logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Józef I. M. Bocheński OP
Kazania i przemówienia
Wydawnictwo Salwator
 


ISBN 83-88119-45-1

(C) Wydawnictwo SALWATOR, 2001
30-364 Kraków, ul. św. Jacka 16


 


 

Kontemplacja i czyn

Celem niniejszej notatki jest zwrócenie uwagi na pewne, zdaniem podpisanego nader groźne, a jednak najczęściej niedostrzegane niebezpieczeństwo. Katolicy, w walce z przedstawicielami poglądów w olbrzymiej większości materialistycznych, padają mianowicie nie tylko ofiarą ich bezpośrednich ciosów: te widzi każdy i broni się przed nimi jak może. Gorzej jest, że razem z ciosami przychodzi od naszych przeciwników coś całkiem innego, mianowicie materialistyczny pogląd na samą walkę, co więcej na sam sens i sposób prowadzenia życia. Tezą materializmu, o której mowa, a która - niestety - stała się od pewnego czasu mniej lub więcej uświadomioną tezą wielu katolików, jest twierdzenie, że najwyższą - bodaj jedyną wartość posiada materialnie pojęty czyn, wobec którego kontemplacja, beznamiętne zatopienie się ludzkiego umysłu i woli w przedmiocie dla przedmiotu, a nie dla czynu, jest tylko dziecinną, niegodną dojrzałego człowieka, a nawet karygodną zabawką. Nazywa się to aktywizmem, akcją katolicką, apostolstwem czynu, Bóg wie jak jeszcze; ale w gruncie rzeczy sprowadza się do twierdzenia, że współczesny chrześcijanin nie ma i nie może mieć czasu na "spekulacje", czy "mistykę", ale że powinien wszystkie swoje siły poświęcić akcji, bezpośredniej akcji propagandowej, czy jakiejś innej.

Nie chcąc być gołosłownym, powołam się na kilka przykładów, i proszę Czytelnika, by zechciał przejść w pamięci swoich znajomych katolików, a może - kto wie? - zastanowić się nad samym sobą, zadając sobie pytanie, jak owi znajomi i on sam reaguje na problemy, które poruszę.

Zatem najpierw stosunek do czystej nauki. Olbrzymia większość naszych współczesnych wierzy mocno, że nauka jest wprawdzie potrzebna, ale tylko dlatego jest pożyteczna. Pożyteczna dla czego? No, oczywiście, pozwala budować skomplikowane maszyny, dostarcza takich rzeczy jak radio, telefon, aeroplan, wiertarkę dentystyczną, szczepionki itd. Że dostarcza także karabinów maszynowych i gazów trujących, o tym woli się na ogół nie myśleć. Gdyby jednak urządzono plebiscyt na temat: Czy należy tolerować uczonych, których nauka nie daje żadnych korzyści w tym rodzaju, ani nawet nie ma nadziei, by kiedykolwiek taką korzyść dać mogła, nie wątpię, że jedno wielkie "precz" byłoby odpowiedzią. Człowiek nowoczesny nie rozumie czystej nauki: wszystko, co nie służy bezpośrednio materialnym celom w nauce, to dla niego zabawka. Znalazł się nawet taki uczony - wielki Ostwald - który wypowiedział to zdanie wyraźnie: nauka dla nauki jest niegodną zabawką.

Przechodząc na teren nauki katolickiej, zapytajmy się, jakim jest nasz stosunek do teologii? Niestety, nie lepszy. Toleruje się ją jako naukę praktyczną, powiedzmy: praktyczne wskazówki, jak należy spowiadać i odprawiać Mszę Świętą, zatem jako zbiór przepisów, które księża znać muszą na pamięć. Ale już jeśli jakiś ksiądz, albo - nie daj Boże - świecki, zacznie namyślać się nad tajemnicą Trójcy Świętej, albo nad tym, jak to właściwie jest z tym działaniem łaski w nas, gotowiśmy go uznać za głupiego marzyciela. Spekulacje teologiczne, dobre dla średniowiecza. Znam, niestety, wielu i to bardzo czcigodnych katolików, którzy gotowi są potępić każdą spekulację teologiczną. Znam uniwersytety, w których na wydziałach katolickich systematycznie wykpiwa się "subtelności scholastyczne". Co za durnie, ci dawni teologowie. Potrafili pisać całe tomy na temat Wcielenia! Myśmy z tego wyrośli: żyjemy w wieku czynu. Akcja, socjologia, apostolstwo czynne, oto jedyny cel godny prawdziwego chrześcijanina.

Bywa jeszcze gorzej. Nie tylko nauka jest spychana na ostatni plan i nie tylko z nauki robi się nędzną służebnicę zewnętrznego czynu. Coś podobnego dzieje się także z modlitwą. Ileż to pobożnych książek nazywa każdą modlitwę wprost "ćwiczeniem" duchowym! Ćwiczeniem do czego? Oczywiście do zewnętrznej akcji. Ta akcja rządzi dziś wszystkim: dla akcji się modlimy, na jej rzecz ograniczamy modlitwę do minimum. Nie stać nas nie tylko na owe długie jutrznie, w których dawny lud chrześcijański brał tak gorliwie udział, ale nawet na przyzwoite dziękczynienie po Komunii Świętej, czy Mszy Świętej. Liturgię, która ongiś stanowiła ramy życia każdego - duchownego przynajmniej - uważa się w wielu środowiskach za piękny, ale uciążliwy i nieistotny dla życia chrześcijańskiego zwyczaj. Życie chrześcijańskie to raz jeszcze czyn. Modlitwa jest dobra tak długo dopóki służy czynowi. W przeciwnym przypadku staje się niemal przestępstwem.

Nic dziwnego, że na tym tle występować musi zupełne niezrozumienie roli klasztorów kontemplacyjnych. Po cóż, u licha, te zakonnice modlą się tyle, zamiast stanąć w jednym z nami szeregu i pracować dla dobra bliźniego i Bożej chwały? Przecież z karmelitanek byłyby bardzo porządne szarytki, a może i katechistki. Wszyscy na front! Nie czas bawić się w mistykę, kiedy dach płonie nad głową. Być może przesadzam i nikt w tak skrajnej formie tych wszystkich tez między nami nie głosi. Niemniej każdą z nich z osobna słyszałem, i to wcale nie od komunistów, ale od "światłych" i czcigodnych katolików. I dlatego trzeba bić na alarm: ludzie, którzy tak mówić mogą, świadczą wymownie, że coś u nas jest w nieporządku, że pod naciskiem wrogich ideologii zaczynamy zapominać o rzeczach najistotniejszych.


Zobacz także
Maria Kłosowska
Postawa człowieka, który mówi, że jest wierzący, ale niepraktykujący, nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Podobnie jak postawa niepraktykującego lekarza, policjanta, stolarza, męża czy żony. Dlaczego więc na płaszczyźnie wiary spotykamy się z takim sformułowaniem? U podstaw takich stwierdzeń tkwi nieznajomość wiary. 

Z ks. infułatem Janem Sikorskim rozmawia Maria Kłosowska
 
ks. Kazimierz Kubat SDS
Wiara na pewno nie jest tylko sprawą wewnętrzną i nie tylko sprawą uczuć, dlatego trzeba zastanowić się nad wiarą współczesnego mężczyzny, żyjącego w bardzo zracjonalizowanym i odartym z sacrum świecie. Na pewno nie będzie on spędzał wielu godzin w kościele, ale nie może religijnych praktyk odrzucić...
 
O. Rafał Skibiński OP

Jezus rodzi się w podróży i od tej chwili zawsze jest w drodze. Owszem, widzimy go w domu rodzinnym, kiedy jeszcze nie rozpoczął publicznej działalności, ale też spotykamy 12 letniego Jezusa w Jerozolimie jak rozmawia z doktorami. Kiedy się patrzy na Jezusa z zewnątrz, trochę z dystansu, to ten Jego ruch, ta mobilność są czymś, co najbardziej rzuca się w oczy. On cały czas idzie, cały czas gdzieś podąża...

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS