logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Zygmunt Zahratowicz
Pustelnik z Mar Musa
Wyd Marianow
 


Pustelnik z Mar Musa

autor: Zygmunt Zahratowicz
Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, Marzec 2004
stron 176
ISBN 83-7119-424-2
format książki 150x210 mm


 

Historia nie-jednego życia

Pierwszy raz uczestniczyłem w spotkaniu o takiej formie. Pustelnik o nic nie pytał, niewiele wyjaśniał. Na prośbę, aby powiedział coś o sobie, po prostu posłużył się psalmem. Miał otwartą Biblię, powertował w jej kartkach, po czym zatrzymał swój wzrok na Psalmie 40, którego szukał, i począł mówić. Tym razem nie było to zwykłe przemówienie, ale modlitwa.

- "Złożyłem w Panu całą nadzieję" - błądząc na oślep po pustyniach samotności, nie znajdując zrozumienia u ludzi, doświadczając od nich niechęci i obojętności. Najbardziej się bałem tych, którzy byli mi szczególnie bliscy, ponieważ właśnie oni najbardziej mnie ranili. Obawiałem się ich litości i powierzchownego, jak protekcjonalne klepnięcie po plecach, pocieszenia.

Złożyłem w Panu całą moją nadzieję i ta nadzieja mnie nie zawiodła, bo "Pan schylił się nade mną i wysłuchał mojego wołania", podczas gdy wszyscy inni przechodzili wobec mojej samotności i smutku bez głębszej uwagi i bez żadnego zrozumienia. Byli zajęci sobą, szukaniem swego miejsca na ziemi i swojego sposobu na pozyskanie radości nieba. Bóg natomiast był zawsze ze mną, nigdy mnie nie opuścił. Tak, Ty byłeś obecny, Panie - "Jesteś, któryś Jest".

"Wydobyłeś mnie wtedy z dołu zagłady i z kałuży błota", a wszyscy, którzy mnie widzieli, dziwili się temu. Patrzyłem im prosto w oczy, ja - człowiek do niedawna jeszcze nie istniejący, ja - człowiek dla nich skończony. Patrzyłem im w oczy z nadzieją i odwagą. Uśmiechałem się do nich, a oni odczuwali zażenowanie, jakby widzieli nie mnie, ale jakąś zjawę.

To Ty "umocniłeś moje kroki i Ty włożyłeś w moje usta śpiew nowy". Sam nie wiem, jak ta melodia nawiedziła moje serce i ogarnęła mnie całego. Śpiewałem tę pieśń w dzień i w nocy. Towarzyszyła mi wszędzie, dokąd się udawałem. Nie opuszczała mnie ani na chwilę. Była ze mną w pracy i w domu, gdy byłem sam i gdy byłem z innymi. Była dla mnie jasną smugą światła w dzień i pochodnią rozświetlającą mroki nocy. Cieszyła moją duszę jak kielich najlepszego wina. Niosła ze sobą ukojenie, radość i pokój. Zaprawdę, Twoja miłość nie zna granic i nikt "nie potrafi zliczyć" Twoich cudów, "bo wiele ich uczyniłeś" - jak świat długi i szeroki.

Pewnego dnia, kiedy byłem pogrążony w modlitwie i Ty śpiewałeś we mnie strofy swego niebiańskiego pocieszenia, przysiadł się do mnie anioł i w krótkiej rozmowie ze mną potwierdził to, czego się domyślałem: "Nie chcesz ofiary krwawej" ani ode mnie, ani od nikogo innego. Nie oczekujesz żadnych materialnych darów. Jedyne, na czym Ci zależy, to miłość, bo tylko ona potrafi zrozumieć Ciebie i sprawia, że możemy dać się Twojej miłości przygarnąć.

"Całopalenia ani żertwy za grzech nie żądałeś." Nie wierzyłem własnym uszom, kiedy mi anioł o tym powiedział. Nie kwestionowałem jego pouczeń, bo w głębi serca czułem, że pochodzą one od Ciebie. Na nie właśnie czekałem - na słowa pojednania i przebaczenia.

Rzeczywiście, muszę i to powiedzieć, że Twoja miłość przeszła wszystkie moje oczekiwania. Dzięki niej dotarłem wreszcie do źródła, za którym na próżno tęskniłem podczas tułaczki po pustyniach. Znalazłem przystań, znalazłem ziemię obiecaną. Powiedziałem wówczas, że "moją radością jest, mój Boże, pełnić Twoją wolę". "Nowa pieśń", którą dotąd śpiewałem, teraz się zmieniła. Była wprawdzie nowa - bo przecież Twoja miłość stanowi jej wewnętrzną treść - ale jednocześnie stała się nowa w inny sposób, bardziej praktyczny, który zaczęła określać Twoja święta wola. Drogę, którą mi wskazałeś, przyjąłem z radością. Biegłem nią w zachwycie, sądząc, że w krótkim czasie dobiegnę do nieba. Nie sądziłem, że znów przyjdzie mi kluczyć po miejscach odludnych i po pustyniach.

Znów "otoczyły mnie nieszczęścia, których nie ma liczby". Dało o sobie znać zmęczenie. Plątałem się w gąszczu wątpliwości i obaw. Przestałem wtedy zwracać uwagę na Twoje słowa. Utrudzony drogą i zdezorientowany, postanowiłem na własną rękę się ratować. Zignorowałem wcześniej podjęte postanowienia, zapomniałem o przyrzeczeniach. Opuściłem Ciebie, chociaż bez Ciebie nie miała przecież żadnego sensu moja dalsza wędrówka.

W końcu poczułem, że tak dalej być nie może, bowiem "winy moje mnie ogarnęły, a gdybym był w stanie je dostrzec wszystkie, byłyby liczniejsze od włosów na mej głowie". Zorientowałem się wyraźnie, że dzieje się ze mną coś złego. Duchowo zacząłem umierać. Całe moje istnienie wydawało mi się być puste i pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Moje serce wyschło z tęsknoty za Bogiem i pragnienia jedności z Nim.
Nie widziałem innego wyjścia niż wołać: "Panie, racz mnie wybawić, Panie, pospiesz mi na pomoc!", a Pan mnie usłyszał, uchronił mnie od śmierci i uwolnił od drwin przeciwnika. Postawił moje stopy na twardym gruncie, abym się nie osunął w przepaść. Pomógł mi na nowo wkroczyć na drogę zbawienia.

Dzisiaj, po wszystkich bolesnych przejściach i doświadczeniach, wydaje mi się, że lepiej rozumiem tajemnice ludzkiego życia i wiem, jak groźne są złudzenia, włącznie z tymi, dla których naczelny kanon stanowi łatwizna i osobista wygoda. Wierzę i wiem, że droga, która prowadzi do nieba, znaczona jest stacjami krzyża. Do celu tej drogi dociera nie ten, który liczy na osobiste zasługi, polega na swoich zaletach i rości sobie jakiekolwiek prawo do zbawienia, ale jedynie ten, kto podjął się szczerego wysiłku nawrócenia, opierając się całkowicie na wierze i na zaufaniu do Boga.

Pustelnik rozwinął nieco tę myśl, gdy dopowiedział:
- To dzięki Jego miłości krzyż naszego trudu, wstydu i cierpienia przeistacza się w chwalebny krzyż nowego życia w królestwie Boga i Ojca naszego.
Zapadła chwila milczenia, po czym dodał ściszonym głosem, cytując ostatnie strofy psalmu:
- "Ja natomiast jestem ubogi i nędzny, dlatego On troszczy się o mnie." On jest naszym Ojcem pełnym miłosierdzia, my Jego dziećmi.
Mówiąc to, spojrzał w krąg po zgromadzonych wokół niego pielgrzymach, jak gdyby przekazując każdemu z nich osobiście te słowa, po czym zakończył wezwaniem:
- "Ty jesteś moim wspomożycielem i wybawcą; Boże mój, nie zwlekaj!".


Zobacz także
O. Joseph-Marie Verlinde
Bycie ojcem jest w obecnych czasach zadaniem szczególnie trudnym. Nie w sensie fizycznego zrodzenia, ale w sensie biblijnym – odpowiedzialności za wzrastanie dziecka, później człowieka młodego, dorastającego, aż do jego wieku dorosłego. To ojciec jest dla niego tym, który symbolizuje otaczający świat. Ojciec przedstawia się dla dziecka jako ten „inny”, ktoś drugi, w odróżnieniu od matki, która jest z nim raczej w bardzo bliskiej więzi. Później jednak ojciec jest tym, który pomaga dziecku „narodzić się po raz drugi”...
 
Krzysztof Wons SDS
Chociaż Maryja nie jest postacią centralną w chrześcijaństwie, to jednak stoi w jego centrum. Odnajdujemy Ją w samym sercu tajemnicy Wcielenia, w sercu godziny konania Jezusa na krzyżu. Prawda ta nie wynika z ludzkich przekonań, ale z planu zbawczego samego Ojca. Pismo Święte rzadko wypowiada się na Jej temat.  
 
Michał Wilk

Anioł jest wysłannikiem Boga, pełni Jego wolę. Ale wiem też, że duch jest to istota stworzona, osobowa i nieśmiertelna, tak jak człowiek rozumna i wolna, będąca stworzeniem; o tyle zaś odmienna od człowieka, że nie posiadająca fizycznej postaci. Faktem jest, że wyobraźnia ludzka i twórczość, zwłaszcza malarska i literacka, narzuciły nam wyobrażenie anioła.

 

Z ks. Józefem Tarnawskim SP rozmawia kl. Michał Wilk SP

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS