich, by w końcu zupełnie się od nich oddzielić. 
 
Jest to wspaniała ścieżka wewnętrzna, która niestety prowadzi do całkowitego wyjścia poza istotę człowie­czeństwa. Dla buddystów nasza ziemska egzystencja to totalna iluzja, chodzi im o to, by zupełnie się z niej wyzwolić w celu osiągnięcia pustki duchowej, tego „odpoczynku” poza kosmicznym bytem. 
 
Jeśli jednak chcemy być realistami i pozostać w sercu naszego człowieczeństwa, zatrzymajmy spojrzenie na człowieku, takim, jakiego widzimy w codziennym życiu. Także niektórzy filozofowie XX wieku zakwestionowali, choć w inny sposób, możliwość poznania życia wewnętrznego. Rozróż­nienie tego, co zewnętrzne, i tego, co wewnętrzne, wydawało się oczywiste, jednakże Freudowskie od­krycie podświadomości wstrząsnęło tą perspektywą. Co więcej, nurt egzystencjalistów, razem ze swoim twórcą Sartre’em, rozwinął „mit doświadczenia we-wnętrznego”. Filozof ten posunął się aż do tego, że zanegował istnienie wewnętrznej rzeczywistości psychicznej. Podał w ten sposób w wątpliwość istnie­nie podmiotu transcendentnego, który znajdowałby się w ludzkim wnętrzu, zanim pojawił się w kulturze. 
 
Gdy egzystencja poprzedza istotę rzeczy, życie psychiczne staje się polem walki, gdzie ścierają się liczne zewnętrzne siły. Nawet gdy nie znamy dobrze tak licznych dziś prądów myślowych, one nasycają otaczającą nas przestrzeń, którą codziennie oddy­chamy, i udowadniają, że sposób mówienia o pojęciu życia wewnętrznego nie jest jednoznaczny. Leżą one u podstaw koncepcji fi lozofi cznej, która twierdzi, że człowiek jest zdolny do formowania w sobie rzeczy­wistego życia wewnętrznego. 
 
W świetle tych trudności pytam więc: czy można podjąć ryzyko omówienia tematu życia wewnętrz­nego? Tak, ponieważ chodzi o królestwo Boże w na­szym sercu! Czy możemy myśleć, że nawiążemy relację z Bogiem, pomijając życie wewnętrzne? To wymaga doświadczenia osobistego spotkania z Bo­giem, a także pracy nad poznaniem życia wewnętrz­nego. Zrozumienie go wiąże się ze zrozumieniem człowieka w jego człowieczeństwie i w jego relacji z bytem transcendentalnym. Gdy życie wewnętrzne, z psychologicznego punktu widzenia, jest doświad­czeniem refleksyjnym osoby, może być bardziej lub mniej rozwijane w ramach życia duchowego i reli­gijnego. Dlatego też dobrze jest zacząć rozróżniać, począwszy od tego momentu, trzy poziomy do­świadczenia wewnętrznego charakteryzujące rozwój osoby na jej drodze ku Bogu. 
 
Pierwszy poziom zajmuje wewnętrzna psychika z całą swoją złożoną świadomością obciążoną pod­świadomością, która objawia się w subiektywności bardzo oddalonej od konkretnych przeżyć, a także w emocjonalnej reprezentacji realnego świata. 
 
Na drugim poziomie znajdujemy natomiast życie wewnętrzne duchowe lub ludzkie, które odkrywamy, kiedy wchodzimy w głąb siebie, pomijając uczucia. Poprzez doświadczenie miłości człowiek stopniowo zaczyna rozumieć, że zdolny jest kochać inną osobę, nie zwracając uwagi na siłę przyciągania związaną z emocjami lub urokiem zewnętrznym. Robi to na zasadzie zupełnej dobrowolności, która pozwala mu łączyć się z inną osobą, respektując jej odrębność i obdarzając ją nieograniczonym szacunkiem. Dzię­ki tej zdolności, którą filozofowie nazywają „wolą”, człowiek zaczyna pojmować życie wewnętrzne w zu­pełnie nowy sposób: w przyjęciu i ofiarowaniu miło­ści. Rozum stanowi następną zdolność duchową da­jącą człowiekowi zadziwiającą możliwość poznania, nie tylko w ścisłych ramach wyobrażenia zmysłowe­go lub uczuciowego, które mamy wspólne ze zwie­rzętami, ale także w poszukiwaniu znaczenia. Czyż ciągła pogoń za zrozumieniem i poznaniem sensu każdej rzeczy nie jest pragnieniem typowo ludzkim? To poszukiwanie zrozumienia idzie dalej niż prosty fakt myślenia, jest zdolne do szukania i odkrywania prawdy. Życie duchowe proponuje nowy sposób za­głębienia się w sobie, a mianowicie odnalezienia mi­łości przejrzystej, dającej nową jakość spojrzenia na życie. 
 
I wreszcie, życie łaską chrześcijańską, złożoną w naszym sercu od momentu chrztu, pozwala naszej duchowej duszy przyjmować nową prawdę i nową miłość, by iść na spotkanie Osoby mieszkającej w nas. Ta „rzeczywista” obecność Chrystusa i Świętej Trójcy będzie źródłem życia wewnętrznego układa­nego według porządku życia Bożego. Nie odrzucając życia wewnętrznego w ujęciu psychologicznym ani duchowym, przebywanie serce w serce z Bogiem za­chęca człowieka do ciągłego zagłębiania się w sobie, aby wejść w komunię z Nim i stać się ukochanym dzieckiem Ojca. Znajdujemy się w życiu uporząd­kowanym cnotami teologicznymi, które wszystkim naszym emocjom i całej naszej duchowości nadają nadnaturalny charakter, by wprowadzić nas w samo centrum synowskiej miłości do Ojca. 
 
Moralne wnętrze nie łączy się więc z tym przeżywanym na poziomie psychologicznym, bo w przy­padku tego ostatniego człowiek zajęty jest za bardzo strumieniem własnych uczuć. A chrześcijańskie ży­cie wewnętrzne, wpisując się w złożoność naszego psychicznego i duchowego człowieczeństwa, nabiera kształtu w świetle nowego życia ofiarowanego przez Chrystusa. Nawet jeśli te trzy poziomy tak bardzo się od siebie różnią, w porządku życia nie można ich rozdzielać, są ze sobą w pełni powiązane. Dlatego właśnie potrzebna nam jest prawdziwa walka ducho­wa, by wyciągnąć prawdziwe ludzkie i chrześcijań­skie wnętrze z wszystkich impasów, które wcześniej wymieniłem. Rozwijanie tego osobistego życia jest efektem rzeczywistej pracy, ale także wyrazem naszej ludzkiej godności i współpracy z Bogiem, aby żyć z Nim serce w serce. Odkrywanie, pogłębianie i kar­mienie takiego życia wewnętrznego, bez którego każ­da praktyka religijna okaże się bezpłodna, prowadzą nas wprost do centrum życia chrześcijańskiego. By całe nasze wewnętrzne życie nabrało pełni sił, głębi i znaczenia, czeka nas rzeczywista praca ewangeliza­cyjna. Dla Kościoła ewangelizacja oznacza niesienie Dobrej Nowiny do wszystkich możliwych środowisk życia człowieka i przemianę od środka lub odnowie­nie samej ludzkości dzięki możliwości zetknięcia się z nią: Oto czynię wszystko nowe (Ap 21, 5). Nie ma jednak nowego człowieczeństwa, jeśli nie ma naj­pierw „nowego człowieka” żyjącego nowym chrztem i Ewangelią. Celem ewangelizacji jest w pierwszym rzędzie dokonywanie zmian wewnętrznych w świa­domości ludzi, by mogli inaczej przeżywać swe zjed­noczenie z Bogiem oraz swe zaangażowanie. 
 
Wprowadzenie ewangelizacji w nasze życie wewnętrzne wymaga obrania właściwej drogi. Ta książ­ka ma być przewodnikiem duszy usiłującej zrozu­mieć mechanizmy powstawania silnego wnętrza. Bardziej niż opisem mistycznej duchowości życia wewnętrznego jest ona analizą tego, co tworzy na­sze prawdziwe wnętrze, i zastanowieniem się nad sposobem, dzięki któremu może ono osiągnąć swoją pełnię. Rozum bowiem uczy nas widzieć rzeczy taki­mi, jakie są. Nie można na poważnie budować życia osobistego, pozostając ciągle w świecie wyobraźni, wirtualnej rzeczywistości albo na poziomie uczuć. Życie chrześcijańskie to nieustanny wysiłek, by być prawdziwym, by mieć właściwy ogląd rzeczy bez względu na okoliczności, by posługiwać się spojrze­niem, które czystość intencji czyni przezroczystym, a wiara rozjaśnia. Religia stanowi zwykłe rozwinię­cie tej nadprzyrodzonej rzeczywistości, tej rozum­nej miłości, która zyskuje nadprzyrodzony charak­ter dzięki łasce. Sama Mała Tereska od Dzieciątka Jezus, Doktor Miłości, wyznała na końcu swojego życia: „Tak, wydaje mi się, że zawsze szukałem jedy­nie prawdy!” (30 września 1897) [5]
 
W tym poszukiwaniu prawdy i w duchu forma­cji życia wewnętrznego pragniemy, by chrześcijanin chcący budować swoje wnętrze stał się bardziej nie­zależny i mógł tym samym lepiej wejść w rzeczywistą zależność wobec Ducha Świętego, który doprowadzi (…) do całej prawdy (J 16, 13). Pięć proponowanych tu rozdziałów przedstawia linię rozwoju naszego wewnętrznego życia, zaczynając od określenia właściwej relacji między Bogiem a nami (rozdz. I). Następnie będziemy mieli możliwość pogłębić znajomość sa­mych siebie dzięki poruszeniu delikatnej kwestii miej­sca miłości własnej w życiu duchowym (rozdz. II). Rzeczywiste poczucie ułomności naszego wewnętrz­nego życia doprowadzi nas do poznania sposobu, dzięki któremu nasze zranienia będą mogły być poddane ewangelizacyjnemu działaniu Bożego mi­łosierdzia (rozdz. III). Ubogaceni wiedzą, będziemy mogli przyjąć Tego, który jest najważniejszym twór­cą życia wewnętrznego i który nadaje mu całą jego siłę: Ducha Świętego (rozdz. IV). Wreszcie wyjaśni­my, jak życie nadprzyrodzone nie tylko otwiera nas na miłość do bliźniego, ale także jak bardzo żywi się ono tym rodzajem miłości, na drodze do całkowi­tego oddania się na mieszkanie tej tajemnicy miłosierdzia; nie jesteśmy bowiem w stanie kochać Boga, nie kochając bliźniego (por. 1 J 4, 21). 
 
W każdym rozdziale przecinają się cztery dopełniające się spojrzenia, po to by lepiej określić wiel­kość i złożoność życia wewnętrznego, byśmy miło­wali czynem i prawdą (1 J 3, 18): 
– podejście psychologiczne, ponieważ problematyka wnętrza wymaga pewnej wiedzy o sobie samym i o doświadczeniu danej osoby; 
– elementy analizy filozoficznej, które pozwalają lepiej zrozumieć, czym jest autentyczne życie wewnętrzne wraz z jego pułapkami; 
– spojrzenie teologiczne wznosi naszą duszę do życia Bogiem, wyjawiając nam boską rzeczywistość nowego wnętrza: życia dziecka Ojca; 
– i wreszcie punkt widzenia mistyczny lub duchowy, objaśniający zażyłość duszy z Bogiem i bliźnim w cichym miłosnym zjednoczeniu.  


___________________________________
Przypisy:


 [1] Biblia Tysiąclecia, wyd. IV. Autor proponuje tu tłumaczenie „w waszym wnętrzu” (au dedans de vous) zamiast „pośród” (au milieu), jak w La Bible de Jerusalem, nawiązując do oryginału greckiego: ντς – wewnątrz, pośród, w środku (przyp. tłum.).
 [2] Św. Augustyn, Wyznania, tłum. J. Czuj, Kraków 2008.
 [3] Tamże.
 [4] L’école d’oraison carmélitaine, „Études carmélitaines”, paździer­nik 1932.
 [5] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Żółty zeszyt, tłum. E. Szwarcenberg-Czerny, J. Dobraczyński, Warszawa 1975, s. 205–206.




 
Zobacz także
o. Paweł Baraniecki OCD
Sprawcą nocy jest sam Bóg. Poprzez oczyszczenie naszego rozumu, które dokonuje się za pomocą teologalnej cnoty wiary, pragnie udzielać nowego sposobu poznania, rozumienia oraz nowego spojrzenia na nas samych, na Niego i wszystkie rzeczy. 

Z o. Romulo Cuartas Londońo OCD, wicedyrektorem Międzynarodowego Centrum Terezjańsko-Sanjuanistycznego w Avili w Hiszpanii rozmawia o. Paweł Baraniecki OCD.
 
Dariusz Piórkowski SJ
Jakby nie spojrzeć na dzisiejszą przypowieść, to jednak ostatecznie Chrystus próbuje nam powiedzieć, że niewykorzystana szansa przechodzi na innych. Dary Boże nie mogą zostać w tym świecie „zamrożone”. Do tego, który zakopał pieniądze pana i z lęku nie puścił ich w obrót, powiedział: „Każdemu bowiem, kto ma będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” (Mt 25, 29). A więc pozytywna odpowiedź na powyższe pytania wcale nie jest taka bezzasadna. 
 
s. Maria, klaryska kapucynka
Przechodząc klasztornym korytarzem, widzę cichutko przemykające postacie - mniszki klauzurowe. Mijam jedną z nich - wita mnie ślicznym uśmiechem. Widzę jej oczy... przed chwileczką wyszła z kaplicy. W tych oczach można uchwycić obraz wnętrza tej istoty. Bez wątpienia jest szczęśliwa. Wiem dlaczego...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS