Pustelnik z Mar Musa
autor: Zygmunt Zahratowicz
Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, Marzec 2004
stron 176
ISBN 83-7119-424-2
format książki 150x210 mm
Golgota - Góra Przemienienia
- Świat jest wielką ulicą, mój chłopcze. Idziemy nią, mijając się wzajemnie. Potrącamy się, bo jest nas dużo i każdy jest zajęty swoimi sprawami. Niektórzy się spieszą, popychają innych, trącają łokciami, rzucają gniewne spojrzenia, przeklinają. Czasem dochodzi do krótkich spięć słownych, czasem do awantur. Ruch uliczny regulowany jest przez obecność służb porządkowych i znaków informacyjnych. Coraz więcej na naszych ulicach jest domów, których drzwi wejściowe są zatrzaśnięte, a na nich wiszą tabliczki opatrzone napisami w rodzaju: "Proszę nie dzwonić", "Proszę nie wchodzić do holu ani na podwórze". A jeżeli już ktoś zostanie wpuszczony do wnętrza, czyta: "Proszę o nic nie prosić i za nic nie dziękować", "Proszę iść sobie dalej, proszę jak najszybciej zniknąć". Można nawet spotkać napisy, które jeszcze wyraźniej demaskują chorobę sierocą dzisiejszego człowieka: "Proszę się w ogóle nie zatrzymywać przy moim domu. Proszę niczego nie czytać. Proszę o uszanowanie mojego incognito. Proszę zejść z mojego chodnika". Oczywiście - smutno uśmiechnął się Pustelnik - te napisy widzi tylko ten, kto umie czytać.
Pustelnik powolnym ruchem zdjął okulary i przetarł dłonią oczy. Po chwili podjął na nowo swoje rozważanie:
- Nie ma innego wyjścia, jak wziąć na plecy ciężki tobołek samotności i iść na szczyt tej góry, na której dokonał życia nasz Mistrz, a która się stała Górą Przemienienia.
Mówiąc to, poczuł na sobie pytające spojrzenia uczniów: Dlaczego on nazywa Golgotę Górą Przemienienia?
Dobrze - nie poruszony tymi spojrzeniami kontynuował - mówmy o niej jako o górze zbawienia, co na jedno wychodzi, bo mam na myśli to wszystko, co stało się z Chrystusowym krzyżem, a właściwie nie tyle z krzyżem, co z Ukrzyżowanym.
On przecież nie tylko powstał z martwych, jak cudownie przywrócony do życia Łazarz. Ewangelia mówi, że zwłoki Łazarza zaczęły już cuchnąć, a mimo to na wezwanie Jezusa duch powrócił do martwego ciała i Łazarz kontynuował swoją ziemską pielgrzymkę, dodając do dni, które już przeżył, jeszcze dodatkowo pewną ich liczbę. Tymczasem Jezus Chrystus nie został przywrócony do życia, ale zmartwychwstał. Jego życie zostało przemienione, Jego ciało stało się chwalebne. Nie wiemy, co to oznacza, bo nie doświadczyliśmy tego przemienienia, ale za świętym Pawłem możemy powiedzieć, że "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce ludzkie nie przeczuło, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują", którzy wspinają się z Jezusem ze swoimi krzyżami na Górę Przemienienia.
Nasze krzyże są jak kokony. Im bardziej kokon poczwarki jest suchy, tym bliższa jest chwila, z którą rozpocznie ona nowe życie motyla. Nasze krzyże są bardzo różne i często najcięższe są właśnie te, których specjalnie nie widać. Wszystkie jednak mają w sobie coś, co można by określić mianem "znaku hańby", jak gwiazdę Dawida podczas ostatniej wojny, służącą do identyfikowania "pod-ludzi" przeznaczonych do eksterminacji. Na górze, na której Jezus złożył swe życie w ofierze, ten znak zajaśnieje jak drogocenny diament. Stanie się chwalebną odznaką Chrystusowego ucznia i przyjaciela. Wtedy otworzą się nasze oczy i oczy wszystkich, którzy uwierzyli w ukrzyżowany sens życia. Tak jak Maria Magdalena poznamy prawdę Zmartwychwstania. Stanie przed nami Jezus, wzywając nas po imieniu - do nieba. Krzykniemy ze zdziwienia. Tak jak Maria Magdalena rzucimy się na kolana, aby Go dotknąć własnymi rękoma i aby na zawsze Go przy sobie zatrzymać. Usłyszymy wtedy pogodne: "Pozwólcie Mi odejść do Ojca mojego i Ojca waszego. Idę przygotować wam miejsce". I nie będziemy Mu bronić tego odejścia, nie będziemy go żałować, bo w Jego słowach usłyszymy obietnicę. Dostrzeżemy, że otrzymaliśmy szansę, aby lepiej zorganizować nasze odejście. Po zaręczynach następuje czas przygotowania do ślubu - czas, aby innych przekonać, że nadeszły dni spełnienia się wszystkich naszych ludzkich oczekiwań, czas głoszenia Dobrej Nowiny. Taki sens ma nasze dzisiaj. Jest to czas Kościoła.
Wytrwać wobec tajemnicy Boga w różnych formach prostej, życiowej cierpliwości. Rozumieć, że życie wiary, a i w ogóle egzystencja człowieka polega na tym, by nie próbować nią zawładnąć, rozszyfrować na siłę, wedrzeć się „do środka” tajemnicy, za zasłonę. Ale też nie wolno na nią z rezygnacją machnąć ręką, bo za trudna, czy uciekać – w banał, konsumpcję, „wegetację”, będącą czymś w rodzaju zbyt łatwej zgody na nieodgadnioność życia.
Z ks. prof. Jerzym Szymikiem rozmawia o. Piotr Hensel OCD