logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maria Kwiecień
Adopcja, temat bez tajemnic
Wyd Marianow
 


ISBN 83-7119-466-8
Format 110x180 mm
stron 288
Wydanie 1, Warszawa, lipiec 2004


 

Dlaczego jawność jest problemem dla adoptujących?

 

ZOFIA DŁUTEK:
Słuchając przyszłych i obecnych rodziców adoptowanych dzieci, czytając literaturę, dyskutując w gronie osób zajmujących się zawodowo adopcją (zwłaszcza psychologów i pedagogów) można wyodrębnić trzy źródła problemu jawności adopcji.
Pierwsze dotyczy samych przysposabiających. To oni, jako wspólnota dwóch osób odmiennej płci powołana do życia we wzajemnej miłości oraz zrodzenia i wychowywania potomstwa, mają poczucie, że nie spełnili swoich zadań wobec siebie i społeczeństwa. Jawność adopcji będzie zatem przypominać im niespełnienie jednego z zadań zawartego małżeństwa. Małżonkowie - rozpatrywani oddzielnie jako jednostki - przeżywają niespełnienie się w roli ojca i matki biologicznej. Niejednokrotnie przeżywają poczucie winy za brak możliwości zrodzenia dziecka. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy brak dziecka wynika z wcześniejszych działań świadomych lub w kontekście następstw, nie do końca świadomych. Mogło to być na przykład stosowanie antykoncepcji, wywoływanie sztucznych poronień, zlekceważenie czy niewłaściwe leczenie chorób wpływających na płodność, wybór zawodu rzutującego na zmniejszenie płodności itp. Zdarza się również, że małżonkowie obwiniają się nawzajem za brak potomstwa, a na jego przyczynę nie mieli wpływu. Mogły to być na przykład: chemioterapia w młodości, powikłania po śwince u chłopców, nieprawidłowa budowa wewnętrznych narządów płciowych itp. Spotkać się można również z obwinianiem współmałżonka, gdy ten przed zawarciem związku nie był świadomy własnej bezpłodności czy obciążenia chorobą dziedziczną. Czasem rodzi się żal, że może źle wybrało się współmałżonka. Takie sugestie niejednokrotnie słyszą nasi kandydaci na rodziców adopcyjnych od lekarzy, zwłaszcza w sytuacjach, gdy każdy z nich jest płodny, a możliwość poczęcia potomstwa wykluczona z powodu np. problemów immunologicznych.

Druga grupa zagadnień dotyczy adoptowanego dziecka i odpowiedzi na pytanie, jaki wpływ będzie miała wiadomość, że nie jest ono zrodzone przez rodziców adoptujących. Czy informacja nie będzie miała negatywnych skutków dla rozwoju, zwłaszcza emocjonalnego i społecznego, czy nie obniży poczucia własnej wartości dziecka, czy nie wpłynie na ukształtowanie nieprawidłowej więzi między przysposabiającymi a adoptowanym? Czy wiedza o pochodzeniu nie spowoduje konfliktu emocjonalnego między miłością do rodziców wychowujących go i uczuciami wobec rodziców biologicznych? Czy nie zrodzi się uczucie nienawiści do jednych lub drugich? Niepokoi też możliwość narażenia dziecka i całej rodziny na kontakty ze środowiskiem pochodzenia, które w większości przypadków nie jest dobrym, akceptowanym punktem odniesienia dla przysposabiających.

Trzecia grupa obaw dotyczy relacji dziecka ze społecznością rodzinną, sąsiedzką, szkolną itd. Powstaje pytanie, czy przysposobione dziecko będzie postrzegane jako "swoje". Zarówno postawa społeczności podkreślająca "na plus", jak i "na minus" wyjątkowość dziecka wpływa źle na prawidłową socjalizację jednostki. Nie pozwala na naturalne ujawnianie swoich cech, talentów i zdolności, którymi może obdarzyć otoczenie, a także braków i trudności charakterologicznych, w wyrównywaniu których może oczekiwać pomocy. Zaburza to symetryczną relację ze środowiskiem, karze "zarabiać punkty", być w stanie nieustannej czujności, grania pewnej roli życiowej: "biednej poszkodowanej sierotki" lub zbyt pewnej siebie "Zosi samosi".
Wszystkie te grupy zagadnień wpływają na zaburzenie poczucia podstawowej potrzeby, jaką jest poczucie bezpieczeństwa. Teoria i doświadczenie uczy, że jeśli ta fundamentalna potrzeba nie jest spełniona, to pozostałe również nie będą mogły być prawidłowo zaspokojone (por. teorię potrzeb A. Masłowa z 1964 r.)

 

MARIA KOŚCIELSKA
mówi o trzech rodzajach motywacji przysposobienia: "z braku", "z ratownictwa", "z nadmiaru" (por. Kościelska 1999, s. 152).
Przysposobienie "z braku" ma pomóc rodzicom w wypełnieniu ich społecznie oczekiwanej roli rodzicielskiej, scalić małżeństwo, wypełnić "gniazdo", poprawić ich własny obraz (Kościelska 1999, s. 152). Druga motywacja jest pozornie skoncentrowana na dziecku, a nie jak poprzednio na sobie. Umacnia jednak przekonanie przysposabiających, że istnieją osoby o dobrym sercu, które pomagają innym. To właśnie my, przyjmujący dzieci do naszego domu, sprawiamy, że świat staje się lepszy, i nasz własny obraz ulega poprawie. W przypadku motywacji "z nadmiaru" rodzina często ma własne biologiczne dzieci, "natomiast dysponując środkami fizycznymi, psychicznymi i duchowymi chce swoją życiową aktywność poświęcić wychowaniu dzieci" (s. 152). Obserwuje się, że zwłaszcza w pierwszych dwóch grupach przysposabiających problem jawności adopcji zajmuje pozycję czołową, a jednocześnie dotyczy bardziej dwóch pierwszych źródeł problemów. Trzecie źródło - najbardziej niezależne od przysposabiających - dotyczy wszystkich i jest w dużym stopniu zależne od dojrzałości otoczenia.

Źródło pierwsze, dotyczące samych przysposabiających - wbrew pozorom - po adopcji nie zanika. Małżonkowie nadal pozostają najczęściej bezpłodni, a ich pożycie seksualne nie przynosi owocu w postaci urodzenia biologicznego dziecka. Niejednokrotnie choroba, która doprowadziła do bezpłodności, nadal musi być leczona czy podlegać okresowej kontroli, a poczucie własnej wartości oparte na przyjętych schematycznie rolach społecznych mężczyzny-ojca-rodzica i kobiety-matki-rodzicielki - nie zostaje zaspokojone. Niejednokrotnie rodzi to postawę nie do końca przyjętej roli pełnoprawnego ojca i matki wobec adoptowanych dzieci, która jest szkodliwa dla atmosfery wychowawczej domu; "...niepewność i napięcie ze strony rodziny adopcyjnej nie potęguje ufności podstawowej do świata i ludzi" (R. Giryńska 1999, s. 165). A przecież szczególnie te dzieci potrzebują silnej podpory w nowej rodzinie, gdyż przeżyły ciężki stres w okresie prenatalnym, niemowlęcym czy wczesnodziecięcym. Została przerwana więź z biologiczną matką i wszystkimi bliskimi, co spowodowało zachwianie procesów przywiązania, identyfikacji i autonomizacji.

Póki małżonkowie adoptujący nie uświadomią sobie problemu tkwiącego w nich osobiście i w parze małżeńskiej, nie zmierzą się z nim i nie rozwiążą poprzez zintegrowanie samych siebie jako osób i małżeństwa na wyższym niż dotychczas poziomie (por. teorię dezintegracji pozytywnej K. Dąbrowskiego), póty będą rzutować swoje osobiste trudności na problem jawności adopcji. Dlatego tak ważna jest osobista dojrzałość adoptujących wyrażająca się między innymi w akceptacji własnych ograniczeń.

Drugie źródło, które umownie nazwijmy "problemem dziecka", nie jest autonomiczne. Jest uzależnione od wielu czynników, między innymi od historii życia dziecka: wieku, w którym zostało porzucone i przysposobione, sposobu sprawowania dotychczasowej opieki, a wreszcie sposobu przekazania informacji o fakcie adopcji, na który składają się: czas, osoba informująca, jej psychologiczna bliskość z informowanym, natężenie i znak emocji towarzyszących przekazowi. Ważne są również atmosfera rodzinna i wychowawcza w domu przysposabiających, stopień rozwoju psychospołecznego adoptowanego, ewentualne związki z jego rodziną naturalną, w tym z rodzeństwem biologicznym, które jest wychowywane z nim wspólnie lub pozostaje w placówce, lub też innymi członkami rodziny. Nie bez znaczenia jest też - zwłaszcza w starszym wieku - światopogląd przysposobionego. Łatwiej, gdy widzi praźródło ojcostwa w pełnym miłości, wolnym akcie stwórczym Boga, który sprawuje pieczę nad człowiekiem przez całe życie (por. Ps. 139). Niekiedy etapem zaakceptowania woli Najwyższego wiodącej ku dziękczynieniu może być bunt i żal wobec rodziców biologicznych, którzy nie spełnili do końca swojego zadania, ale też wybaczenie i pojednanie z nimi, czasem w formie nie wysłanego listu, pamięci w modlitwie, czasem w bezpośrednim spotkaniu i rozmowie. Trudniej jeśli adoptowany nie ma perspektywy wiary.

Tak jak w przypadku każdego doświadczenia, a zwłaszcza trudnego, które spotyka nas i nasze adoptowane dziecko, niełatwo odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie o wpływ wiadomości o przysposobieniu na rozwój dziecka w perspektywie dalszej i bliższej. Sam fakt konieczności ujawnienia przysposobienia raczej nie budzi dziś kontrowersji, choćby ze względu na niemożność ukrywania tego zdarzenia przez całe życie.

Trzecie źródło problemu jawności adopcji dotyczy środowiska i jest najmniej zależne od adoptujących i adoptowanego. Często otoczenie jest przyczyną cierpienia, niepewności, złych doświadczeń rodziny przysposabiającej i przysposobionego. Trudno jednak oczekiwać od wszystkich dojrzałości i taktu. Adoptujący i niekiedy samo dziecko byli przygotowywani do nowej sytuacji, pogłębiali przez kilka miesięcy tematykę wychowania w rodzinie adopcyjnej. Czasem bywa, że rodzina czy sąsiadka zraniła dziecko i rodziców stwierdzeniem "wcale nie jest do was podobny", "skąd się taki wziął w naszej rodzinie?", czy "niedaleko pada jabłko od jabłoni", zwłaszcza gdy wychowujący przeżywają trudności, a adoptowany nie jest "chlubą" rodziny. Ale też i przeciwnie, gdy dziecko osiąga jakiś sukces, specjalne wyróżnienie, cechują go nadzwyczajne cechy charakteru czy zdolności, komentarze w stylu "i to z takiej rodziny, kto by pomyślał", "dobrze, że wy go wychowujecie, bo by się tam zmarnował", nie budują właściwej relacji z rodziną czy społecznością.

Na takie uwagi szczególnie narażone są dzieci w wieku szkolnym, gdy trudności edukacyjne i wychowawcze niejednokrotnie są składane jedynie na karb przysposobienia, bez próby rzetelnej diagnozy i wdrożenia adekwatnego do zaistniałych problemów planu działań korekcyjnych. Może też być tak, że niewłaściwe postawy wychowawcze rodziców adopcyjnych - np. często występująca nadopiekuńczość lub szczególnie duże wymagania szkolne stawiane dzieciom - nie są korygowane przez pedagogów szkolnych czy terapeutów, a problemy będące ich konsekwencją są przerzucane na dzieci. Osoby te skłonne są zaistniałe problemy przypisywać wpływowi genetyki, czynnikom wrodzonym, "dziedziczeniu środowiskowemu", wczesnym doświadczeniom, chorobie sierocej itp, niejako zwalniając się z podejmowania działań. Najczęściej problemy wychowawcze wszystkich dzieci mają złożone podłoże i tylko próba rzetelnej diagnozy może być podstawą do formułowania wniosków i podejmowania pracy w celu poprawienia funkcjonowania rodziny.

Pozornie odrębną grupą są rówieśnicy. Bez odniesienia do nich żadne dziecko nie może właściwie kształtować swojej osobowości, zdobywać poczucia własnej wartości. W rozwoju każdego dziecka grupa rówieśnicza nabiera coraz większego znaczenia i ważne jest, aby to nie był wpływ destrukcyjny. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji, które być może dotkną boleśnie adoptowanego i jednoznacznie ocenić znaczenie ich wpływu na dalszy rozwój dziecka. Rodzice przysposabiający, a zwłaszcza ci, którzy nadmiernie przeżywają fakt adopcji, wyolbrzymiają problem dziecka w grupie rówieśniczej. Nie biorą pod uwagę, że zwłaszcza w wieku wczesnoszkolnym każda inność bywa źródłem żartów, kpin, przytyków, ale niekoniecznie musi niszczyć dziecko. Dotyczy to nie tylko określeń bolesnych dla adoptowanych, typu "znajda", ale i takich, które dotyczą cech fizycznych: "rudy", "gruby", "okularnik" itp. Uczenie opanowania i właściwej reakcji na tego typu "ksywki" jest zasadniczą sprawą. Izolacja dziecka od rówieśników nie jest żadnym rozwiązaniem.


Zobacz także
Elżbieta Szczot
Dla sądów rozwód nie jest wielkim problemem. W ostatnich latach nasila się jednak pytanie: czy Kościół katolicki zmieni swoje dotychczasowe nauczanie odnoszące się do nierozerwalności małżeństwa, a także czy złagodzi skutki prawne w odniesieniu do tych małżonków, którzy rozwiedli się i wstąpili w nowy związek?
 
o. Ireneusz
Biedaczyna z Asyżu całym sercem kochał wszystkich swoich braci. Jednak szczególnym upodobaniem darzył braci chorych, którzy bardziej niż inni mogli potrzebować jego pomocy. Nie mógł Święty znieść obojętności okazywanej chorym. Zawsze z wielką miłością odnosił się do chorych i dlatego też dla nich robił specjalne wyjątki. Żaden brat nie mógł otrzymać pieniędzy z wyjątkiem "oczywistej potrzeby braci chorych"...
 
Stanisław Morgalla SJ

Romantyczne filmy, sentymentalna muzyka, słodkie obrazy, czułe gesty i ciepłe słowa – cała estetyka współczesnej pop-kultury pracuje na rzecz zakochania. Podobnie zresztą jak ich przeciwieństwa: filmy brutalne, muzyka agresywna, obrazy wyuzdane, wulgaryzmy itp. Zakochanie jest bowiem uczuciem niezwykle zmiennym: niesłusznie wyidealizowane obiekty miłości – niczym greckie bóstwa – gdy się je zdradza lub opuszcza, potrafią być mściwe i brutalne.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS