logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bill Hybels
Bóg, którego szukasz
Wydawnictwo Esprit
 


format: 130x200 mm, 280 stron
Wydanie I, Kraków 2006
ISBN 978-83-60 040-21-8
Tłumaczenie: Stanisław Bocian
Wydawnictwo Esprit SC
www.esprit.com.pl
 
Kup tą książkę

 
Wprowadzenie
 
Obrona
 
Adwokat, kompetentnie wyglądająca kobieta koło czterdziestki, z gładko zaczesanymi włosami i okularami zwisającymi na łańcuszku na szyję, podnosi się i podchodzi do przysięgłych.
– Jedyną rzeczą, którą udowodnił ten człowiek – mówi rzeczowo – jest to, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy Boga. Nie potrafię sprawić, byście Go zobaczyli. Nie mogę przespacerować się z Nim przed wami tak, abyście mogli Go dotknąć. Nie mogę wam obiecać, że usłyszycie Jego głos, gdy Go zawołacie po Imieniu. Ale mogę wam powiedzieć, że jest kilka powodów, które sprawiają, że możecie zawierzyć temu płomieniowi w waszym sercu, który mówi wam, że On istnieje. Te argumenty nie sprawią, że przestaną pojawiać się nowe wątpliwości, ale dadzą wam one dach, pod którym możecie uchronić się przed ich deszczem.
 
Wciąż pod wrażeniem gwałtownego zakończenia przemowy prokuratora, wygodnie poprawiasz się w krześle, wdzięczny za wytchnienie dane wam przez obrończynię.
– Po pierwsze – nie mam zamiaru przerażać was tym słowem – jest coś, co historycy nazywają argumentem „kosmologicznym”. Słowo „kosmologiczny” pochodzi od dwóch greckich słów: kosmos, co znaczy świat, oraz logos, które w tym przypadku oznacza rozum. Złóżmy to razem. Co otrzymujemy? Rozumność świata. Jest wiele odmian tego argumentu, lecz dzisiejszego ranka przedstawię wam ten, który łączy trzy różne uzasadnienia. Pierwsze nazywamy zasadą racji dostatecznej. Zacznijmy od niezaprzeczalnego założenia, że coś istnieje. Dotknijcie swojego ramienia.
 
Większość przysięgłych – ty też – czyni to.
– Czujecie coś, nieprawdaż? Dziś w drodze do sądu, gdy szliście piechotą, co widzieliście? Drzewa? Trawę? Jezioro Michigan? Może słońce? Wiem, że tu w Chicago o tej porze roku można się zastanawiać, czy słońce istnieje. Śmiejecie się. Obrończyni mówi dalej:
– Cokolwiek sądzicie na ten temat, nie możecie twierdzić, że w Chicago nie ma pogody. Niektórzy mówią, ze pogoda w Chicago nie tyle istnieje, ile się ludziom przydarza, ale tak czy owak istnieje i to czujecie, prawda? Kiwacie potakująco głowami.
 
– Pytanie kosmologiczne brzmi: „Dlaczego rzeczy istnieją?”. Załóżmy na chwilę, że nic nie istnieje. Czy nicość wymagałaby wytłumaczenia? Zastanówcie się ze mną – obiecuję, że nie będę próbować doprowadzić was do tematów wziętych z programów „Nie do Wiary!”. To jasne, że nicość nie wymaga wyjaśnienia. Ale w momencie, gdy coś zaczyna istnieć, w tejże sekundzie zmuszeni jesteśmy zmierzyć się z pytaniem dlaczego. Dlaczego to istnieje? Dlaczego coś, a nie nic?
 
– Drugie uzasadnienie – tak zwana zasada zależności – dotyczy tego, że różne rzeczy potrzebują innych. Prawie wszystko zależy raczej od czegoś innego niż od siebie. Drzewa potrzebują powietrza, trawa wody, a drużyna Chicago Bears potrzebuje kibiców – nie wspominając o dobrym graczu w obronie, ale nie będziemy tu wchodzić w szczegóły… Nic nie jest całkowicie niezależne czy też samowystarczalne. Co więcej, większość teorii kosmologicznych potwierdza nasze obserwacje. Na przykład teoria wielkiego wybuchu mówi, że wszechświat kiedyś nie istniał i prawdopodobnie nie będzie istniał w nieskończoność. Druga zasada termodynamiki mówi, że wszystko w naszym świecie znajduje się w rosnącym stanie entropii – powoli się rozkłada, traci energię i zwiększa się poziom nieuporządkowania. Jeśli w to wątpicie, wyszukajcie proszę swoje zdjęcie maturalne i porównajcie z najnowszym zdjęciem do prawa jazdy. Nawet wy podlegacie entropii!
 
– Te pierwsze dwie zasady – że każda rzecz zależy od czegoś innego i że wszystko się rozkłada, prowadzi nas do trzeciej zasady: jeżeli wszystko, co istnieje, jest rzeczywiście współzależne, kto albo co jest wyjaśnieniem tych wszystkich współzależnych przedmiotów i osób? Jeżeli wszystko zależy od czegoś innego, to co jest podstawą, na której ta cała reszta się opiera?
 
Obrończyni podchodzi do ławy przysięgłych, pochyla się i spogląda nam w oczy.
– Innymi słowy, jeśli był wielki wybuch, kto uruchomił zapalnik?
Powraca do mównicy i zdejmuje zasłonę z dużego obrazu wszechświata.
– Rozpocznijcie ze mną podróż w wyobraźni i postawcie się na chwilę poza wszechświatem. Popatrzcie na wszystko, co istnieje – wyobraźcie sobie galaktyki, gwiazdy, planety, wszystko. A teraz – kontynuowała, podnosząc w ręce czerwony marker – nakreślmy okrąg wokół wszystkiego, co istnieje, mam na myśli naprawdę wszystko. Nie pozostawmy poza okręgiem najmniejszej cząstki atomu. Zawrzyjmy w nim każdy kwark i mezon, i całą ciemną materię, która – jak twierdzą uczeni – wypełnia nasz wszechświat.
 
Prawą ręką kobieta zakreśla okrąg wokół obrazu.
– Teraz wszystko to, co istnieje we wszechświecie, jest wewnątrz okręgu. Wszystko wewnątrz tego okręgu zależy w swoim istnieniu od czegoś innego i wszystko wewnątrz tego okręgu powoli się rozpada. To jest niezaprzeczalnym faktem – mówi obrończyni patrząc na prokuratora.
– A oto wielkie pytanie – jedyne, które ma znaczenie: „Co sprawiło, że ta współzależna wewnętrznie materia zaczęła istnieć?”. A drugie pytanie to: „Co sprawiło, że zaczęła się rozpadać?”.
Logiczna odpowiedź na te pytania musi stanowić alternatywę: pierwotna przyczyna wszystkiego tkwi wewnątrz tego okręgu albo poza nim. Nie ma innych możliwości.
 
A zatem która z tych możliwych odpowiedzi ma więcej sensu? Z pewnością, przyczyna wszystkiego nie znajduje się wewnątrz tego okręgu. Już mówiliśmy o tym, że wszystko jest współzależne. Jeśli coś jest zależne, znaczy to, że nie jest niezależne, więc jak mogłoby wywołać wszystko inne? Czy osoba myśląca może dojść do innego wniosku niż ten, że wyjaśnienie, powód wszystkiego, co jest wewnątrz okręgu, znajduje się poza okręgiem? Jeśli coś jest poza okręgiem, z definicji musi być niezależne, nie mające przyczyny, całkowicie suwerenne i samowystarczalne. Innymi słowy, musi być wieczne, nieograniczone i wszechmocne. Tego rodzaju określenia są niebezpiecznie bliskie klasycznej definicji Boga.
 
– Zgłaszam sprzeciw! – rozbrzmiewa głośno głos prokuratora.
– To mnie nie zaskakuje – uśmiecha się obrończyni i zwraca się do sędziego. – Wysoki sądzie, wielu ludzi przez stulecia zmagało się z „zagadką wszechświata”. Studiowano ją, rozkładano na czynniki pierwsze, debatowano nad nią i większość uznała, że wniosek, który właśnie przedstawiłam, jest logiczny i racjonalny. Tak naprawdę – dodaje – ma on dużo więcej sensu niż na przykład twierdzenie, że ponieważ ktoś cię nie trafił piorunem, to widocznie nie istnieje.
 
Obrończyni milknie na chwilę i kieruje wzrok na prokuratora.
– Jeśli się pan tak bardzo nie zgadza, dlaczego nie uderzy mnie pan w twarz?
– Wpojono mi, że kobiet się nie bije.
– Chce pan powiedzieć, że jest to sprzeczne z pana naturą?
– Myślę, że można to tak ująć.
– A zatem może jest sprzeczne z naturą Boga, by kapryśnie powalić pana piorunem tylko dlatego, że nie wierzy pan w Niego? Cisza – dodaje obrończyni – o niczym nie przesądza.
– Sprzeciw oddalony – wtrąca się monotonny głos sędziego – proszę kontynuować.
 
***
 
Geny według projektu
 
– Pierwszy argument, nazywany przez historyków kosmologicznym, kształtuje się, gdy spoglądamy w kosmos i pytamy: „Kto to wszystko tam umieścił?”. Drugi argument, zwany teleologicznym (celowościowym), pojawia się, gdy pytamy: „Dlaczego wszystko jest tak uporządkowane i złożone?”.
 
Pozwólcie, że zilustruję to następującym przykładem.
Jeśli pojechalibyście do Las Vegas i rzucilibyście kostką, a wypadłoby jedno oczko, nie bylibyście zdziwieni. Gdyby przy następnym rzucie kostką wypadły dwa oczka, nie zastanawialibyście się nad tym. Ale gdyby przy kolejnym rzucie wypadły trzy oczka, zaczęlibyście się zastanawiać. A gdyby potem wypadły kolejno cztery, pięć i sześć oczek, zaczęlibyście zadawać pytania.
 
Gdybyście potem rzucali kostką cały dzień, i za każdym razem otrzymywalibyście kolejno jeden-dwa-trzy-cztery-pięć-sześć oczek, to w końcu przestalibyście i powiedzieli:
„To nie może być przypadek. Ktoś musi w tym maczać palce”. Powiedzielibyście tak, bo wiecie, że przypadek nie mógłby doprowadzić was tak daleko. Przez wieki ludzie obserwowali złożoność i cuda świata i po prostu przyjmowali, że stoi za tym racjonalny projekt. Dochodzili do takiego wniosku w oparciu o zdrowy rozsądek. To tradycyjne przekonanie pozostawało niezakwestionowane aż do XVIII wieku – trochę ironicznie nazywanego Wiekiem Rozumu – kiedy naukowcy zaczęli wysuwać tezę, że początki życia mogą być wyjaśnione przypadkowymi zjawiskami zachodzącymi w długich okresach.
 
Obrończyni milknie na chwilę, aby skupić na sobie wasze spojrzenie, a potem pyta:
– Powiedzcie mi, na ile prawdopodobne jest to, że wybuchnie huta stali i w wyniku tego otrzymamy samochód? Jakie jest matematyczne prawdopodobieństwo tego, że przypadkowe zderzenia lotnych gazów dadzą początek najprostszemu żyjącemu mikroorganizmowi, nie mówiąc o takim złożonym procesie jak fotosynteza czy o tak zapierającym dech w piersiach działaniu jak lot orła? Pamiętajmy, co mówi argument teleologiczny: wyjaśnienie złożonego projektu i porządku świata zbiegiem przypadków jest wysoce, wysoce nieprawdopodobne – tak wysoce, że aż wydaje się nierozsądne. Filozof William Paley napisał kiedyś: „Nie może być po prostu projektu bez projektanta, wynalazku bez wynalazcy. Nie ma porządku bez [świadomego] wyboru”.
 
– Nawet Karol Darwin, ojciec teorii ewolucji, to rozumiał. W swoim dziele Pochodzenie gatunków przyznaje: „Przypuszczenie, że oko, składające się z tak wielu współdziałających ze sobą części, mogło powstać na drodze naturalnej selekcji, wydaje mi się – przyznaję dobrowolnie – absurdalne”.
No cóż, w tym jednym miał rację. To jest absurdalne. Dla zainteresowanych liczbami: pewien naukowiec wyliczył prawdopodobieństwo przypadkowego stworzenia cząsteczki białka – wynosi ono jeden do dziesięciu podniesione do potęgi 243. To dziesiątka z dwieście czterdziestoma trzema zerami – miliardy trylionów lat na pojawienie się jednej prostej cząstki białka, nie mówiąc już o jakiejkolwiek formie życia.
 
Gdy przyjrzycie się czysto fizjologicznemu cudowi naszych oczu i uszu, naszego zmysłu dotyku i węchu, naszych zdolności emocjonalnych i umysłowych, to uznacie, że o wiele więcej wiary wymaga przyznanie, iż powstały z eksplozji gazowych, aniżeli uznanie, że zostały zaprojektowane przez Boga.
 
Czy potraficie sobie wyobrazić matkę patrzącą na twarz swego nowo narodzonego dziecka, która mówi: „O, co za cudowna kolizja gazów”? Tak samo nie oczekujemy, by to słodkie niemowlę było „przypadkiem”, jak nie oczekujemy, że fabryka odzieży wybuchnie, w wyniku czego powstanie para dżinsów. Dżinsy zostały przez kogoś zaprojektowane, nie są przypadkiem, i nigdy byśmy nie uwierzyli, że się „przydarzyły”. A nasze geny są o wiele bardziej złożone niż para dżinsów.
 
Widząc, że ława przysięgłych śledzi jej tok rozumowania, obrończyni zaczyna mówić coraz swobodniej.

Zobacz także
Monika Odrobińska
Bóg okaże nam miłosierdzie dopiero wówczas, kiedy naprawdę chcemy odwrócić się od naszych grzechów. Podać pomocną rękę choćby tylko jednemu potrzebującemu to jednak coś więcej niż deklaratywnie kochać całą ludzkość. A mówiąc krótko: nie ma co zamartwiać się potrzebami moralnej odbudowy świata, kiedy ktoś obok chce popełnić samobójstwo...

O wprowadzaniu miłosierdzia w czyn z o. Jackiem Salijem OP rozmawia Monika Odrobińska 
 
ks. Tadeusz Chromik SJ
Chrześcijanin jest człowiekiem zmartwychwstania. On nie tylko uwierzył w zmartwychwstanie Jezusa, ale także w swoje powstanie z martwych, czyli w życie wieczne. Wartość życia jest tak niezwykła, że człowiek jest gotowy wszystko poświęcić, aby tylko je ocalić.
 
Jan Halbersztat
Porównanie ludzkiego życia do wędrówki jest tak oczywiste, że weszło już na stałe nie tylko do literatury, ale także do codziennego języka. Mówimy o „drodze życia”, „doczesnym pielgrzymowaniu”, kłopoty nazywamy „trudnym etapem”, o człowieku stojącym przed trudnym wyborem mówimy, że jego życie znalazło się „na rozdrożu” i zastanawiamy się „dokąd zmierza”...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS