Wyd. Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2001
Zapraszamy na strone autora:
http://www.szkoly.edu.pl/szydlowiec/mardzie
Miłość a wychowanie
Zadaniem wszystkich wychowawców chrześcijańskich, a zatem rodziców, kapłanów, sióstr zakonnych, katechetów, nauczycieli, pedagogów i psychologów jest przezwyciężanie analfabetyzmu i sceptycyzmu w odniesieniu do miłości. Przezwyciężanie analfabetyzmu jest możliwe wtedy, gdy odsłaniamy współczesnemu człowiekowi podstawowe prawdy o naturze dojrzałej miłości. Przezwyciężanie sceptycyzmu dokonuje się natomiast wtedy, gdy potrafimy kochać otaczających nas ludzi Bożą miłością, która ich przemienia, fascynuje i sprawia, że oni sami pragną nauczyć się kochać. Popatrzmy bliżej na te obydwa zadania.
Przyczyniamy się do przezwyciężania analfabetyzmu w odniesieniu do miłości wtedy, gdy potrafimy ukazać dojrzałą miłość w sposób prosty i konkretny, posługując się przy tym językiem precyzyjnym i czytelnym dla współczesnego słuchacza. Wbrew pozorom jest możliwe opisanie dojrzałej miłości z uwzględnieniem powyższych kryteriów. Kolejne Przezwyciężać analfabetyzm w odniesieniu do miłości to najpierw wyjaśniać, że miłość to coś znacznie więcej niż uczucie. Gdyby miłość była uczuciem, wtedy nie można by jej było ślubować! Nie możemy przecież nikomu przysięgać, że będziemy go ciągle lubili czy że będziemy przeżywali określone stany emocjonalne. Pierwszym błędem jest zatem redukowanie miłości do uczuć. Błędem drugim jest redukowanie bogactwa uczuć, które zawsze towarzyszą miłości, do przyjemnych jedynie stanów emocjonalnych. Tymczasem człowiek, który kocha, przeżywa różnorodne stany emocjonalne: od radości i entuzjazmu do lęku, rozgoryczenia i gniewu. Wyobraźmy sobie np. rodziców, których dorastający syn czy córka zaczyna sięgać po narkotyk czy wchodzić na drogę przestępstwa. Kochający rodzice będą wtedy przeżywali niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarowanie i wiele innych bolesnych uczuć - właśnie dlatego, że kochają.
Dojrzała miłość jest kwestią woli i wolności. Jest decyzją. Jest najważniejszą decyzją życia. Kochać to podjąć decyzję, że będę troszczył się o dobro drugiego człowieka. To pomagać mu, by stał się najpiękniejszą, Bożą wersją samego siebie. Dojrzała miłość wyraża się głównie przez określone słowa i czyny, a nie nastroje. Kochać, to w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego postępować, by służyło to jego rozwojowi, by wprowadzało go w świat dobra, prawdy i piękna. Miłość wyraża się przez wysiłek i aktywność. Prawdziwa miłość jest widzialna! Wprawdzie rodzi się ona w tajemnicy ludzkiego serca, lecz prowadzi do słów i do czynów, które można dosłownie sfilmować i sfotografować. Jeśli miłość ogranicza się jedynie do emocjonalnych poruszeń, jeśli nie wyraża się przez fizyczny wysiłek, przez obdarzanie drugą osobę naszą obecnością, naszym uśmiechem i pracą, naszym zdrowiem i czasem, naszą siłą i wytrwałością, to taka miłość jest złudzeniem.
Dojrzała miłość to konkretne słowa i czyny. Jednak nie wszystkie słowa i czyny są wyrazem miłości. Istnieją takie słowa i czyny, które okazują się niedostosowane do sytuacji i zachowania drugiej osoby. Z tego właśnie powodu miłość wymaga poznania drugiej osoby. Kochać to najpierw stworzyć warunki, w których drugi człowiek będzie skłonny otworzyć się przed nami i zaprosi nas do poznania swego wnętrza. Mój sposób odnoszenia się do drugiej osoby, sposób rozmawiania z nią i traktowania jej, powinien być tak przejrzysty, przyjazny i życzliwy, by druga osoba mogła poczuć się zupełnie bezpieczna, by mogła upewnić się, że jest dla mnie cenna i że wszystko, czego się o niej dowiem, wykorzystam jedynie dla jej dobra.
Najtrudniej jest kochać kogoś, kto z jakiegoś względu nie potrafi lub nie chce kochać innych ludzi, ani nawet samego siebie. Tak dzieje się np. wtedy, gdy uczymy się kochać ludzi niedojrzałych, egoistów, ludzi uzależnionych, cynicznych, załamanych, błądzących. Nasza miłość jest wtedy wystawiana na największą próbę. Ryzykujemy bowiem, że w takiej sytuacji ulegniemy emocjom, że staniemy się naiwni lub okrutni, w zależności od tego, jakie uczucia w nas zwyciężą. Tymczasem Bóg uczy nas także w tych skrajnych sytuacjach miłości dojrzałej i wychowującej. A zatem takiej, która jest nieodwołalna, ale która nie przeszkadza, by kochany przez nas człowiek cierpiał tak długo, jak długo błądzi i jak długo ulega swoim słabościom. Cierpienie stwarza bowiem szansę na odróżnienia dobra od zła i na zmianę życia (por. ewangeliczną przypowieść o marnotrawnym synu i mądrze kochającym ojcu).
Aby przezwyciężać współczesny sceptycyzm wobec miłości - nie wystarczy w precyzyjny sposób wyjaśniać naturę dojrzałej miłości. Nie wystarczy też apelować o to, by drugi człowiek podjął wysiłek uczenia się miłości. W dziedzinie miłości nie wystarczy zatem mieć rację. Trzeba kochać. Trzeba naśladować metodę Jezusa, który najpierw dobrze czynił tym wszystkim, których spotykał: uzdrawiał, przebaczał, pocieszał. Kochał i milczał. Dopiero później wyjaśniał tajemnicę miłości. Wtedy, gdy jego słuchacze byli już zafascynowani Jego dobrocią i gdy zapragnęli naśladować mądrą miłość Mistrza. Chrześcijańscy wychowawcy powinni zatem najpierw kochać i milczeć. Inaczej byliby jedynie ideologami, którzy nikogo nie przekonają i nikogo nie zafascynują miłością. Sądzę, że milcząca a jednocześnie stanowcza miłość jest najważniejszą metodą ponownej ewangelizacji na progu trzeciego tysiąclecia. Nie przezwyciężymy szerzącego się sceptycyzmu wobec miłości, dopóki nie staniemy się jej czytelnymi świadkami, a nie tylko jej kompetentnymi nauczycielami.