Wydawca: eSPe Rok wydania: Kraków 2005 ISBN: 83-89645-58-0 Format: 125 x 190 Stron: 220 Rodzaj okładki: Miękka |
Powołanie do kapłaństwa: dar i tajemnica
Człowiek dojrzały marzy o tym,
aby realizować Boże marzenia.
Powołanie do kapłaństwa - jak wielokrotnie przypominał nam Ojciec Święty Jan Paweł II - jest jednocześnie i darem, i tajemnicą. Jest ono najpierw darem. Nikt nie może rościć sobie prawa do bycia kapłanem. Kapłaństwo nie jest jednym z praw obywatelskich, które przysługują każdemu człowiekowi. Jest ono zaskakującym darem Bożej miłości. Jest Bożym pomysłem. Jest wyrazem troski Boga o człowieka. Jest owocem Bożej łaski. Kapłaństwo jest jednocześnie tajemnicą. Jest tajemnicą spotkania dwóch wolności: wolności Boga, który powołuje, oraz wolności człowieka, który odpowiada na to powołanie. Często sam powołany nie jest w stanie wytłumaczyć, jak to się stało, że odkrył w sobie powołanie do kapłaństwa i że poszedł za nim do końca, rezygnując z naturalnego przecież marzenia o małżeństwie i rodzinie.
Powołanie to tajemniczy efekt spotkania człowieka ze swoim Stwórcą. Można jednak określić podstawowe kryteria i znaki, świadczące o tym, że dana osoba jest powołana do kapłaństwa. Można też określić podstawowe wymogi, związane z należytym przygotowaniem się do kapłaństwa. Można wreszcie precyzyjnie opisać funkcje, które należą do istoty bycia kapłanem oraz do istoty posługi kapłańskiej.
Przyjrzyjmy się najpierw temu, co ułatwia odkrycie oraz realizację powołania do kapłaństwa.
Osoba konsekrowana kojarzy się nierozłączenie z habitem. To jednak nie jedyna możliwość – świeccy ze wspólnoty Przymierze Miłosierdzia pokazują, że można oddać swoje życie Bogu, żyjąc w świecie. Choć konsekrowanie świeckich jest możliwe już od 1947 r. dzięki decyzji Piusa XII – w Polsce jest to nadal rzadkość. Osoby te żyją w świecie, a jednocześnie składają śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa.
Wspólnym mianownikiem dla skrajnych klerykałów, antyklerykałów, postklerykałów, postantyklerykałów i post-post-jednych, drugich i trzecich jest zawężenie horyzontu ludzkiego życia do doczesności. Oczywiście, chcąc jaśniej przedstawić tę kwestię, przerysowuję. W poezji, w ogóle w sztuce, taki zabieg nie powinien dziwić. Kogo zatem należy się bać? Mówiąc najkrócej, siebie samego. Trzeba się bać, żeby nie być duchem, jak mówi poetka. A jeśli już się tak przeduchowimy, to znaczy po sklerykalizowaniu oderwiemy od ziemskiego padołu, dobrze będzie, jeśli ktoś sprawi, że znowu zaczniemy „wywoływać żywych”.