Ludzie średniowiecza traktowali życie poważnie i kochali konkret. Nie znaczy to, że lekceważyli rzeczywistość duchową. Wręcz przeciwnie. Dla nich Bóg, aniołowie i diabły byli nie mniej konkretni niż ludzie z krwi i kości, a Niebo, Czyściec i Piekło nie były abstrakcyjnymi ideami, ale miejscami pełnymi życia. Wiedzieli doskonale, że to, co niewidzialne, i to, co dotykalne zmysłami, wzajemnie się przenika, tak że wszystko, co zrobią na ziemi, ma i będzie miało konsekwencje w wieczności.
„Miłujcie waszych nieprzyjaciół” (Mt 5,44)! Kiedy czytam ten fragment Ewangelii, często ogarnia mnie zakłopotanie. Przede wszystkim nie bardzo wiem, kto tak naprawdę jest moim nieprzyjacielem. Zazwyczaj wyobrażam sobie, że przykazanie miłości nieprzyjaciół obowiązuje tylko w wyjątkowych sytuacjach, jak prześladowania, wojna czy jawnie okazywana nienawiść. Większość z nas prawdopodobnie nigdy nie znajdzie się w takich okolicznościach.