logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Tomasz Balon-Mroczka
Boży doping
Wydawnictwo Rafael
 


redakcja: Tomasz Balon-Mroczka
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy RAFAEL
Rok wydania: Kraków 2000
ISBN: 83-913189-1-5
Format: 165 x 240
Stron: 240
Rodzaj okładki: miękka

 
Zbigniew Boniek
 
Myślę, że mam dobre notowania u Boga. Kilka razy w życiu otrzymałem na to dowody...
 
Urodzony w 1956 roku. Jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiego futbolu, w 1982 roku w plebiscycie "France Football" wybrany trzecim piłkarzem Europy i najpopularniejszym sportowcem kraju. Wychowanek bydgoskiego Zawiszy największe sukcesy odniósł w barwach łódzkiego Widzewa (1975-82), ale przede wszystkim Juventusu Turyn (1982-85), z którym zdobył nie tylko mistrzostwo Włoch, lecz także Puchar Europy, Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. Występował też w AS Roma (1985-88). 80-krotny reprezentant Polski, brązowy medalista mistrzostw świata w 1982 roku, ponadto uczestnik Mundiali w Argentynie (1978) i Meksyku (1986). Po zako?czeniu kariery zaliczył krótkie epizody trenerskie, a później zajął się sportowym marketingiem. W 1999 roku wybrany wiceprezesem PZPN.
 

Jest pan bardzo znany jako znakomity piłkarz, potem dał się pan poznać jako dobry menedżer, a ostatnio jako wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. Polscy kibice dużo wiedzą o Bońku, poza jednym - czy wierzy pan w Boga?
 
Oczywiście. Jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym, podobnie jak większość Polaków.
 
Czy było tak zawsze, czy dopiero ostatnio?
 
Zawsze byłem człowiekiem wierzącym i praktykującym. I to stwierdzenie, że jestem katolikiem, powinno wystarczyć.
 
Czy fakt, że jest pan katolikiem był pomocny w karierze sportowej?
 
Powiem szczerze, nie lubię mówić o swoich przekonaniach, odczuciach. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi może to ciekawić, ale nie potrafię się obnosić z tym, że wierzę w Boga. Po prostu, wierzę i koniec, kropka.
 
A jak przedstawiała się kwestia wiary w drużynach piłkarskich, w których pan występował?
 
Grałem w kilku klubach oraz w reprezentacji Polski i różnie z tym było. Na przykład we włoskim Juventusie, co niedzielę o godzinie dziewiątej rano, w hotelu, w którym przebywaliśmy na zgrupowaniu, odbywała się krótka Msza święta. Kto chciał, mógł w niej uczestniczyć. Nie było żadnego przymusu, żadnej presji. I na modlitwę przychodziło po pięć, sześć osób. Niektórzy przyjmowali Komunię. Traktowano to jako prywatną sprawę każdego zawodnika. Nigdy nie rozmawialiśmy na temat wiary, Boga. Są jednak zawodnicy, którym właśnie sport pozwala na przełamanie pewnej bariery. Wychodząc na arenę walki nabierają odwagi, aby zademonstrować swoją więź z Bogiem, żegnają się.
 
Nie pamiętam, czy pan się kiedykolwiek przeżegnał na boisku?
 
Uważam, że w wielu przypadkach sportowcy robiąc znak krzyża wykonują tylko gest. Nie wiem, czy to siła przyzwyczajenia, czy rzeczywiście wyraz wiary. Nie chcę mówić za kogoś, ale ja będąc na boisku zawsze myślałem tylko o grze, o niczym innym. Myślę, że mam dobre układy z Górą, mam dobre notowania u Boga. Kilka razy w życiu otrzymałem na to dowody. Zdarzył mi się na przykład w Polsce straszny wypadek samochodowy, w którym auto zostało doszczętnie rozbite, a mnie nic się nie stało. Wyszedłem z kraksy bez szwanku. Nie wiem, czy czuwała nade mną Opatrzność Boska, ale jest faktem, że po tym wszystkim poszedłem później do kościoła zapaliłem świeczkę. Nie chcę już więcej na ten temat mówić...
 
Czy podobnie jak wielu Polaków, wiarę w Boga wyniósł pan z domu rodzinnego?
 
W mojej rodzinie wszyscy  są praktykującymi katolikami. Charakter, wychowanie, wiara - to zawsze wynosi się z domu rodzinnego. Natomiast późniejszy problem kultywacji wiary to już osobista sprawa każdego człowieka. Rodzice nie mają przecież możliwości, aby przez cały czas nakłaniać do chodzenia do kościoła. I muszę powiedzieć, że młodzi ludzie, kiedy tylko dostrzegają, że rodzicielskie oko trochę mniej ich pilnuje, często tracą kontakt z religią. Bo to jest tak, że w środowisku młodzieżowym bardzo łatwo zaimponować czymś złym, trudniej natomiast zdobyć uznanie rówieśników swoją wzorową postawą. Przyznam się szczerze, że w młodości też lubiłem trochę porozrabiać, ale jak przychodziła niedziela, obowiązkowo szedłem do kościoła.
 
Czy sport wyczynowy, którego uprawianie pochłania mnóstwo czasu, nie odciąga ludzi od kościoła?
 
Nie przesadzajmy. Osiągając sportowe sukcesy, wcale nie trzeba tracić normalnego życia. Sportowiec ciężko trenuje najwyżej trzy, cztery godziny dziennie, natomiast pozostały czas ma wolny. Uważam, że największe sukcesy osiąga się właśnie wtedy, gdy sportowiec poza treningiem mądrze zagospodarowuje swój czas, na przykład na studiowanie, na czytanie książek. Nawet gra w karty dużo daje. Nikt nie może jednak powiedzieć, że z powodu meczu nie mógł pójść do kościoła.
 
Grając przez wiele lat we Włoszech był pan bliżej Ojca Świętego...
 
Jestem Polakiem, który nadal mieszka we Włoszech i muszę przyznać, że darzę Papieża najwyższym szacunkiem. Kiedy grałem w piłkę, to w Italii zawsze mnie kojarzono z Janem Pawłem II i mówiono, że jesteśmy dwoma najbardziej znanymi ludźmi z Polski. Był to dla mnie ogromny zaszczyt, że wymieniano moje nazwisko obok tak wielkiej postaci, jaką jest Papież. Kilka razy byłem na audiencji u Ojca Świętego, przyjmował mnie nawet prywatnie. Jestem z tego niezmiernie dumny. Często, kiedy wracam do Rzymu, staram się przejść po Placu Świętego Piotra, lubię popatrzeć na mury Watykanu. Do dziś dokładnie pamiętam konklawe, kiedy kardynała Karola  Wojtyłę wybrano na Papieża. Pamiętam ten dreszczyk, gdy ogłoszono nazwisko naszego wielkiego rodaka. Byłem jeszcze wtedy w Polsce, w tym komunistycznym kraju, w którym partyjni bonzowie po cichu chrzcili swoje dzieci i po kryjomu chodzili na Mszę.
 
Jak polski sportowiec był postrzegany we Włoszech?
 
Nie ukrywam, że fakt, iż Polak jest Papieżem, bardzo mi pomagał podczas mojej sportowej kariery we Włoszech. Zawsze mówiono, że Boniek to Polak, tak jak Papież. Naprawdę, bardzo dużo Mu zawdzięczam. Ale pamiętajmy, że Jan Paweł II pomógł wszystkim Polakom. Gdyby nie Ojciec Święty, Polska byłaby nadal krajem gorszej kategorii. On zmienił naszą Ojczyznę.
 
wywiad z marca 2000 r.

Zobacz także
Agata i Krzysztof Jankowiakowie
Mamy prawne spojrzenie na grzech – grzech to jest dla nas przekroczenie prawa, złamanie jakiegoś przepisu, przykazania. A najważniejsze jest to, że grzech to oddalenie się od Boga, a grzech ciężki to zerwanie z Nim. Z prawnego rozumienia grzechu wynika stosunek do spowiedzi – często traktuje się ją jako swego rodzaju osądzenie i wymierzenie kary za przekroczenie prawa. 

Rozmowa z ks. Romanem Poźniakiem
 
Ks. Mariusz Pohl
Jest to chyba jedna z najbardziej przejmujących scen ewangelicznych, której nie sposób stawiać sobie przed oczami bez łez wzruszenia i ściśnięcia gardła. Może dlatego, że potrafimy wczuć się w bezsilność rodziców wobec choroby córeczki, bo i sami nieraz przeżywamy – albo z lękiem i drżeniem wyobrażamy sobie tylko, podobne chwile i sytuacje? A może dlatego, że happy end, którego sprawcą i bohaterem był Chrystus, tak bardzo odpowiada naszym pragnieniom i postulatom? 
 
Katarzyna Jarkiewicz
Pomiędzy sferą sakralną a profaniczną w życiu społecznym znajduje się czas odpoczynku. To, co przynależy do obowiązku pracy, zostaje zawieszone, a to, co zwykło się oddawać Bogu, już wypełniono. Wchodzimy w tak zwany wywczas (wkroczenie w czas) – termin, którym Słowianie określali szczególną porę swobody, beztroski, często na łonie natury. Uznawali, że harmonizuje ona okres trudu, wysiłku i cierpienia, sprawiając, że nabieramy duchowej mocy do dalszej wędrówki przez życie. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS