logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Alessandro Pronzato
Spotkać Jezusa i zmienić wszystko
Wydawnictwo Salwator
 




 

Dzień Drugi:
TO "SWOI" SĄ NARAŻENI NA RYZYKO,
ŻE GO UTRACĄ



…Ale Jego już nie ma!

Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go (Łk 2,43-45)[7].

Możemy zrobić wstępną i dosyć niepokojącą uwagę: to "swoi" Go zgubili i muszą Go odszukać. Wędrują - często dłużej niż dzień - z fałszywym przekonaniem, że Jezus jest na pewno z nimi, ale przychodzi moment, w którym stwierdzają, że Go nie ma. Jednakże nie brakuje tych, którzy kontynuują marsz, nawet nie zauważając, że Jezus jest nieobecny.

Nikt nie może myśleć, że posiadł Go definitywnie, uważać tego za oczywistość (Bóg jest z nami, jest po naszej stronie…). Jezus nigdy nie może być traktowany jako "rodzinny zysk".
Bezcelowe jest szukanie Go "w towarzystwie", a także pośród "znajomych". Oni nic nie wiedzą. Należy wrócić na własną drogę. A może się to powtarzać wielokrotnie. Nawet w tym opowiadaniu pojawia się słynne pytanie: Czemuście Mnie szukali?, skierowane przez dwunastoletniego Jezusa do rodziców robiących Mu wymówki, iż był przyczyną tak wielkiej troski. I natychmiast następuje odwrócenie wymówki: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2,49).
Jezus zawsze stara się budzić wątpliwości w swoim rozmówcy.
W Kanie z pytaniem: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?(J 2,4) zwrócił się do matki…

Zrozumieć, że się nie rozumie

Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział (Łk 2,50). To zaskakujące, że pierwszym słowem wypowiedzianym przez Jezusa, według opowiadania Łukasza, jest słowo "niezrozumiałe".

Zatem "swoi" nie tylko ryzykują, że Go stracą, ale muszą także zaakceptować ryzyko niezrozumienia. Nie wszystko jest od razu oczywiste i domaganie się natychmiastowego rozumienia wszystkiego jest bezsensowne. To samo dotyczy Ewangelii. Znajdujemy w niej strony zapisane niezrozumiałymi treściami. Gniewamy się, próbując podejść do niej logicznie lub używając wyszukanych narzędzi egzegezy.

Nie. Należy zaakceptować pewne trudności, niektóre słowa obce naszej mentalności, naszym upodobaniom, perspektywom, schematom. Należy zwalczać zarówno pokusę odrzucenia, jak i pokusę wyjaśnienia za wszelką cenę.
Oznaką niedojrzałości jest pozbywanie się tych zdań pod pretekstem ich niezrozumiałości. Należy zostawić je tam, gdzie są, z ich chropowatością, niezrozumiałością i niemożnością ich rozszyfrowania.
Nie jest powiedziane, że wszystkie trudności muszą być rozwiązane. Być może potrzebujemy także nierozwiązanych zagadek, aby wędrować. Musimy umieć podążać w ciemności. Paradoksalnie należy rozpocząć od nierozumienia ich. Przyjmując je za wszelką cenę, możemy je wypaczyć. Najprawdopodobniej ich zadanie polega na tym, aby pozostały na swoim miejscu, jak niestrawiony ciężar, niepokojące pytanie, nieustanna prowokacja. Są murem, w który powinna uderzać - jest tu nawet wskazana regularność - nasza domyślność. Zawsze musi być coś, co jest poza naszym zasięgiem. Służy ono do mierzenia naszej małości, ukazania naszych ograniczeń.

Trzeba zrozumieć, że się nie rozumie. Oto punkt wyjścia.

Nęceni bardziej przez tłustego cielca niż przez Ojca…

Zachowanie niektórych nawróconych, którzy od razu wchodzą na mównicę (oprócz tego że wystawiają się na pokaz), aby udzielać lekcji i to tonem aroganckim, z nonszalancją, a czasami nawet pogardliwie, budzi we mnie zawsze podejrzenia i czyni mnie rozdrażnionym.

Wydaje się im, że znaleźli klucz pozwalający ominąć wszystkie tajemnice, zdobyli sposób rozstrzygający (coś w rodzaju passepartout) nieomylnie każdą wątpliwość. Wkładają więc zbroję rycerza i angażują się w tysiące bitew, łącznie z tymi najbardziej nieprawdopodobnymi i bezużytecznymi. Apologetyka pozbawiona skrupułów staje się ich uprzywilejowanym polem działania. Robią wrażenie, jakby przyjęli misję uczynienia siebie obrońcami Boga.

Potrafią - niezdarnie - żonglować w świetle triumfu najbardziej mrocznymi stronami historii Kościoła, nie dostrzegając, że to nie jest miłość do niego (bo jest dziecinna, strachliwa i krucha). Miłość dojrzała natomiast akceptuje cienie, plamy, nędzę ludzką, obecność mysterium iniquitatis (tajemnicy nieprawości - przyp. red.).
Z pewną zuchwałością powiem, że są rozrzutnymi synami, nęconymi raczej przez tłustego cielca niż przez Ojca. Tym sposobem powiększają szeregi "starszych braci", szemrzących i oskarżających. Licznym spośród nich brakuje wymiaru ciszy, umiejętności ukrycia się, zdolności kontemplacji. Przeskoczyli etap mistyki, aby rzucić się w wir dyskusji i polemiki.

Ciężko im się przyznać: "Jeszcze nie zrozumiałem". A to właśnie dałoby im wiarygodność.


Zachowywać i medytować

Aby właściwie rozumieć, należy przejąć dwa zachowania typowe dla Maryi, która chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu (Łk 2,51). Chodzi zatem o zachowywanie w sercu, czyli odwrotność trwonienia.
Słowo "trwonić"[8]  pochodzi od łacińskiego dissipare i dosłownie oznacza rozrzucać (supare) tu i tam (dis). Można także powiedzieć: rozpraszać, rozpadać się, marnować, zaprzepaścić, marnotrawić, bagatelizować. Matka po wizycie pasterzy zachowuje się inaczej: Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2,19).
W języku hebrajskim słowo rozważać (hagah) oznacza mruczeć, szeptać, szemrać, wypowiadać po cichu; używa się go w Torze (Nad Jego Prawem rozmyśla [dosłownie: szepcze] dniem i nocą Ps 1,2).

W ten sposób można mówić - idąc za przykładem antycznej literatury chrześcijańskiej - o przeżuwaniu Słowa, o bezustannym angażowaniu się w przeżuwanie Pisma. W tę działalności, która jest ostatecznie skierowana ku naszemu wnętrzu, zostaje zaangażowane całe nasze jestestwo, łącznie z ciałem, a nie tylko sam umysł.

Poza tym niektórzy uczeni uściślają, że hebrajski termin, który tłumaczymy jako rozmyślanie, przywołuje obraz "turlania kamieni". Może on się wydawać żartobliwy, ale jeżeli się nad nim zastanowimy, jest dosyć przejrzysty. Przetacza się kamienie - oczywiście nie hałasując, w ciszy - zbliżając je do siebie, układając w konkretny sposób, działając metodą prób, dodając jakieś nowe fragmenty, aż osiągnie się jednolity wzór. Możemy pomyśleć o różnych kamyczkach, które twórca mozaiki układa obok siebie, aż zrealizuje swój artystyczny projekt.
Maryja praktycznie wykonuje te dwa rodzaje działania. Słowo niewygodne, cierpkie, ciemne nie zostaje odrzucone, odłożone, ale jest przyjęte, strzeżone w jego pozornej niemożności przeniknięcia, poddane cierpliwemu przeżuwaniu, kiedy wiara i cicha adoracja, dyspozycyjność i modlitwa stanowią główne składniki zdolne wytworzyć światło.

W tej chwili Maryja jest w ciemnościach, tak jak my wszyscy, lecz powolutku dzięki kontemplacji i adoracji tajemnicy sprawia, że z ciemnego zdania wypływa przebłysk światła. Błyski światła mnożą się podczas drogi Maryi z Nazaretu, w ścisłym związku z zaskakującymi zwrotami na drodze Syna. Te przebłyski będą mogły eksplodować właśnie dlatego, że Ona akceptuje życie w ciemności.
Będą jeszcze inne zagadkowe zdania, inne wydarzenia, oszałamiające z punktu widzenia logiki człowieka. Maryja pozbiera je wszystkie, połączy różne fragmenty, cierpliwie powiąże pogmatwane nici, które wymykają się Jej z ręki, nie oderwie już serca od splotu zewnętrznie absurdalnego, zostanie zamknięta na przyjęcie światła od tej nocy rozumu i przegranej ludzkich planów.

Na koniec - i tylko na koniec - wszystko stanie się jasne. Krzywe, szalone linie ułożą się w harmonijny obraz, spójny, chociaż zdominowany ostrymi barwami krwi.


Rozważać znaczy szukać

Współcześnie nie można powiedzieć, że rozważanie jest praktyką bliską chrześcijanom rozkojarzonym tysiącem działań i ciągle sfrustrowanym.
Niektórzy utrzymują, że nie praktykują go już nawet księża i zakonnicy. Nie wiem, czy to stwierdzenie odpowiada rzeczywistej sytuacji. Nie posiadam dowodów potwierdzających ani zaprzeczających, choć mam pewne podejrzenia. Mam tylko dane częściowe, które nie pozwalają mi wyciągnąć ogólnych wniosków.
Pozostaje fakt niepodlegający dyskusji, że odstąpienie od rozważania byłoby alarmującą oznaką złego stanu duchowego. Oznaczałoby, że skazujemy się na powierzchowność - chorobę nad wyraz rozpowszechnioną we współczesnym świecie - nie wchodzimy w głębię, nie martwimy się o korzenie.


Jeśli nie rozważasz, to znaczy, że przestałeś szukać. A wiedza, co do której łudzisz się, że ją posiadasz, jest zimna i pozbawiona światła.


przypisy:

[7] Na temat szczegółowej analizy fragmentu por. F.G.Brambilla, Chi e Gesu? Alla ricerca del volto, dz. cyt., s.?47.
[8] W języku włoskim "trwonić" to dissipare (przyp. tłum.).


Zobacz także
o. Wojciech Jędrzejewski OP
Boże Narodzenie wprowadza nas w oszałamiającą tajemnicę: On moje życie uczynił częścią swojego życia. I to nie tylko intensywnie myśląc o mnie, współczując, ale znacznie bardziej. To, co się stało, przerosło nasze oczekiwania. Wszedł z nami w niesłychaną jedność. Wyszedł naprzeciw ludzkiemu pragnieniu spotkania, głębokiej i uwalniającej zależności, oddania, wierności, zespolenia.
 
o. Albert Wach OCD

Upomnienie braterskie jest jednym z najtrudniejszych zadań ucznia Chrystusa. Być może nawet — jeśli wierzyć świętym — jest zadaniem najtrudniejszym. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała wprost: „Co mnie najwięcej kosztuje, to zwracanie uwagi na błędy [...]. Wolałabym sama być tysiąc razy upomniana, niż upominać innych” (Rps C, 23r).

 
Danuta Piekarz
W dzień ostateczny okaże się, jak bardzo mylili się ci, którzy w historii widzieli jedynie absurdalny splot przypadków bez sensu i bez celu. Tak nie jest! Historia ma swój punkt wyjścia i ma swój ostateczny cel, ukoronowanie, ukazanie logiki tego, co dotąd wydawało się niejasne.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS