logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
François Gervais
Wzrastać w nadziei
Wyd Marianow
 


Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania:
ISBN 83-7119-285-1
Format: 125 x 195 mm
Stron: 280
Rodzaj okładki: miękka
 

 
Kup tą książkę

 

Koniecznie zrób ten krok, aby przekształcić swe życie

Nie spieszmy się, by zmieniać tłumy ludzi, skorośmy nie gotowi do zmieniania siebie!

Żadne rozwiązanie nie zdoła rozjaśnić serca, które zagasiło swój entuzjazm.

Problemy nie ciążą nam tak bardzo, gdy wytrwałość w tworzeniu rozwiązań skutecznie pozwala je znosić.


Nadzieja silniejsza od magii

Ze wszystkich stron słyszymy, a potwierdzają to media: ogólny klimat nastrojów jest zaprawiony zgorzknieniem. Zamknięcie się w życiu osobistym - jakaż to łatwa pokusa. Ze wszystkich stron ogarnia nas poczucie bezsilności. Nie chcemy już w nic się mieszać, ponieważ przestaliśmy wierzyć w możliwość zmian. W polityce rozczarowanie goni za rozczarowaniem. Zaufanie pokładamy tylko w nielicznych instytucjach. Nasz fatalizm wzmaga jeszcze wielkie problemy tego świata, ponieważ nasza wiara służy nam raczej za schronienie niż za pole działania.
Ale, jakaż to Ewangelia mi mówi, że jestem niezdolny do rozwiązywania problemów osobistych lub społecznych? Moja duchowość obfituje w cnoty, kieruje moimi działaniami, daje mi natchnienie do najpiękniejszych hymnów na cześć życia, otwiera mi oczy na dzieło stworzenia, a jednak nic nie znaczy, jeśli przenikając moją duszę nie pozostawia tam nadziei ani zadziwienia. Tak pojmowana religia pogrąża się w rozpaczliwej niedorzeczności.

Wiara, która doprowadza nas do aktów rezygnacji, nie zakrywa twarzy Chrystusa, ale rozpowszechnia fałszywy jej obraz. Prawdziwa nadzieja w niczym nie przypomina tego biernego oczekiwania, w jakim wiarę miesza się z magią. Mimo pozornego ich podobieństwa, żaden z cudów ogłoszonych w Piśmie Świętym nie odnosi się do praktyk magicznych, które nie angażują przecież ratowanej osoby. Chrystus żądał zawsze wysiłku od ludzi, których uzdrawiał. Był to pierwszy krok, konieczny do przekształcenia ich życia. Niewidomemu od urodzenia powiedział: Idź, obmyj się w sadzawce Siloam (J 9,7); leżącemu od trzydziestu ośmiu lat rozkazał: Wstań, weź swoje łoże i chodź! (J 5,8). Od wszystkich innych również wymaga takiej wiary bez półśrodków, wiary, która rzeczywiście staje się ciałem, w chwili stawiania pierwszego kroku, a tym kieruje nadzieja.

A my - czy jesteśmy zdolni do zrobienia tego pierwszego kroku, razem z naszą wiarą, żeby uwolnić się od cierpienia, bez pomocy cudu, widowiskowego lub błyskawicznego, tylko za sprawą własnego wysiłku? Czy też tak bardzo pragniemy przekształcić nasze życie? Czy jesteśmy gotowi wyrzec się naszego sposobu myślenia, zagasić w sobie zniechęcenie, aby mogła zakiełkować w nas nadzieja?
Tymi istotnymi wątpliwościami podzieliłem się z Małym Filozofem. Odpowiedział mi:

Owoce twojej nadziei dojrzewają w słońcu twojej wytrwałości.

Prawda cudu

W przekazach Ewangelii ludziom, którzy nie odważali się łączyć nadziei z bezwarunkową wiarą, nie było dane żadne uzdrowienie. Nadal pozostawali więźniami cierpienia. Dzisiaj wyzwania wydają nam się wielkie, zbyt wielkie, i będzie to trwało tak długo, jak długo nie zrozumiemy odpowiedzialności, jaką właśnie my musimy podjąć: trwać w wierze.

Nasza postawa wobec naszych problemów - mówi nam Mały Filozof - określa ich rozwiązanie. Często spiesznie szukamy wyjścia, które złagodziłoby nam cierpienia. Jednakże wiemy już, że rozwiązania najszybsze rzadko kiedy bywają najtrwalsze. Jeśli, odwrotnie, zachowamy bierność, nic się nie zmieni. Niektóre zranienia wymagają czasu, żeby mogły się zagoić. Czas ten jednakże pozostanie bezpłodny, jeśli będziemy próbowali ucieczki od przeżywania smutku żałoby albo, wchodząc w rolę ofiary, poddamy się nieszczęściu bez odkrywania w nim dobrej strony.
Na ogół biorąc, nie wybieramy świadomie naszych doświadczeń. Mamy jednak pełną swobodę decydowania, czy nadamy im pozytywną orientację. Rezygnacja, stłumienie, negacja, ucieczka i inne liczne mechanizmy obronne znieczulają nasz ból tylko na krótko. Wiele rzeczy przychodzi nam z pomocą, żeby odciąć nas od emocji, ale za to bardzo niewiele rzeczy może nas od nich uwolnić. W istocie, jest tylko jeden sposób oderwania się od zmartwień i obaw: przeżyć je tak, jak nam się przedstawiają. Przeżyć je, to znaczy pozwolić, aby wypełniły nas po brzegi, żebyśmy mogli odczuć je i wyrazić. Z początku jest to bolesne, ale im mniej je powstrzymujemy, tym krócej przez nie cierpimy.

Sprawdźmy siłę naszych nóg, zanim ocenimy wysokość góry

Gwałtowne poszukiwanie rozwiązania, które mogłoby wyprowadzić nas z próby żałoby, zabiera nam całą energię. Nie rozporządzamy nią wcale po to, żeby ją trwonić na tłumienie naszych emocji. Obawa przed cierpieniem dręczy nas bardziej niż przykra rzeczywistość tego, co się stało. Jak mamy piąć się w górę, jeśli żadna nadzieja nie doda nam odwagi, jeśli zamykamy się w sobie z obawy upadku?
Nadzieja nie przyniesie nam żadnego magicznego rezultatu. Pozwoli nam po prostu umocnić zaufanie w siłę własnych nóg. Wysokość góry nie zmieni się, ale teraz my wierzymy naprawdę w naszą zdolność do wspinaczki. Zanim przystąpimy do wznoszenia się, musimy się cofnąć, żeby stworzyć sobie lepszą perspektywę i znaleźć najmniej strome zbocze. Zmieniając nasze postrzeganie, dajemy sobie szansę odkrycia ścieżek, jakich istnienia nie podejrzewaliśmy do tej pory. Żaden efektowny skok nie pozwoli nam zdobyć szczytu, ale gdy zastosujemy metodę drobnych kroków, możemy osiągnąć niejeden cel.

Gdy spada na nas ciężka próba, najtrudniej jest przekonać siebie, że dotkliwy ból serca, jaki nam dokucza, nie potrwa tak długo, jak to sobie wyobrażamy. Kiedy odważymy się zrobić pierwszy krok, ufając w nasze talenty i siły, otwieramy drzwi, które pozwolą nam na przebycie próby. Żadna przeszkoda, nawet smutek żałoby nie usprawiedliwia naszej rezygnacji. Nie zapominajmy, że gdy jesteśmy zrezygnowani, nie spełni się żaden cud. Niekiedy wydaje się nam, że nasze modlitwy gubią się w pustce. Nasza duchowość wystawiona jest wówczas na ciężką próbę. Wyczekujemy i nie zauważamy żadnej zmiany.

To my przede wszystkim jesteśmy odpowiedzialni za uleczenie naszej rany. Nie dokona się ono jednak bez pewnej zmiany w naszym sposobie myślenia. Jeśli powrócimy do cudów, opisanych w Ewangelii, zrozumiemy, jak wielkie znaczenie ma wiara. To, co szczególnie akcentują autorzy Ewangelii, to jest widowiskowa postać cudu, jego strona widzialna. Otóż prawdziwy cud odnajduje się w duszach ludzi, którzy już nie potrafią myśleć tak jak przedtem. Ich dusze przepełniła pogoda. To, co widzimy w Ewangelii, to jest tylko kształt zewnętrzny prawdziwych cudów.

Przemiana gąsienicy w motyla przypomina mi jedną z największych życiowych mądrości: skrzydła mojej wolności rosną, gdy wyrzekam się starych nawyków.

Nie ma przegranej tak długo, jak długo nie porzucę dążenia, aby pójść dalej. Przeszkody mnie męczą, jednak wcale nie odbierają mi siły. Przeciwnie, rzucane mi wyzwania pobudzają mnie, bym szukał w sobie nieznanych talentów i nowej siły ozdrowienia, która wzmocni moją nadzieję.

Mały Filozof


Zobacz także
Bożena Grzebień
Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! Taki napis, a także figurę świętego umieszczali na swych kamienicach mieszkańcy dawnego Krakowa. Przybysze niemieccy formułowali tę prośbę o opiekę w całkiem inny sposób: Heilig Florian, schutze mein Haus und zunde das andere an!, czyli: Św. Florianie, oszczędź mój dom i podpal inny. Widać panowało wśród nich przekonanie, że bezlitosne płomienie muszą zebrać swoje żniwo.
 
Marek Wójtowicz SJ
Święty Jan od Krzyża (1542-1591) należy do największych mistyków Kościoła. Jego dzieła napisane w modlitewnym zachwycie nad tajemnicą Boga nie przestają być na nowo odczytywane. W swojej ojczyźnie został uznany za jednego z głównych twórców literackiego języka hiszpańskiego. Jego poezja nasycona jest chrześcijańskim doświadczeniem, zaś proza jest pełna symbolicznych wyrażeń...
 
Bogusława Stanowska-Cichoń
Bóg jest miłością. Z tym przesłaniem miłości przyszedł do nas Pan Jezus i On sam powiedział, że Bóg jest miłością. To są jego słowa – nie wymyślone przez nas. Pan Jezus powiedział nam, że człowiek jest dzieckiem Pana Boga. Jedynie Jezus mógł nam to objawić, że Bóg jest Ojcem nie tylko narodu całego, ale Ojcem każdego człowieka. 

Z ks. Janem Twardowskim rozmawiała Bogusława Stanowska-Cichoń
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS