logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maria Kwiecień
Adopcja, temat bez tajemnic
Wyd Marianow
 


ISBN 83-7119-466-8
Format 110x180 mm
stron 288
Wydanie 1, Warszawa, lipiec 2004


 

Co powiedzieć dziecku o rodzicach biologicznych?

 

MARIA KWIECIEŃ:
Jeden z amerykańskich profesorów pediatrii, Milton Levin, podaje trzy propozycje, zastrzegając się, że każda z nich ma swoje plusy i minusy:
1. Powiedzenie dziecku, że jego biologiczni rodzice nie żyją.
2. Wyraźne stwierdzenie, że rodzice biologiczni nie byli w stanie troszczyć się o swoje dziecko.
3. Powiedzieć dziecku, że nie wiadomo nic o rodzicach biologicznych, a ono samo zostało oddane im przez organizację, której celem jest znalezienie dobrych domów dla małych dzieci.

Natomiast inny amerykański pediatra dr James Dobson uważa, że nie należy dziecka okłamywać. "Nie powiedziałbym mu, że jego naturalni rodzice już nie żyją, gdyby tak nie było. Prędzej czy później dowie się ono, że zostało oszukane, co może rzucić podejrzenie na całą sprawę adopcji. Zamiast tego wolałbym powiedzieć dziecku, że bardzo niewiele wiadomo o jego prawdziwych rodzicach. Można przedstawić mu kilka ogólnikowych możliwości, np. nie wiemy dokładnie, z jakiego powodu nie mogli oni zatroszczyć się o dziecko, może byli bardzo biedni albo nie byli w stanie otoczyć go potrzebną troską. Jesteśmy jednak wdzięczni, że mogło zostać naszym synem, córką i stać się przez to jednym z największych darów otrzymanych od Boga."

Pragnę dodać, że bardzo ważne jest, aby opowiadanie o rodzicach naturalnych miało pozytywny wydźwięk. Nie wolno nigdy i pod żadnym pozorem oskarżać rodziny naturalnej dziecka, mówić mu, że zostało porzucone, odepchnięte.
Konieczna jest też w społeczeństwie zmiana wizerunku matki oddającej dziecko do adopcji. Częste są krytyczne wypowiedzi o "wyrodnych matkach" pozbywających się własnego dziecka. Wymaga to zorganizowania akcji informacyjnej w mediach, we wspólnotach parafialnych.

Czasem matki interesują się dziećmi oddanymi do adopcji. Zdarzyło się, że matka przyniosła wyprawkę dla dziecka, "żeby nie leżało w szpitalnych ubrankach, ale w swoich". Czasem pytają o dziecko: jak mu jest w nowej rodzinie. Czasem matka nie chce widzieć dziecka w szpitalu, żeby go nie pokochać. "Bo nie mam warunków na wychowanie, a jak zobaczę, nie będę mogła oddać". Takie postępowanie może się spotkać z potępieniem ze strony personelu medycznego, który nie zna jego przyczyny. Trzeba te motywacje upowszechniać, reagować na negatywne opinie o matce oddającej dziecko.


MATKA ADOPCYJNA DWOJGA DZIECI:
Moja starsza 3,5-letnia dziewczynka zapytała z niepokojem: "Czy moja mama mnie nie kochała, bo mnie oddała?" Odpowiedziałam: "Mama cię kochała, bo cię urodziła". Dziecko przyjęło tę odpowiedź, uspokoiło się.
Znam rodzinę, z której pochodzi moja młodsza córeczka. Jestem głęboko wdzięczna matce za nią, i chciałabym jej podziękować. Może kiedyś napiszę do niej list. Modlę się w jej intencji.


RODZICE PAWŁA:
Dziękujemy Bogu za decyzję matki, że urodziła. Jesteśmy jej wdzięczni, że nie zabiła swojego dziecka. Szanujemy biologiczną matkę naszego synka i ten szacunek chcemy mu przekazać.


MAMA NATALKI:
Historia każdej rodziny jest jedyna i niepowtarzalna, z radością podzielimy się czymś wyjątkowym, co wydarzyło się w naszym życiu.
Byliśmy szczęśliwymi rodzicami trzech córek (15, 13 i 11 lat), gdy do naszej rodziny zawitała trzymiesięczna Natalka - czyniąc nas rodziną adopcyjną. Wniosła ona w nasze życie tyle słońca i jest dla nas wszystkich tak wielkim skarbem, że zastanawiamy się nieraz, jakby to było, gdyby nie była z nami.

Może ktoś zapytać, skąd pomysł adopcji, kiedy ma się troje dzieci. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, gdyż sięga ono bardzo głęboko w sferę pragnień, gdzie nie ma miejsca dla racjonalnych rozważań. Myśl o adopcji dziecka tkwiła we mnie od dawna. Było to jednocześnie pragnienia dziecka - posiadanie jeszcze jednego Maleństwa (a więc poniekąd zaspokojenie własnych potrzeb macierzyńskich), jak i otwarcie się na dziecko potrzebujące.

Udało mi się "zarazić" tym pomysłem mojego męża - i tak oboje postanowiliśmy powiększyć naszą rodzinę, ofiarując dom, miłość i rodzinne ciepło jakiemuś Maleństwu.
Podczas jednej z pierwszych wizyt w Katolickim Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym przy ulicy Grochowskiej, wchodząc, zatrzymałam się przy tablicy z informacjami i zdjęciami adoptowanych dzieci. Skierowałam swój wzrok na cytat z Ewangelii "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili" - poczułam, że słowa te odnoszą się również do nas.
W czerwcu zaczęliśmy przygotowania do adopcji. Nasze dorastające córki przychylnie, a nawet z entuzjazmem odniosły się do takich rodzinnych planów. Okres ten wspominamy bardzo miło - ciepłe, wzbogacające spotkania w Ośrodku, potrzebny naszemu małżeństwu wyjazd weekendowy i oczekiwanie na bardzo ważne wydarzenie w życiu.

I stało się! Grudzień, dokładnie dzień św. Mikołaja. Nie dotarliśmy jeszcze do końca naszej drogi przygotowań, a tu nagle pytanie z Ośrodka: "Czy jesteście państwo gotowi przyjąć do domu dziecko w najbliższym czasie?". Okazało się, że dwuipółmiesięczna dziewczynka, Mulatka, czeka na rodzinę.
Niesamowite zaskoczenie, niewyobrażalna radość, bardzo mocne pragnienie tego dziecka, przemykające przez umysł obawy, czy sobie poradzimy, ogromny niepokój związany z przedłużającymi się sprawami formalnymi, niecierpliwe oczekiwanie na naszego "Zesłańca z Nieba" (jak nazwała Natalkę jedna z naszych córek).
Wspierani przez panie z Ośrodka doczekaliśmy się wreszcie upragnionego dnia. Całą rodziną, wraz ze wspaniałą panią doktor, pojechaliśmy do szpitala zobaczyć nasze Maleństwo.

Spotkania tego nie da się opisać. Dosłownie zakochaliśmy się w Natalce od pierwszego wejrzenia, od razu wydało nam się, że jest po prostu nasza. Maleńka, śliczna kruszynka, o dużych, ciekawie spoglądających, ale i pełnych niepokoju oczkach. Czekało nas jeszcze kilka wizyt w szpitalu, bardzo trudnych pożegnań i przed samym Bożym Narodzeniem nastała wspaniała chwila - przywieźliśmy nasze Dzieciątko do domu.
I tak rozpoczął się nowy rozdział w naszym życiu. Natalka jest wspaniałą, kochaną przez wszystkich, bardzo dobrze rozwijającą się dziewczynką. Przez pierwsze dni była wyraźnie spięta, miała zaciśnięte rączki, wydawało się, że wymaga ćwiczeń rehabilitacyjnych. Okazało się jednak, że wzmożone napięcie mięśniowe wystąpiło na tle emocjonalnym i bardzo szybko wszystko wróciło do normy.

Natalka daje nam wszystkim wiele radości, bardzo wzbogaciła nasz dom swoją obecnością. Rośnie otoczona gorącą miłością rodziców, sióstr, babć, dziadzia, cioć, wujków, kuzynostwa i wielu naszych bliskich - a i sama odwzajemnia te uczucia. Jest dziewczynką otwartą, gotową do kontaktu z ludźmi.
Oczywiście wychowywanie Natalki - jak każdego dziecka - wymaga wiele wysiłku i trudu, ale nasze starsze córki bardzo nas wspierają, a my, po prostu odmłodnieliśmy. Mamy nadzieję, że przez długie lata Pan Bóg będzie nas obdarzał zdrowiem i dodawał sił.
Bardzo pragniemy, by Natalka była szczęśliwa. Zdajemy sobie sprawę z trudności, jakie stoją przed nią i przed nami.

Natalka przeżyła dramat rozstania ze swoimi biologicznymi rodzicami i przez pierwsze 3 miesiące żyła w zachwianym poczuciu bezpieczeństwa. Gdy była zupełnie maleńka, powiedzieliśmy jej już o tym, że jest adoptowana. Teraz, gdy więcej rozumie, w sposób delikatny staramy się ją oswajać z tą sytuacją, choć przyznaję, że nie jest to łatwe. Opowiadamy o tym, jak bardzo czekaliśmy na nią, jak pojechaliśmy po nią do szpitala, pokazujemy zdjęcia. Nie chcielibyśmy, żeby rosła z poczuciem żalu do swoich biologicznych rodziców, nie chcemy ich oceniać. Jedno wiemy na pewno: dzięki nim mamy Natalkę i zawsze będziemy im za to wdzięczni. Będziemy ją wychowywać w przekonaniu, że jej biologiczni rodzice dali jej to, co mogli dać najcenniejszego: Życie. Tak się złożyło, że nie mieli możliwości zająć się nią, ale powierzyli ją rodzinie, która ją pokocha - i to jest wyraz miłości z ich strony.

Jeżeli w przyszłości Natalka zapragnie dotrzeć do swoich korzeni, będziemy starali się jej w tym pomóc. Jesteśmy bowiem przekonani, że adoptować dziecko, to znaczy przyjąć człowieka wraz z jego przeszłością.
Natalka jest Mulatką, uroczą, ciemną dziewczynką, z bardzo mocno kręconymi włoskami. Jej śliczna buzia często zwraca uwagę ludzi, najczęściej budząc sympatię. Jesteśmy jednak świadomi, że ta inność będzie nieraz dla niej uciążliwa. Mamy jednak nadzieję, że tolerancja naszego społeczeństwa będzie stale wzrastać. Myślimy, że jeśli Natalka będzie czuła się przez nas kochana i zaakceptuje samą siebie, to poradzi sobie z trudnościami, które napotka.

I znowu wraca słowo "kochana" - bo właśnie o miłość tu chodzi. Nie nosiłam Natalki pod sercem, ale nosiliśmy ją razem w sercu, w naszych pragnieniach. Adoptowaliśmy ją, ona adoptowała nas oraz całą naszą rodzinę i razem podążamy wspólną drogą, kochając się nawzajem.


Zobacz także
Danuta Piekarz, ks. Józef Tarnawski SP

Młody człowiek żyje przecież w rodzinie. Może – i dla swego dobra powinien – zastanawiać się, jak będzie wyglądała jego rodzina. Jeśli żyje w rodzinie przeżywającej bolesne nieraz konflikty, to powinien z tego wyciągnąć wnioski dla swojego życia. Jeśli żyje w rodzinie pełnej pokoju i radości, to niech tak pracuje nad sobą, by taką też była jego rodzina. Może on nie mieć pojęcia, kim będzie ten czy ta, kto stanie się towarzyszem, czy towarzyszką życia.

 

Z Karolem Meisnerem OSB rozmawiają Danuta Piekarz i ks. Józef Tarnawski SP

 
Jacek Skoczeń
Piłat nerwowo przetarł oczy. Świtało. Cała noc upłynęła mu na rozmyślaniu o swej przyszłości. Co będzie dalej? Jak naprawić mocno nadwyrężone stosunki z Herodem - zaufanym człowiekiem cesarza Tyberiusza. Od czasu gdy Rzymianie zabili Galilejczyków, poddanych Heroda, gdy ci składali ofiary w świątyni, drogi prokuratora i króla Galilei jeszcze bardziej się rozeszły. A przecież na opinii nikogo spośród Żydów, którymi w głębi duszy prokurator pogardzał, nie zależało tak Piłatowi jak na zdaniu Heroda...
 
Jadwiga Bożek
Pełni emocji politycy oraz osoby z pierwszych stron gazet prześcigają się w komentarzach, co do "dobrodziejstw" płynących z możliwości finansowania procedury, zwanej in vitro z budżetu państwa. Na in vitro się jednak nie kończy. Co roku rozgrywa się w łonach matek II wojna światowa, podczas której w straszliwych mękach ginie 50 mln bezbronnych istot ludzkich...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS